Gdzie oni są? (2)

883 40 3
                                    

298 godzin 05 minut

- A więc taki jest pierwotny plan. - zaczęła Astrid - Z czterdziestu dzieciaków około dwadzieścia może się na coś przydać. Reszta musi być pod stałą opieką. Teraz trzeba to ogłosić. Sączysmark przyzwij wszystkich do Twierdzy. - po tym podsumowaniu chłopak posłusznie wyszedł z niej (twierdzy) i zadął w róg.

Przestraszone dzieci rozpoznały znajomy sygnał i zawędrowały w kierunku największego budynku w wiosce. Wkrótce w sali zebrało się trzydzieści osiem osób.
- A tamci gdzie? - mruknęła Astrid.
- Pewnie poszli na jakiś spacerek! - zaśmiał się Smark - Albo szukać mamusi! - poza Smarkiem i bliźniakami nikt się nie śmiał. Astrid kaszlnęła przyciągając uwagę wszystkich i uciszając rozmowy.
- A więc tak. Jesteśmy tu PRAWIE wszyscy. Dorosłych nie ma, ale na pewno wkrótce wrócą. Jednak my musimy sobie na razie radzić. Niech podejdzie tu: Emma, Jennifer, Chris... - i wyczytała jeszcze jedenaście osób z listy - Wszyscy tu stojący, którzy zostali wyczytani bedą mieć swoje obowiązki. Mary, Peter, Johnson i Emily zajmować się będziecie najmniejszymi. Urządźcie się na arenie i możecie wszystkich prosić aby wam coś przynieśli. Dopuszczalna liczba maluchów w przedszkolu, pod waszą opieką to dziesięć. Reszta będzie musiała zajmować się swoim młodszym rodzeństwem. Ed, Edd i Sarah zajmiecie się połowem ryb. Reszta z wyczytanych zajmie się farmą i hodowlą. Z kolej najstarsi, czyli my, będziemy strażnikami i zastępcami wodza. Możecie rozejść się do swoich obowiązków. - po tym ogłoszeniu wszystkie dzieci wróciły do swoich domów i szykowały się do nowych zadań. Tymczasem Heathera i Czkawka zdążyli już dobiec do Szczerbatka. Haddock padł przy nim na kolana i rozpłakał się ze szczęścia. Nic nierozumiejący smok polizał go po twarzy. Dziewczyna przykucnęła obok niego.
- Jak dobrze, że jesteś Szczerbi. - wychrypiał Czkawka.
- Mówiłam, że będzie dobrze! No dobra mazgaju, lot dobrze nam zrobi. - weszła do małej jaskini i wyciągnęła siodło, które założyła Szczerbatkowi. Jednocześnie zagwizdała i przyleciała do niej Szpicruta z gatunku Zbiczatrzasł.
- Tak, masz rację.- otarł oczy i wdrapał się na siedzenie. Wpiął nogę w sterownik.
- Chodź, pościgamy się. - rzuciła już na grzbiecie swojego smoka Heathera. Połyskliwe, srebrne łuski jej smoka, bardzo twarde i ostre odbijały słoneczne promienie, zalewając polanę pięknym blaskiem. Czkawka zmrużył oczy, odliczył od trzech do jednego i ruszyli. Na początku Szpicruta wyprzedziła Szczerbatka i utrzymywała się na tej pozycji przez pierwsze kilometry. Potem jednak musiała zwolnić, a nocna furia leciała stałym, miarowym i mimo wszystko błyskawicznym tempem. Dziewczyny wykonały kilka zwodów i sztuczek (w ich wyścigach wszystko było dozwolone) ale bystry smok Czkawki na nic nie dał się nabrać. Zatoczyli szerokie łuki na niebie i skierowali się w stronę Kruczego Urwiska. Heather wykorzystując to, że nie steruje smokiem za pomocą nogi, jak Czkawka, położyła się na Szpicrucie maksymalnie zmniejszając opór powietrza. Czkawce się to nie spodobało. Smoki zrównały się i po chwili nocna furia została lekko w tyle. Przestawił lotkę, wyprzedził rywalki i wylądował ze Szczerbatkiem na polanie. Dwie sekundy później zjawiła się też Heathera.
- Jak wy to robicie? Szczerbatek jest taki wytrzymały, a trenujemy przecież razem...! - powiedziała podejrzliwym głosem. Czkawka uniósł ręce w uspokajającym geście.
- Oczywiście, że tak! Ale już wracajmy... - dodał z przestrachem - Bo jeszcze zauważą... - zgodnie więc wsiedli na grzbiet zbiczatrzasła i pozwolili wysadzić się parędziesiąt metrów od granicy lasu. Na pożegnanie czarnowłosa dziewczyna poklepała kilkakrotnie swojego smoka po pysku i wolnym truchtem, wraz z młodym Haddockiem udali się w stronę osady. Tam czekała ich niemiła niespodzianka. Zza jednego z domów wyłonił się Sączysmark i nim przyjaciele zdążyli coś zrobić, uderzył Czkawkę z całej siły w ramię.
- Auu! - zawył chłopak.
- Gdzieście byli? Była narada, szefowa była na was zła! - zaśmiał się arogancki "strażnik".
- O czym ty do diabła mówisz Smark? - zapytała wściekłe Heather.
- No, Astrid teraz dowodzi w wiosce! - zawołał. Spojrzenie młodego Haddocka, wycelowane w przyjaciółkę, mówiło jedno
,,TRZEBA ZWIEWAĆ". Bo skoro nie ma dorosłych a ich wrogowie przejęli inicjatywę w wiosce i cieszą się posłuchem, to nie mogło się to dla nich dobrze skończyć prawda?
- Nie szukamy kłopotów... - przemówił łagodnie brunet.
- Jeśli faktycznie tak jest, to wykonujcie polecenia i nie wychylajcie się z tłumu. Dla bezpieczeństwa nie macie żadnych obowiązków, bo znając was wszystko byście zepsuli. - rzekł na odchodnym Jorgenson. Gdy już był poza zasięgiem ich słuchu naradzali się.
- Dokąd chcesz uciec? - zadała pytanie zielonooka.
- Poszukamy wyspy.
- Nie możemy uciec bez ekwipunku. - zawahała się.
- Wykonamy sobie peleryny maskujące, długie luki i dwa tuziny strzał. Mogą się przydać także noże, jeden do rzucania, drugi jak krótki miecz. *
- No dobra, ale na pewno chcemy to zrobić sami?
- Nie. Możemy zwerbować pare nastolatków z sąsiednich wysp.
- Na prawdę chcesz zostawić Berk losowi? Jesteś synem wodza Czkawka!
- Wiem. - westchnął - Możemy pod pelerynami obserwować ją ze smoków. W razie kłopotów wchodzimy, załatwiamy co trzeba i się zmywamy.
- Brzmi jak plan. - rzuciła z przekąsem Heathera.
- A masz lepszy pomysł? Chcesz zostać na naszej wyspie i "wykonywać polecenia" oraz "nie wychylać się z tłumu"? - zaczepił zdenerwowany Czkawka. Dziewczyna uniosła ręce w pojednawczym geście.
- OK! Nie mam nic przeciwko. To co, wieczorem w kuźni popracujemy nad strojami? Może zrobimy też wreszcie jakieś lepsze siodła. - rozmarzyła się.
- Zobaczymy. Tym czasem trzymaj się. Muszę pomówić z Astrid. - starał się nie zająknąć wymawiając jej imię, ale nie zdołał. Tak już na niego działała. Rozeszli się.

Hiccstrid (?) one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz