#3

220 21 2
                                    

Speszial dedikejszyn for marinka_dixon ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Po kilku dniach spokojnej, jak na apokalipsę, wędrówki dotarliśmy do miejsca, które już nie istniało od kilkunastu miesięcy.

-Alexandria ?- skrzywił się Nathan
-Kiedyś tu mieszkałam, ale to nieważne.

Połowa metalowej konstrukcji była przewrócona, a domy były poniszczone. Zobaczyłam domeki, w którym mieszkali moi przyjaciele. Tak bardzo tęskniłam za czasami grupy Ricka i innych pierdół. Pewnie gdyby nie Ben wszystko nadal byłoby w porządku.

Pojedyncza łza poleciała mi po policzku. Liam to zauważył i rzucił mi się na szyję mocno mnie przytulając.
-Nie płacz, jesteś moją bohaterką- zrobiło mi się ciepło na sercu.  Czterolatek raczej niewiele mówił, ale jego słowa roztopiły moje serce.

*******************************

Szliśmy przed siebie kilkanaście godzin.
-Padam z nóg - powiedziałam
-Ja też- odpowiedzieli równocześnie bracia 

-Zatrzymamy się tutaj na jakiś czas, wygląda bezpiecznie jak na apokalipsę - zaśmiałam się i uśmiechnęłam do chłopców 

Położyłam koc na runie, które wcześniej oczyściłam ze zbędnych patyków, szkieł i innych pierdół. Było całkiem wygodnie. Chłopcy zasnęli natychmiastowo. 

Mam wrażenie, że ich przemęczam. Może powinnam trochę odpuścić? Ale z drugiej strony nie chcę stać zbyt długo w miejscu. Przemieszczanie się bezpieczniejsze.

Chłopiec musiał mieć nieciekawe życie. Urodził i wychował się podczas epidemii. Kiedy inni będą wspominać dzieciństwo jako miły, spokojny czas, z zabawkami, komiksami i ciastkami mamy, on będzie opowiadał o śmierci bliskich i wiecznej ucieczce.

Wracając do nadawcy listu. Wysłał mi go, bo chciał mnie spotkać. Wyznał w nim, że tęskni, że jest szczęśliwy i mieszka w osadzie. Nadal uważam, że osady to niezbyt mądry pomysł, ale on zapewnia, że jest tam bezpieczny.  Dodał, że nie może zbyt wiele pisać, bo inni mogliby to wykorzystać. Dał swoje położenie i się podpisał ,,na zawsze Twój Paul".

Zamknęłam notatnik i wstałam z koca, ja nie byłam śpiąca, więc postanowiłam pilnować śpiących dzieci.

Spojrzałam jeszcze raz na nich. To było urocze. Rick zasnął grzejąc Liama by nie było mu zimno. Weszłam głębiej w las

Zawsze żyłam w przekonaniu, że nie chcę mieć dzieci, a zwłaszcza po tym jak straciłam Judith. Postanowiłam się do nikogo nie przywiązywać, po prostu wydawać rozkazy i żyć dalej, ale znowu się złamałam. Z jednej strony cieszę się, że im pomogłam, a z drugiej wiem, że jeżeli im coś się stanie znowu będę cierpieć. Egoistka ze mnie wiem.

Szłam dalej przez drzewa i krzewy, które były cholernie suche. Spojrzałam na papierową, podartą mapę, którą wzięłam z jakiegoś sklepu. Byłam niedaleko jakiegoś osiedla. Wiecie takie, letnie domki, ale te luksusowe.

Myślałam, że to Alexandria, ale ją minęliśmy.

Nagle w głowie zabłysnęła mi lampka. Wyjęłam skrawek papieru z kieszeni i spojrzałam na współrzędne.

O kurwa.

*********************************
-Wstawać! Pora ruszać, niedługo będą tu nieumarli- poganiałam leniwie wstające dzieci
-Już! Już! Gdzie teraz?- spytał chłopak przecierając oczy
-Kilka kilometr stąd jest osada
-Chiałaś trzymać się z dala od osad- uniósł brew chłopiec
-Jestem tam ktoś kto mnie potrzebuje- spojrzałam na niego smutno na co on tylko kiwnął głową

Po dwunastu minutach ukazało nam się ogromne, drewniane ogrodzenie.
-Wow- powiedzieliśmy zgodnie
-Zostańcie tutaj z Rickiem, wejdźcie na drzewo i nie hałasujcie. Myślę, że z tamtego drzewa- wskazałam na wysokie na kilka metrów drzewo- będziecie mnie widzieć, zaraz po was wrócę- kiwnęli głową

Okrążyłam zabezpieczenie i znalazłam bramę.

Nienawidzę tego momentu. ,,Kim jesteś? Po co tu jesteś? Kto jest z tobą? Czy masz broń?" Itd, itd... Lekko to, za przeproszeniem, wkurwiające.

-Kim jesteś?- nie no jebne
- Mam na imię Tilly. Przyszłam odwiedzić przyjaciela. Dostałam od niego list.
-Jakiego przyjaciela?-zapytał
-Paula, Jezusa
-Jest ktoś z tobą?
-Dwójka małych chłopców i pies
- Zaraz zawołam Jezusa i on zadecyduje
-Ok- machnęłam i pędem pobiegłam po dzieci

-Możecie zejść- powiedziałam nieco głośniej. Z drzewa zeszła dwójka chłopców. Jeden trzymał psa w ręce. Zaczęłam już iść przed siebie, kiedy usłyszałam głos Liama
-Mamo, zimno mi - odwróciłam się zdziwiona- to znaczy, pani- speszył się maluch

Zdjęłam moją kurtkę i opatuliłam go nią.
-Wskakuj- schyliłam się- przytul się, będzie ci cieplej- Liam wskoczył mi na barana. Poczułam jego małe rączki przytulające się do mojej szyi- Jestem Tilly, ale dla ciebie mogę być nawet mamą- uśmiechnęłam się kątem oka spoglądając na chłopca. Nathan był zszokowany całą sytuacją
-Dobrze... Mamo- przytulił się mocniej.

Znowu poczułam te motyle w brzuchu. Te kiedy mała istotka kocha cię całym sercem i to okazuje, to kiedy dajesz komuś szczęście, tak jak kiedyś robiła Judith.

Podeszłam po raz drugi do bramy. Na wieży stał już mężczyzna w długich włosach. Serce waliło mi młotem. Nie widziałam jego całej twarzy bo rozmawiał z mężczyzną, który zadawał mi denerwujące pytania.

Chłopiec czując moje zaniepokojenie zszedł z moich pleców i stanął obok starszego brata. Napięcie tak wzrosło, że rozbolała mnie głowa. Kiedy tylko widziałam kręcone włosy Paula przed oczami miałam wszystkie wspomnienia, rozmowy, pocałunek. Był moją miłością. I szczerze mówiąc nie bałam się jego reakcji na mnie, czy mnie nadal lubi, co o mnie sądzi, czy jest na mnie zły... Najbardziej bałam się tego, że dalej będę go kochać, a on jako dziewięć lat starszy mężczyzna stwierdzi, że nie chcę być z taką gówniarą i wyśmieje mnie, że myślałam, że to będzie coś więcej.

W końcu spojrzał w dół. Tak, to był on. Niezmiennie przystojny. Niezmiennie go kochałam...

I w tym momencie przegrałaś wszystko Tilly! Miałaś go nie kochać, miałaś odpuścić, ale jak zwykle nie słuchasz nawet siebie.

Zszedł z wieży, więc straciłam go z pola widzenia. Niezbyt wiedziałam jak się zachować, bo nie wiedziałam czy zszedł i poszedł spowrotem do domu, bo stwierdził, że nie chcesz mnie znać, czy może chce wyjść mi na spotkanie.

Chciałam płakać, może nie tyle co ze szczęścia, a z bezradności. Lubię wiedzieć na czym stoję, a w tamtym momencie byłam pod wielkim znakiem zapytania.

Minęły dwie minuty, spuściłam głowę i na palcach odwróciłam się żeby odejść.

Zabolało Paul. Na co był ci ten list?

Kiedy już chciałam wejść w las usłyszałam głośne ciągnięcie czegoś po ziemi. Odwróciłam głowę i otworzyłam szerzej oczy. Brama się otworzyła. Stali w niej trzej mężczyźni, wśród nich... Paul.

Stanęłam w bezruchu. Co powinnam zrobić? Rzucić mu się na szyję czy raczej powiedzieć krótkie ,,Dzień dobry" . Ambitnie Tilly.

Po krótkiej chwili niezręcznej ciszy zabrzmiał gruby głos.
-Nie przywitasz się ze mną myszko?...
—————————————
Przepraszam za opóźnienie, ale rozdział jest. Wpadłam na pomysł, że ,,speszial dedikejszyn" dostanie osoba, która jako pierwsza skomentuje rozdział. Dedykację dostaje się tylko raz. Miłego :)
~Telli💫

Don't forget about me || TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz