Rozdział 5

118 23 2
                                    

- Jak mogłeś tego nie zauważyć! - krzyknął na mnie z wyrzutem Lucas i miał rację. Totalnie spieprzyłem sprawę - Co jeszcze tak stoisz?! Rób te swoje czary mary co wcześniej i go ratuj!

Nie odzywałem się już ani słowem, tylko wydawałem chłopakom polecenia, a sam zająłem się wyjmowaniem kuli, która tkwiła głęboko w ciele. Tym razem stresowałem się jeszcze bardziej, a moje ręce drżały wyjątkowo bardzo. 

- Daj - powiedział do mnie Cal i delikatnie się uśmiechnął. Szkoda, że ten chłopak nie wiedział jak dużo otuchy mi dodał. Przejął ode mnie pęsetę i sprawnie wyjął kulę. Wyglądało to jakby robił takie rzeczy od urodzenia. Położył kulkę na stole i dał mi znak ręką, abym dalej zaczął działać. Zakraplaczem wlałem do rany trzy kropelki fioletowego płynu. Nic nie zaczęło się goić. Miejsce postrzału cały czas wyglądało tak samo. Zacząłem się zastanawiać, czy jeśli dodam więcej leku, to czy wszystko się zrośnie. Postanowiłem zaryzykować. Wlałem kolejną kroplę. Nadal nic. Kolejna kropla. Coś zaczęło się zmieniać. Rana powoli się zrastała. Wpuściłem ostatnią kropelkę i skutek był taki jak się spodziewałem. Nie zostało, ani śladu po postrzale. Miałem wrażenie, że jeszcze nigdy w życiu się tak nie cieszyłem. Spojrzeliśmy na siebie z Calem radośnie. 

- Udało się! - jasnowłosy był równie radosny jak ja, ale Lucas nie podzielał naszego entuzjazmu. Siedział w dużym białym fotelu z poważną miną i patrzył się na nieprzytomnego Maxa. Wiedziałem, że był na mnie wściekły, że przeoczyłem coś naprawę ważnego. 

- Trzeba przeprowadzić transfuzję, ale żaden z nas nie jest już w stanie oddać krwi. 

- Ja to zrobię, zawaliłem, więc teraz o naprawię, powiedziałem spuszczając wzrok. Chciałem w ten sposób trochę naprawić swój błąd. Lucas najpierw spojrzał na mnie jak na idiotę, ale ostatecznie się zgodził. Ponownie podpiął rurkę do mojej ręki i już po chwili popłynęła przez nią krew. 

Siedziałem obok nieprzytomnego alfy, gdy nagle Max otworzył oczy. 

- Co... co się dzieje? - wyszeptał i przymrużył oczy od natłoku światła. Chłopak powoli usiadł i przetarł twarz rękami. Robiąc to zorientował się, że do jego nadgarstka przyczepiona jest rurka - Postrzelono mnie prawda?

- Nie pamiętasz? - zapytałem, ale nie byłem tym zdziwiony, w końcu z Calem było tak samo. Max potwierdził moje oczekiwania kiwając głową. Opowiedziałem mu zdarzenia z ostatnich kilku godzin. Alfa nie ukrywał zaskoczenia.

- Co z Victorem? - zapytał poważnie.

- Nie wiadomo - odpowiedział Lucas. Max podrapał się po lewej brwi - Musimy coś zrobić. Damon pamiętasz dokładnie jak wyglądał tamten człowiek? Dzięki kuli od pistoletu możemy określić z jakiej broni strzelał, a później schakować różne bazy danych i sprawdzić kto w naszej okolicy taki model kupował. Wtedy przynajmniej zmniejszymy grono naszych podejrzanych.

Przez całą rozmowę z Maxem bałem się, że Lucas wspomni mu coś o moim błędzie. Nie chodziło o to, że się go bałem, tylko nie chciałem, aby się na mnie zawiódł.

- Chłopaki, to był długo dzień. Chodźmy spać, jutro coś pomyślimy. - powiedział alfa tonem łagodnym, ale nie znoszącym sprzeciwu. Wszyscy pożegnaliśmy się krótkim "dobranoc" i poszliśmy do swoich pokojów. Gdy otworzyłem drzwi do swojej sypialni z początku nie zauważyłem nic niepokojącego. Poszedłem do małej łazienki podłączonej do pokoju i wziąłem szybki prysznic, a później wskoczyłem prosto do łóżka. Zacząłem myśleć o beznadziejności tego dnia. Max, Victor i Cal zostali postrzeleni, znowu zaniedbałem Harrgo. Właśnie! Harry! On powinien być przecież w tym pokoju. Momentalnie poczułem jak robi mi się gorąco i w ciągu sekundy wyskoczyłem spod kołdry. Spojrzałem na łóżko mojego brata, było puste. Wybiegłem z pokoju i zacząłem wchodzić do pokojów chłopaków szukają Harrego, ale nigdzie go nie było. Zbiegłem na dół, gdzie jak zwykle o tej porze, przy kuchennym stole, siedział Max. 

- Nie widziałeś Harrego? - zapytałem przerażony. Chłopak podniósł wzrom znad ekranu i spojrzał na mnie zaniepokojony. 

- Nie, a powinienem? 

- Nigdzie go nie ma! - złapałem się za głowę i usiadłem na jednym z kuchennych krzeseł. Alfa wystraszony spojrzał na mnie. W stadzie wszyscy jesteśmy dla siebie ważni, pomagamy sobie nawzajem, ale Harry to osoba... Osoba, która zawsze każdemu z nas potrafi poprawić humor. Umie nas rozweselić nawet w najsmutniejszym momencie. Wiedziałem, że Max myśli o dokładnie tym samym co ja: Wszyscy tylko nie Harry.

Jak na zawołanie obydwoje podnieśliśmy się z krzeseł i pobiegliśmy na górę. Obudziliśmy Lucasa i wyjaśniliśmy mu całą sytuację. Postanowiliśmy jak na razie ukryć to przed Calem, bo wiedzieliśmy jak bardzo by chłopak to przeżywał. Harry jest dla niego bardzo ważny.

Z Maxem i Lucasem jeszcze raz rozejrzeliśmy się po domu, ale kiedy upewniliśmy się, że malca tu nie ma wyszliśmy na zewnątrz. W postaci wilków próbowaliśmy wyczuć zapach małego bruneta, ale nie było czuć ani trochę woni. Byłem tak przerażony, że biegałem bez celu i po prostu szukałem zapachu. Nagle usłyszałem wycie Lucasa. Wołał on mnie i Maxa. Gdy w oddali zobaczyłem jasnego wilka podbiegłem do niego. Staliśmy w miejscu, gdzie dokładnie było czuć zapach Harrego. Kolejny moment w moim życiu, kiedy czułem się najszczęśliwszym człowiekiem, znaczy wilkiem, na ziemi. Wszyscy troje zaczęliśmy pędzić w tamtym kierunku, gdy nagle na naszej drodze stanął nieznajomy alfa, a za nim strzelec. Gwałtownie zatrzymaliśmy się. Tym razem mieliśmy szansę ich pokonać. Mogliśmy to wygrać. Max dał nam znak byśmy zamienili się w ludzi. Posłusznie wykonaliśmy jego rozkaz i już po chwili pokazaliśmy się w ludzkiej postaci. Nieznajomy wilk nie wziął z nas przykładku, tylko nadal pozostał w zwierzęcej postaci, nie ujawniając swojej tożsamości. To tylko dodawało mu tajemniczości. Po chwili usłyszałem krzyk. Spojrzałem w miejsce, z którego dochodził - na strzelca i zobaczyłem jak trzyma on dziewczynę z lufą przyłożoną do jej skroni. Nieznajomy również spojrzał w tamtym kierunku i kiedy zobaczył co strzelec robi, bez zastanowienia, wściekły rzucił się w tamtym kierunku. Chciał bronić dziewczyny, a najgorsze w tym wszystkim było to, że jak również ją znałem. To była Wylie.

Władca Lasu [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz