- Tak. - powiedziała niepewnie - Widziałam trzech mężczyzn. To jest ... dziwne.
- Tak. - zgodził się - Dlaczego oni nie zniknęli? - rzucił. Z celi naprzeciwko dobiegło ciche westchnienie. Czkawka odwrócił się na pięcie i położył w identycznej pozycji, w jakiej się obudził. Wiedział że Heather zrobi to samo. To podstawowy zabieg, aby zmylić porywaczy. Udawali jakby nic się nie stało. Już po chwili brunet odliczał w głowie do 5, miarowo oddychając. Przymknął oczy, bacznie obserwując korytarz. Przez mniej więcej półgodziny pozostawali w bezruchu, gdy na górze rozległy się szmery i tupot nóg. Wtedy pod pokład weszło pięciu facetów ubranych w metalowe zbroje, z czerwonym skorpionem wymalowanym na piersi każdego z nich. Nieśli po jednym człowieku, ale Czkawka ze swojej pozycji nie mógł ocenić kim oni są.
- Jeszcze się nie ocknęli? - dobiegł go głos szóstego mężczyzny, który wychynął zza zamkniętych drzwi kajuty. Był drobniejszej budowy, dorównywał jednak wzrostem swym kompanom. Na gładko ogolonej twarzy błyszczały duże, ciemne oczy. Inteligencja, która w nich płonęła była przerażająca. Z pewnością to on był szefem. A jego głos! Aksamitny, delikatny i przyjazny. Czarujący. Czkawka przypomniał sobie, iż na Berk osoby o takim głosie nazywano złotoustymi. Ten przedziwny mężczyzna z pewnością taki był.
- Nie panie. - powiedział jeden z osiłków. W odpowiedzi jego szef westchnął:
- Widzę Jajo. Musisz się nauczyć czym jest pytanie retoryczne mój drogi. No, ale nie trzymam was tu ze względu na wasze chłonne umysły. Zanieście ich do cel.
- Ale panie. - mruknął Jajo, zamilkł jednak spiorunowany spojrzeniem przełożonego.
- Tak? - to było najstraszniejsze. Choć jego postawa i mimika twarzy zdradzały gniew graniczący z furią, głos pozostał taki sam.
- Cele się skończyły. - dokończył zbesztany wojownik. To przez chwilę zbiło dowódcę z tropu.
- Jak to: skończyły? - zapytał zdziwiony.
- No, wszyscy z Berk są osobno, tylko zostało te pięć dzieciuchów.
- No to daj ich razem z tymi młokosami od smoków. To tylko dzieci, co mogą zrobić? - szef odwrócił się na pięcie i chciał odejść, lecz dobiegło go pytanie innego podkomendnego.
- Czy to pytane retoryczne? - zawołał nieśmiało. Przywódca zacisnął dłoń w pieść.
- TAK. Jeszcze jakieś błyskotliwe uwagi?
- Nie panie. - odpowiedzieli chórem. Gdy zdenerwowany mężczyzna zniknął z pola widzenia, strażnicy zaczęli układać ciała pod ścianą i otwierać celę Heathery. ~ Nie rób nic głupiego ~modlił się w duchu~ Nie masz z nimi szans. ~ W pewnej strasznej chwili, Czkawka myślał iż dziewczyna będzie chciała walczyć, ale najwyraźniej odpuściła. Wtedy chłopak zaczął poznawać wnoszone do środka osoby. Wszystkie były nieprzytomne, posiniaczone ale żywe. Po kolei: Mieczyk, Szpadka, Sączysmark i Śledzik. Wtedy zamknięto jej celę i otworzono jego kraty. Astrid została położona pod ścianą, z uniesioną głową. Strażnicy zakluczyli ich wszystkich i odeszli, śmiejąc się z czegoś pod nosem. W ciszy która nastała i w panującym półmroku, brunet zobaczył podnoszącą się sylwetkę Heather. Cicho jak mysz przylgnęła do ściany i wdrapała się na belki łączące się pod sufitem. Usiadła tam po turecku i pochwyciwszy spojrzenie Czkawki przyłożyła palec do ust. Nieznacznie skinął głową, ale wiedział że jej bystre oczy to zarejestrowały. Dziewczyna założyła kaptur i naciągnęła chustę na nos, w której to zawsze czuła się bezpieczniej i zapadła w stan półsnu. Brunet był wtedy zafascynowany bliskością blondynki. Była na wyciagnięcie ręki, przepiękna - taka jaką ją zapamiętał. Zaczął jej się przyglądać i dostrzegł długą szramę ciągnącą się od lewego ucha do kącika ust. Domyślał się, że nie poddała się bez walki. Zaczął się powoli podnosić i wdrapał się w to samo miejsce co Heather. Wtedy ich rówieśnicy zaczęli się budzić.
- Kurse brat, ile ja ciebie mam? Raz, dwa, trzy... co jest po trzy?... cztery braty! - wykrzyknęła Szpadka.
- Cicho tam siora, próbuje spać! - odparł Mieczyk, zwinął się w kulkę i zasnął. Jedynie Astrid, Śledzik i Sączysmark zachowali trzeźwość umysłu. ~ Jak ludzie rzadko patrzą w górę! ~ pomyślał brunet.
- Cholera... gdzie my jesteśmy? - rozległ się głos Astrid.
- Sam chciałbym wiedzieć księżniczko. - odpowiedział Sączysmark. Czkawka się skrzywił. W odpowiedzi blondynka mruknęła coś niezrozumiałego o tym, że Smark powinien się cieszyć, iż jest w osobnej celi. Potem nastąpiła chwila milczenia. Brunet spojrzał w kierunku Heather, dławiącej się ze śmiechu, nie wydając przy tym żadnych odgłosów. Cóż to był za komiczny widok, chłopak sam chciał się roześmiać!
- Mam niejasne przeczucie, że ktoś nas obserwuje. - odezwała się Astrid.
- Ja też - potwierdził Śledzik. Jedynie Sączysmark był pewny siebie.
- To przez te nerwy. - mówił - Na pewno nikogo tu nie ma!
- No, nie licząc tych dwóch ninja na suficie. - powiedziała niebieskooka spokojnie. Czkawka i Heather zmieszali się - Może się przedstawicie? - zapytała. Nie doczekała się odpowiedzi, gdyż zielonooki zeskoczył w milczeniu na dół a jego towarzyszka rozparła się wygodniej na swoim miejscu. Wtedy w korytarzu pojawili się strażnicy.
- Jeźdźcy smoków - rzucił pogardliwie jeden z nich - szef chce was widzieć. - wtedy Czkawka doskoczył do krat i wrzasnął:
- Gdzie nasze smoki!?
- Co im zrobiliście? - dołączyła się Heathera.
- Dowiecie się w swoim czasie. - otworzyli cele i pociągnęli ich w stronę drzwi prowadzących na górny pokład. Zatęchłe deski skrzypiały im pod stopami, a ciężkie powietrze utrudniało oddychanie. Weszli do mrocznego pomieszczenia. Wielkie przeszklone okno po przeciwległej stronie nie wpuszczało za wiele światła, wyraźnie jednak odcinała się na jego tle męska sylwetka.
- Jeźdźcy smoków! Jak miło mi nazwać was moimi gośćmi. Usiądzie proszę. - dobiegł ich opanowany głos mężczyzny.
- Gdzie. mój. smok? - powtórzyła Heather.
- Wszystko w swoim czasie, panno..? - zaczął facet, domagając się imiona przyjaciółki Czkawki.
- Panno nie-powinno-cię-to-obchodzić. - rzuciła zgryźliwe. Chłopak rzucił jej karcące spojrzenie. Jeśli chcieli dowiedzieć się czegoś o stanie i miejscu pobytu swoich smoków musieli współpracować, lub przynajmniej udawać że tak jest, z tym mężczyzną. Czy ona tego nie zrozumiała? Nieznajomy nic nie odpowiedział, jedynie wpatrzył się w plamę czarnej cieczy na stole. Następnie sięgnął do kieszeni skórzanego kubraka i wyjął połyskującą łuskę Zbiczatrzasła. To zamknęło czarnowłosej usta. Mężczyzna położył przedmiot na blacie i palcem wskazującym przesunął ją w stronę dziewczyny. Ta szybko i bez słowa odebrała mu ją i zaczęła obracać w palcach. Czkawkę ogarnęła niezmierna fala smutku i strachu. Wpatrzył się w twarz swojej przyjaciółki i zobaczył napływające do oczu łzy. Po jej policzku potoczyła się jedna, samotna kropla, jedyne świadectwo toczącej się wewnątrz niej burzy.
- Możesz się z nią zobaczyć. Jeśli będziesz współpracować to ani jedna łuska więcej nie spadnie jej z głowy. - powiedział porywacz tak samo opanowanym głosem jak na początku ich rozmowy. Heather pociągnęła nosem i pokiwała twierdząco głową. Ta drastyczna przemiana przeraziła Czkawkę, gdy zaczął sobie wyobrażać jakby sam się zachował na jej miejscu. Jeśli ten mężczyzna posiadał Szczerbatka, to także całą władzę nad brunetem.
![](https://img.wattpad.com/cover/72456409-288-k52917.jpg)
CZYTASZ
Hiccstrid (?) one shots
FanfictionW tej książce pojawiać się będą one shoty, z filmu i serialu Jak Wytresować Smoka 1 i 2. Motywem przewodnim będzie ship Hiccstrid, ponieważ książkę z shipem Hiccether już piszę ;] jeśli chcecie oczywiście serdecznie na nią zapraszam! No a teraz bez...