Rozdział 9

71 14 2
                                    

W jego oczach widziałem przerażenie. Bardzo mnie to zdziwiło, bo czego mógł się bać celując we  mnie pistoletem? Jego prawa ręka drżała, widać było, że nie był pewien tego co chce zrobić. 

- Rafe, opuść broń - powiedziałem spokojnie patrząc mu w oczy. Chłopak słysząc mój głos wzdrygnął się, ale cały czas trzymał pistolet wycelowany we mnie - Proszę Cię.

- Nie mogę - odpowiedział mi łamiącym się głosem ze łzami w oczach. 

- Dlaczego? Ktoś Ci zakazał? - pilnowałem, aby w moim głosie nie było słychać przerażenia i zdziwienia, musiałem mówi niewzruszony. 

- Max, ja nie chcę tego robić i ty o tym wiesz, ale nie mam wyboru. Inaczej ON zabije mnie i Cala. - głos Rafe'a drżał i słychać było w nim niepewność.

- ON, czyli kto? - oczywiście domyślałem się, że chodzi o Corena, ale chciałem to usłyszeć od niego samego. 

Rafe nie odpowiedział, tylko odbezpieczył pistolet i odetchnął głęboko. Nagle tuż za nim pojawiła się postać. Stała w cieniu, więc nie byłem w stanie stwierdzić kto to, ale najwyraźniej Rafe wiedział, bo gdy tylko usłyszał kroki natychmiast się spiął. Ponownie nabrał powietrza, a następnie zrobił coś czego zupełnie się nie spodziewałem. Wszystko widziałem jakby działo się w  zwolnionym tempie: Rafe szybko obrócił się na pięcie i strzelił prosto w postać, która stała teraz przed nim. Gdy tylko usłyszał strzał rzucił broń na ziemię, pociągnął mnie za rękaw bluzy i zaczął pędzić korytarzem, którym wcześniej szedłem. Biegliśmy krok w krok i nie zatrzymywaliśmy się ani na sekundę. Chłopak nagle gwałtownie skręcił i zatrzymał się za rogiem.

- Znaleźliśmy z Calem Victora i właśnie wtedy Haynes nas złapał. Cal czeka tam na nas, chodźmy po niego. - Rafe mówił bardzo szybko i z przejęciem. Na jego słowa tylko skinąłem głową i pobiegliśmy dalej. Nie zdążyliśmy się nawet rozpędzić, a już zobaczyliśmy Cala machającego ręką. Obok niego, na ziemi siedział Victor. Od dwóch lat pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Miał ogromne wory pod oczami, jakby nie spał od tygodnia, jego wzrok był beznamiętny, nie wyrażał zupełnie nic. Jego ręce były całe brudne, usmarowane jakąś czarną mazią, a jego włosy były potargane i posklejane. Jednym słowem: chłopak wyglądał fatalnie. Zrobiło mi się go strasznie szkoda. Podszedłem do niego i położyłem mu dłoń na ramieniu. Victor podniósł głowę i spojrzał na mnie zmęczonym spojrzeniem.

- Chodźmy do domu - powiedziałem i posłałem mu smutny uśmiech.


Damon - następnego dnia

- Może zapytajmy go o to zapytajmy? - zapytałem. Wszyscy od dobrej godziny siedzimy przy stole i próbujemy ustalić co stało się z Victorem. Chłopak jest teraz nie do poznania. Stał się mało rozmowny, cały czas przesiaduje w swoim pokoju, o nikogo się nie odzywa i nie chce jeść. 

- To nie takie proste. Myślisz, że tak po prostu będzie chciał tak o tym rozmawiać? - powiedział spokojnie Max - Prawdopodobnie to co przeżył było dla niego straszne i nawet myślenie o tym na pewno jest dla niego ciężkie.

- Okej, rozumiem, ale nie zapominajmy, że najprawdopodobniej mój brat również jest w rękach Haynes'a! - zacząłem mówić spokojnie, ale ostatnie słowa wręcz wykrzyczałem.

- Damon, wszyscy o tym pamiętamy, ale ostatnio dzieje się tak wiele rzeczy, że nie łatw... - Max nagle zamilkł i spojrzał się w punkt za nami. Odwróciłem się i zobaczyłem Victora stojącego w progu swojego pokoju.

- Max, mógłbyś? - głos chłopaka był zachrypnięty i niepewny.

- Później to dokończymy - alfa powiedział szybko patrząc na mnie i prędko wszedł do pokoju Vica.

Wszyscy, którzy siedzieli przy stole podnieśli się i rozeszli do siebie. Usiadłem na swoim łóżku i spojrzałem na puste od kilku dni zasłane posłanie Harrego. 

- Znajdziemy cię - westchnąłem i podszedłem do biurka. Od kilku dni nie było mnie w szkole. Zegarek wskazywał siódmą trzynaście, a to oznaczało, że zdążę jeszcze na pierwszą lekcję. Zbiegłem po schodach, chwyciłem kurtkę i wyszedłem z domu. Zamieniłem się w wilka i w kilka minut dobiegłem do miejsca, w którym zawsze się przemieniam. Odgrzebałem w ściółce plecak, zarzuciłem go na lewe ramię i pieszo doszedłem do szkoły. Gdy tylko przekroczyłem próg budynku ogarnął mnie szkolny gwar. Pewnie szedłem przez korytarz, aż do hali sportowej, w której teraz miałem lekcję. Usiadłem na ławce i czekałem na dzwonek. Po chwili dosiadł się do mnie Dylan - mój szkolny przyjaciel. Przyjaźnię się z nim od dzieciństwa i bardzo żałuję, że chłopak nie wie kim naprawdę jestem, a jeszcze bardziej boli mnie to, że on nie może taki być. To znaczy teoretycznie może, bo nie skończył jeszcze osiemnastu lat, jest ode mnie o kilka miesięcy młodszy. Wilkołakiem staję się wtedy, jeśli twoje osiemnaste urodziny wypadają podczas pełni i jeśli o północy jesteś na zewnątrz. Wtedy w nocy po raz pierwszy się przemieniasz, tak działa na Ciebie księżyc.Jest to w pewien sposób magiczne, a jednocześnie przerażające, bo podczas każdej pełni, czyli każdego miesiąca kolejni ludzie zamieniają się i nie mają przy sobie osoby, która ich poprowadzi. Ja miałem Maxa, który już wcześniej wyliczył, że będę taki jak on i dlatego specjalnie wyciągnął mnie wtedy na dwór. 

- Hejka, jak zwykle, raz w miesiącu nasz kochany Damon zniknął bez słowa - powiedział z uśmiechem Dylan - Stary, ty masz okres czy co?

Na jego słowa wybuchnąłem śmiechem, a chłopak do mnie dołączył. Właśnie za to uwielbiam Dylana - jego poczucie humoru. Założę się, że nawet w najsmutniejszy dzień mojego życia on potrafiłby mnie rozbawić.

- A skąd wiesz, że nie? - zapytałem, a tuż po moich słowach zadzwonił dzwonek. Obydwoje się podnieśliśmy i czekaliśmy, aż w końcu dostaniemy się do szatni. Nagle usłyszałem jak ktoś krzyczy moje imię. Natychmiast się odwróciłem i zobaczyłem idącą w moją stronę Wylie. Dziewczyna już po chwili była obok mnie i szepnęła mi do ucha:

- Musimy pogadać - na jej słowa tylko skinąłem głową, a ona podeszła.

- Chyba już wiem, czemu Cię nie było - podsumował Dylan, a ja znów się zaśmiałem.


Po skończonych lekcjach wróciłem do domu, w którym nie było nikogo. Fart, że dzisiaj wziąłem ze sobą klucze, ale bardzo zastanowiło mnie czemu, chłopcy nie powiadomili mnie, że gdzieś idą, i to wszyscy. Nie zdążyłem przekroczyć progu swojego pokoju, a usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz, a następnie nacisnąłem zieloną słuchawkę.

- Dzień dobry pani.

- Dzień dobry Damon. Chciałam Ci przypomnieć o odebraniu Harrego z przedszkola, bo zaraz zamykamy, a ty go jeszcze nie odebrałeś...

Władca Lasu [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz