Rozdział 8

75 15 8
                                    

Max

Dziewczyna cały czas stała w miejscu, a Damon patrzył na mnie wrogo gotowy do ataku. Jak zwykle podczas pełni przemienił się w dzikie zwierzę. Intensywnie spojrzałem w jego stronę używając mojego daru - zmieniania koloru oczu na czerwony. Tylko alfa może mieć taki kolor ślepiów. Alfa rządzi wszystkimi innymi wilkami ze swojego stada. Damon, gdy spojrzał w moje tenczówki natychmiast pobiegł w przeciwnym kierunku, gdyż każdy wie, że z alfą się nie zadziera. Taki samiec jest zawsze roślejszy i silniejszy od pozostałych.

Spojrzałem jeszcze tylko przelotnie na przerażoną Wylie, która nadal stała w miejscu i rzuciłem się pędem w miejsce gdzie umówiłem się z Rafem. Po kilku minutach biegu dotarłem tam, ale to co zobaczyłem bardzo mnie zadziwiło. Pomiędzy drzewami stał Rafe w ludzkiej postaci, a obok niego Cal. Moje zdziwienie było ogromne. Jak najszybciej przemieniłem się i spojrzałem na nich pytająco.

- To długa historia - powiedział cicho Cal.

- Długa historia, która wydarzyła się w ciągu 15 ostatnich minut kiedy mnie nie było. Rzeczywiście długa - powiedziałem z przekąsem. Rafe otworzył usta żeby to wyjaśnić, ale go uprzedziłem - Teraz nie ma na to czasu. trzymajmy się planu. Im więcej ludzi, tym lepiej. Rafe, prowadź. 

Z powrotem wróciłem do wilczej postaci. Chłopcy zrobili to samo. Rafe biegł pierwszy, a za nim ja i Cal. Cały czas głowiłem się jak to się stało, że jasnowłosy wrócił do ludzkiej postaci. Mógł być tylko jeden powód - znalazł coś co utrzymuje go przy człowieczeństwie. Jedyną rzeczą, która w tym momencie wydawała się prawdopodobna, było to, że tym kimś był Rafe. Tylko dlaczego?

Nie było mi dane dokończyć moich przemyśleń, gdyż stanęliśmy przed wielką ruiną w środku lasu. Rafe spojrzał na mnie dając mi znać, że jesteśmy na miejscu. Dotarliśmy do miejsca, gdzie rok temu miała miejsce wielka katastrofa. Pożar, który został wywołany przez przechowywane w labolatorium chemikalia. Zmarło tam wtedy dużo pracowników i osoby prowadzące główne badania - rodzice moi i Damona. Nigdy nie myślałem, że przyjdzie mi jeszcze kiedyś zobaczyć to miejsce. Od śmierci ważnych dla mnie osób kategorycznie postanowiłem nie zbliżać się tutaj. Wywoływało to we mnie zbyt wiele wspomnień i emocji. Ale jeszcze gorsze było to, że teraz miałem świadomość, że to miejsce przejął jakiś chory psychicznie człowiek, który pragnie jedynie receptury n ale, który pozwala na uleczenie ran zadanych przez srebro. Nie myślałem, że ktoś wiedział, że coś takiego istnieje, a tym bardziej nie miałem pojęcia, że receptura ocalała w końcu wszystkie dokumenty spłonęły. 

Zamieniliśmy się w ludzi, gdyż łatwiej jest się w ten sposób porozumiewać, jednak trudniej ukrywać. Szybko przedstawiliśmy Calowi plan, który polegał na rozdzieleniu się i sprawdzenie wyznaczonej części budynku. Nie chcieliśmy znaleźć ocalałych cennych przedmiotów, ale drugie stado. Ono było naszym celem. Jeżeli wszystko co cenne wpadłoby w ręce Haynes'a to stałby się niezniszczalny. Stałby się odporny na srebro, w dodatku nie wiem czy rodzice nie pracowali nad żadnym innym projektem, który mógł być jeszcze cenniejszy. 

Po ustaleniu, kto gdzie idzie rozeszliśmy się. Mi przypadła piwnica, a Cal i Rafe razem sprawdzali parter. Budynek nie był piętrowy, więc postanowiliśmy, że oni pójdą razem. Szedłem ciemnym korytarzem, ale mimo to dokładnie wszystko widziałem dzięki wyostrzonym zmysłom. Szedłem powoli i uważnie rozglądałem się. Jak na razie szedłem korytarzem zawalonym gratami, ale nie było tu żadnych drzwi. W końcu zobaczyłem jedno wejście i szybko przekroczyłem jego próg. Znajdowałem się w małym pokoju, w którym na każdej ścianie były kolejne przejścia, jednak wszystkie zamknięte na kod. Podszedłem do jednego z czytników i spojrzałem na niego. Słyszałem przepływający prąd przy nim. Cały system nadal działał. Przyjrzałem się dokładnie urządzeniu i zobaczyłem, że liczby na niektórych przyciskach były wyraźnie przetarte. Dało odczytać się z tego 0 5 8 9 i 6, ale wciąż nie znałem kolejności. Wróciłem wspomnieniami do czasów kiedy przychodziłem tu z rodzicami. Wyobraziłem sobie ten sam pokój i teraz mogłem stwierdzić, że kiedyś był to gabinet rodziców, do którego wpuścili mnie tylko jeden raz - dzień przed katastrofą. Zastanowiłem się nad liczbami i zrozumiałem. Te liczby dało się złożyć w moją datę urodzenia. 08.05.1996. Wstrzymując oddech zacząłem wpisywać liczby. Wiedziałem, że jeśli będzie to błędne hasło to w całym budynku uruchomi się alarm, jak byłem mały, to próbowałem się włamać do jednego z pomieszczeń i tak właśnie się stało. Po wpisaniu hasła jeszcze raz je sprawdziłem i rozważyłem wszystkie możliwe opcje. 

Po kilku minutach nacisnąłem zielony przycisk. Usłyszałem otwierające się drzwi. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się zwycięski uśmiech. Wszedłem do pomieszczenia, które okazało się w nienaruszonym stanie. Nie było śladu po pożarze. Wyglądało, jakby czas się tutaj zatrzymał. Znów czułem się jak rok temu, gdy rodzice pokazali mi ten pokój i powiedzieli, że kiedyś to ja go przejmę. Cholernie bałem się wtedy im powiedzieć, że ja tego nie chcę, że wolę biegać po lesie, a nie być "uwięziony" w labolatorium i całe dnie poświęcać pracy. Przemilczałem wtedy temat. Dotknąłem ogromnego biurka, przy którym kiedyś siedzieli i zapisywali wszystkie swoje pomysły, jednak nie tutaj je przechowywali, były one zamknięte w sejfie, który był gdzieś ukryty. Do tej pory nie mam pojęcia gdzie. Usiadłem na fotelu taty, który był poprzecierany po tylu latach siedzenia na tym. Lekko się pode mną ugiął i skrzypnął. Na przeciwko taty, za monitorem, zawsze siedziała mama. Razem dyskutowali na temat wszystkiego. Na biurku cały czas stało moje i Blake'a - mojego brata, który również zginął. Jego ogromnie interesowała ta praca i pomagał rodzicom w każdej wolnej chwili, mimo, że miał tylko osiem lat. Westchnąłem i odpaliłem komputer taty. Na tapecie było zdjęcie całej naszej rodziny. gdy tylko urządzenie się włączyło, usłyszałem buczenie za sobą. Natychmiast się odwróciłem i zobaczyłem drukarkę, z której po kolei wylatywały zapełnione zdaniami i rysunkami kartki. Patrzyłem na to wielkimi ze zdziwienia oczami. Podniosłem jedną z nich i zacząłem czytać.

Synu, jesteś tu teraz, w naszym labolatorium, po naszej śmierci. To wszystko było przewidziane i to właśnie dlatego zabraliśmy Cię tutaj. Wiedzieliśmy, że zginiemy, tak naprawdę to my to wszystko zaplanowaliśmy. Od kilku tygodni nasze działania śledził niejaki Coren Haynes. Zorientowaliśmy się, że chce przejąć wszystkie nasze badania. Nie zostało nam nic innego jak upozorowanie tego, że to wszystko zniknęło, mimo, że tak nie jest. Kartki, które się teraz drukują są mapą do znalezienia wszystkiego co z mamą opracowaliśmy. Nie zmarnuj naszej pracy i znajdź to. 

Bardzo Cię kochamy, nigdy się nie poddawaj i opiekuj Blakiem. Jak będzie starszy to wszstko mu wytłumacz. Liczymy na Ciebie.

Mama i Tata 18 listopada 2016 rok.


W oczach miałem łzy. Odetchnąłem i jeszcze raz przeczytałem list. Rodzice nie przewidzieli, że Blake przyjdzie do nich w dniu wybuchu. Nie mogli tego przewidzieć, w końcu miał być wtedy w szkole. Gdy po kilku minutach się otrząsnąłem pozbierałem z ziemi wszystkie kartki i wyszedłem z miejsca pracy moich rodziców. Podszedłem do wyjścia z małego holu, jednak gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem Rafe'a, który trzymał w ręku pistolet i celował prosto w moje czoło...

Władca Lasu [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz