#1

355 21 17
                                    

-Ruszyć się- krzyknęłam nadal zastanawiając się jak się tu znalazłam

Kiedy rok temu uciekłam od ostatnich osób jakie mi zostały wiele się pozmieniało. Ścięłam włosy. Wcześniej sięgające mi prawie do piersi teraz ledwie dotykają ramion, noszę okulary i wydoroślałam. - układałam w głowie wpis do pamiętnika- Wiele miesięcy podróżowałam sama, wiedząc, że już nikomu nie zaufam, tak jak ufałam im. Po sześciu miesiącach trafiłam do upadającej osady. Kierował nim mężczyzna imieniem Mark. Był dobrym człowiekiem, który przez dobre serce wiele stracił. Postanowiłam mu pomóc. Na początku...- ktoś przerwał mi mój wewnętrzny monolog

-Tilly ! Co jest z tobą do cholery ?- podszedł do mnie starszy mężczyzna
-Wybacz Mark, zamyśliłam się- szybko się wytłumaczyłam
-Możemy na słówko ?

Trochę mnie tym zdaniem przeraził. Był chory, stary i uczciwy, więc czułam, że zrobiłam coś źle

-Coś zrobiłam nie tak?- zapytałam prosto z mostu
-Tilly, skarbku, wszystko jest w porządku - odetchnęłam z ulgą
- W takim razie po co mnie zawołałeś?

-Mam dla ciebie prezent- podszedł kulejąc do otwartego pudełka stojącego przy kominku - znalazłem go dzisiaj w lesie, jego matkę zjadły szwendacze i przypomniała mi się historia o twoim psie- delikatnie wyjął z pudełka szczeniaka- nasza lekarka powiedziała, że jest wyjątkowo silny, jest zdrowy jak ryba - zaśmiał się i położył mi szczenię na kolanach- powiedziała, że ma na oko trzy miesiące i jest mieszańcem owczarka niemieckiego i jakiegoś innego psa- machnął ręką ukazując, że to nie ma większego znaczenia

Spojrzałam na żyjątko. Był przeuroczy, przypomniał mi się Buster, mój kochany koleżka. Postanowiłam wychować i wytresować psa jak najlepiej.

Carl Pov.
Dni za dniami mijały, a miesiące za miesiącami. Tylko ja i Daryl żyjemy, inni się nie odnaleźli. Po roku nadal nie wierzę w śmierć Tilly.

-Pierdolona egoistka- wymamrotałem
-Jak?- zapytał mężczyzna jedzący wiewiórkę
-Nie uważasz, że Matilda była egoistką? Że wszystko robiła dla siebie, że nas miała w dupie, że chciała żebyśmy wszyscy zdechli?- uniosłem się

Mężczyzna połknął pożywienie i  spojrzał na mnie.
-O czym ty pierdolisz ?
-O tym, że gdyby nie ona to wszyscy bylibyśmy razem
-Stary, ty siebie słyszysz?- uniósł brew- prawie dla nas zginęła i popełniła...- przerwałem mu
-Nazwij rzeczy po imieniu... Zabiła się... Bo była tchórzem- dodałem po chwili

Daryl postanowił nie drążyć tematu, oblizał palce i położył się spać.

Tilly Pov.
Układałam kolejny karton. Było już późno, a ja padałam z nóg. 

Na początku był tylko on, ja i jego skromna rodzinka. W dwa miesiące osada rozrosła się do potężnych rozmiarów. Ja skończyłam 18 lat i postanowiłam coś w sobie zmienić. Włosy, które w ciągu roku urosły mi do piersi ścięłam ponownie. Założyłam okulary dla własnej wygody. Dnia, a dokładniej trzynastego lutego dostałam list, który wędrował po wszystkich osadach w okolicy. Pismo poznałam od razu.

Wyjęłam z kieszeni spodni kartkę zgiętą na cztery części. Nie wiedziałam czy chcę to znowu czytać. Ostatecznie ponownie włożyłam ją do spodni.

Dni mijały szybko, ludzie na świecie dalej bili pianę i było wielu  ,,bezdomnych", ale większość ocalałych pozakładało osady i zaczęło wymieniać się mądrością i zapasami w zamian za sojusz. Wszystko się zmieniło, kiedy pewna grupa zaczęła szantażować różne osady, przez co wiele z nich się rozpadło, a umowy zostały przerwane prowadząc do wielu wojen między mieszkańcami osad.

Poczułam jak lecą mi łzy.

XXX

Następnego dnia, z samego rana pobiegłam do Marka.
-Wracam do Antlanty- rzuciłam szybko
-Że jak?- prawie zadławił się śniadaniem
- Osady nie są rozwiązaniem. Zbyt duże zbiorowiska ludzi przyciągają umarlaków i żywych. Czym nas więcej tym większe straty.
- Więc co ja mam zrobić?- uniósł ręce
-Jako współdowódcę weź Lukasa, rozbijcie osadę na kolonie, albo grupy. W każdej niech będzie kilka osób, które słabo znają się na broni i co najmniej dwie znające się. Tak będzie bezpieczniej, a was nie będzie atakował żaden zwyrol.
- Nie sądzisz, że będąc małymi grupami staniemy się łatwiejszym celem?- spytał
-Nie, nie  będziecie zajmować żadnego terenu na stałe, więc nie stwarzacie problemu. Teraz wszyscy walczą o posiadanie jak największych osad i to ich zabija.
-Co że starszyzną ?
- Wszyscy ludzie starsi bądź chorzy mają zamknąć się w schronie - położyłam mu na biurku  mapę z zaznaczonym punktem- właściciele nie żyją, kod do zamka jest z tyłu mapy. Zapasów tam wystarczy im na trzy lata. Będzie z nimi kilka młodych ,,ochroniarzy"
-Zgoda
- I taka rada. Niech codziennie wychodzi tylko jedna grupa osób, aby wyglądało to na upadek osady, a nie plan ewakuacji. Podziel ludzi mądrze, ich życie spoczywa w twoich rękach - uścisnęliśmy sobie dłonie.

XXX

Kolejny dzień wędrówki w stronę Atlanty był wyjątkowo przyjemny ze względu na wieś, przez którą przechodziłam.

Pies chodził przy nodze i rósł jak na drożdżach, byłam zadowolona. Codziennie uczyłam go nowych komend i sztuczek. Szybko się uczył, był kochany.

Okolice były piękne...- myśli przerwał mi przeraźliwy krzyk. Pobiegłam ile sił w nogach w tamto miejsce. W małej drewnianej chatce, chłopiec o czekoladowych oczach, trzymający za rękę chłopaka o tym samym kolorze tęczówek. Zapłakani patrzyli na martwe ciała, prawdopodobnie swoich rodziców.

Podeszłam trochę bliżej. Obaj chłopcy odwrócili się w moją stronę. Chłopiec podbiegł do Ricka (tak nazwałam psa) i przytulił go mocno próbując się uspokoić, a starszy chłopak próbował go powstrzymać

-Spokojnie, niech się uspokoi- schowałam broń i się słabo uśmiechnęłam
-Dziękuję- otarł łzy chłopak
-Jestem Matilda- podałam mu rękę
-Nathan, a ten chłopiec to mój brat Liam
-Miło mi...
--------------------------
Kocham to pisać i cieszę się, że do tego wróciłam
~Telli💫

Don't forget about me || TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz