Rozdział 2

189 26 1
                                    

Patrzyłem na stojącego przede mną wilka. Patrzył na mnie wrogo ,a jego wysunięte kły nie zwiastowały nic dobrego. Wilcze,  na czerwono świecące się oczy mówiły mi, że jest on alfą, dlatego nie widział we mnie żadnego zagrożenia. W końcu jestem betą. Widać to w moich oczach, które mają kolor pomarańczowy. 

Patrzyliśmy na siebie jeszcze kilka minut, gdy nagle nieznajomy alfa podniósł łeb i głośno zawył. Skorzystałem z okazji, kiedy mnie nie widział i popędziłem przed siebie. Nie wiedziałem dokąd nawet biegnę, nie obchodziło mnie to. Słyszałem rytm, który wybijały moje łapy pędząc po leśnej ściółce. W końcu się zatrzymałem. Nie wiem ile czasu biegłem, nie wiem gdzie byłem. Ciężko było mi złapać oddech, rozglądałem się. Dawno się tak nie bałem. Tamten alfa był wyjątkowo rosły i wyglądał na bardzo silnego. To zdarzenie sprawiło, że jeszcze bardziej pragnąłem się dowiedzieć kim on jest. Znów rozejrzałem się po lesie, chciałem się dowiedzieć, gdzie się znajduję. Najgorsze jest to, że nie wiedziałem gdzie jestem. Nie mogłem zawyć, aby zawołać Maxa, bo usłyszał by mnie tamten wilk, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Postanowiłem, że są znajdę drogę. Nic się nie stanie jak nie pojawię się na pierwszej lekcji. Stwierdziłem, że najlepszą opcją będzie próba powrotu w miejsce gdzie spotkałem alfę. Błądziłem chyba przez dwie godziny i byłem tym okropnie znudzony, myślałem, że nigdy nie znajdę drogi powrotnej. I wtedy mnie olśniło. Przecież wilki mają wyostrzony zmysł węchu. Tak wiem jestem mega mądry i wcale nie mam opóźnionego zapłonu. Wcale. Zacząłem zbierać zapachy z otoczenia i wyczułem coś. Ku mojemu zaskoczeniu, nie wyczułem alfy, ale innego wilka. Wilka, którego bardzo dobrze znałem. Uradowany zacząłem pędzić w tamtym kierunku i już po chwili moim oczom ukazało się śnieżnobiałe stworzenie. Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak bardzo na jego widok. Zwierzę podniosło łeb i spojrzało na mnie z zaskoczeniem,a jednocześnie z radością. Jak na zawołanie obydwoje wyskoczyliśmy w powietrze i po chwili byliśmy ludźmi.

- Stary, co tak długo?! Zwiady mają trwać do dwóch godzin maksymalnie! Wszyscy się o Ciebie martwili! - wręcz krzyczał Cal. 

- Ehhh... Miałem dosyć nie fajną sytuację... - powiedziałem i dopiero teraz odetchnąłem z ulgą - Muszę jak najszybciej pogadać z Maxem i Lucasem.

- A co ja i Harry już nie jesteśmy już ważni? - zapytał Cal ze swoim cwanym uśmieszkiem.

- O Boże! - wręcz wykrzyknąłem - zapomniałem na śmierć! Jak tam Harry?!

Cal patrzył na mnie z politowaniem. W końcu westchnął:

- Całe stado wie jak bardzo kochasz Harrego, ale wszyscy też dobrze wiemy, że spędzasz z nim dużo za mało czasu. On teraz Cię potrzebuje. Zwłaszcza po śmierci waszych rodziców. Damon, ty jesteś dla niego wszystkim!

Jego słowa wywołały we mnie mnóstwo sprzecznych emocji. Jednocześnie chciało mi się płakać, zabić go i podziękować mu za te słowa. W końcu wydukałem:

- Okej. Możemy już iść?

- Mhm - odpowiedział mi Cal, ale w jego oczach widać było smutek. Ten osiemnastoletni wilkołak jest chyba najbardziej wrażliwym człowiekiem jakiego znam. Chodź z zewnątrz wygląda jak jakiś emo, który nie widzi świata poza szatanem, to w środku jest zagubionym nastolatkiem, który musiał sfingować swoją śmierć, aby jego rodzice nie dowiedzieli się kim on jest. Nie ważne ile razy tłumaczyliśmy mu, że jest wspaniałą osobą, to on i tak twierdzi, że jest potworem. Max twierdzi, że to przez więź, która kiedyś łączyła go z rodzicami, więc to zrozumiałe, że ma tak dobry kontakt z Harrym, traktuje go jak młodszego brata. W sumie to czasami jestem o to zazdrosny.

Szliśmy z Calem w ludzkiej postaci i nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Nie było to spowodowane kłótnią, bo naszej rozmowy nie można było tak nazwać. Ta cisza była przyjemna, każdy mógł przemyśleć swoje sprawy. Nie ukrywam, cały czas się bałem. W końcu w każdej chwili mógł pojawić się Nieznajomy. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do naszej siedziby, a ja wręcz popędziłem w stronę drzwi.

- Max! Lucas! - wrzasnąłem na cały dom. Mimo, że budynek był ogromny to myślę, że i tak wyraźnie mnie usłyszeli. Już po chwili na schodach pojawił się Lucas - Gdzie Max? 

- W salonie debilu. - powiedział blondyn i postukał się palcem wskazującym w czoło na znak mojej głupoty. Tak wiem, jestem inteligentny. Pokiwałem tylko głową i obydwoje udaliśmy się do największego pomieszczenia. Idąc obejrzałem się tylko do tyłu by zobaczyć Cala, bo w sumie to było chamskie tak pobiec i zostawić go samego przed wejściem. Chłopaka nie było. Znów poczułem się mega głupio.

Później z nim pogadam i pobawię się z Harrym, później - obiecałem sobie.

W salonie zobaczyłem siedzącego na kanapie Maxa, który gdy tylko nas usłyszał spojrzał w naszą stronę.

- Damon, ile razy mam wam tłumaczyć, że na zwiadach nie możecie być więcej niż dwie godziny? Macie jeszcze szkołę. Mimo wszystko nie możecie jej zawalić. - nasz alfa mówił spokojnie, ale stanowczo. 

- To była wyjątkowa sytuacja... - opowiedziałem chłopakom o wszystkim.

- Kim on jest?! - Max chodził po pokoju i drapał się po lewej brwi. To jego charakterystyczny odruch, gdy intensywnie nad czymś myśli. Prawdopodobnie dlatego, że ta brew jest w pewnym sensie wyjątkowa. Ma brakującą część. Jest to blizna po rozcięciu, które zrobił podczas, gdy bił się z młodszym bratem na poduszki. Tak, Max też miał młodszego brata. On też umarł. Pojechał ze swoimi i moimi rodzicami do laboratorium w dniu wybuchu - Koniecznie trzeba poznać tą nową dziewczynę. Damon jak on się zachowywał?

- Patrzył na mnie przez kilka minut i w pewnym momencie zawył - powiedziałem zgodnie z prawdą.

- To znaczy, że ma stado... - wypowiedź Lucasa przerwał nam dźwięk mocno zatrzaśniętych drzwi. Wszyscy natychmiast wyszliśmy do holu, w którym zobaczyliśmy Wiktora podtrzymującego na ramieniu Cala z zakrwawioną połową koszulki.

- Pomóżcie mu! - głos Wiktora słyszałem jak przez mgłę. Momentalnie rzuciłem się w stronę przyjaciela.

Władca Lasu [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz