Bellamy
Pierwsza noc po lądowaniu minęła bardzo spokojnie. Byłem potwornie zmęczony i zasnąłem niemal natychmiast. Ten jeden raz pozwoliłem by ktoś inny przejął moją wartę, ponieważ ból głowy był nie do zniesienia. Z twardego snu wybudziły mnie ciepłe promienie słoneczne. Otworzyłem oczy, mrużąc je i powoli rozejrzałem się dookoła. Ziemia wyglądała niemal tak niesamowicie jak przy naszym pierwszym spotkaniu wiele lat temu. Wszystko co mnie otaczało pachniało niepowtarzalnie i intensywnie. Zawsze kochałem jej zapach, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Łagodny powiew chłodnego wiatru, szum drzew, przesycone zielenią rośliny i mieniąca się jak kryształ rosa. Tęskniłem za tym wszystkim bardziej niż zdawałem sobie sprawę. Tak dobrze było spoglądać w niebo, zerkać na słońce z tej perspektywy. W tamtej chwili obiecałem sobie, że nigdy więcej nie wrócę w kosmos. Cokolwiek by się nie działo, Ziemia to moje miejsce, mój dom. Nie dane mi było się tu urodzić, ale tu chcę spędzić swoje ostatnie chwile.
Tak jak ona.
Wróciły... Pogodziłem się już z myślą, że wspomnienia i koszmary na temat Clarke pojawiały się w mojej głowie w różnych, często nieoczekiwanych momentach. Nie było istotne czy w danej chwili odczuwałem strach, smutek czy radość. Towarzyszyły mi nieustannie i stały się częścią mojego życia. Zazwyczaj sprawiały ból, ale nie oddałbym ich za nic w świecie.
Były moje. Tylko tyle mi po niej pozostało.Otrzepałem się z resztek snu i wstałem ze swojego posłania, przerywając tym samym przytłaczające myśli, które kłębiły się w mojej głowie.
Już czas. Octavia. Musimy odnaleźć ją i resztę naszych ludzi. Sprowadzić pomoc dla Emori. Zorganizować patrol, wodę i prowiant. Musiałem skupić się na swoich zadaniach, nauczyłem się odcinać od własnych uczuć przez te wszystkie lata spędzone na Arce, więc i tym razem nie było to trudne. Musiałem jedynie działać. To była moja recepta na ból i lęki.
Rozejrzałem się po naszym prowizorycznym obozowisku. Większość przyjaciół już wstała i prawdopodobnie poszli rozeznać się w terenie. Zobaczyłem jedynie Murphiego, który siedział przy Emori trzymając ją za rękę. Nie byłem pewny czy śpi na siedząco czy czuwa przy niej w milczeniu, ale w tej sytuacji było coś tak intymnego, że nie odważyłem się do nich podejść. Na szczęście kawałek dalej siedziała Raven, skierowałem się w jej stronę.
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- Boli jak cholera, ale bywało gorzej. Zresztą mi akurat nie wypada narzekać...- spojrzała wymownie w stronę Emori. - A Ty? Jak głowa?
- Znacznie lepiej. Wygląda na to, że ten uraz nie był bardzo poważny, za to na pewno potrzebowałem porządnie się wyspać. - uśmiechnąłem się. - Co z Emori? Murphy był przy niej całą noc...?
- Bez zmian. Niestety, nawet się nie przebudziła. Co do Murphiego to słyszałam jak Monty i Harper chcieli go zastąpić, prosili żeby przespał się chociaż chwilę, ale nie chciał o tym słyszeć - odpowiedziała.
- Powinienem z nim porozmawiać...- spojrzałem na Raven niepewnym wzrokiem - Tyle, że nie wiem co mam mu powiedzieć.
- Prawdę Bellamy. Wszyscy wiemy jak to się skończy - odparła z przejęciem. - Nie mamy bladego pojęcia co jej jest, nie mamy leków, nie wiemy jak jej pomóc!
- Naprawdę myślisz, że pójdę do niego i powiem "Chłopie odpuść, nie ma już nadziei"- zdenerwowany po raz kolejny zerknąłem w stronę pary przyjaciół. - Musi być jakieś wyjście. Przede wszystkim musimy odnaleźć bunkier, jeśli dr Griffin żyje, na pewno jej pomoże!
- Bellamy obawiam się, że nie mamy czasu... - powiedziała rozgoryczona. - Spójrz na nią, możliwe że mamy godziny, może nawet mniej.
- Dobrze to co proponujesz, huh?
Byłem nieźle wkurzony i zdezorientowany tym, że Raven tak szybko chciała się poddać. Przecież kto jak kto, ale ona zawsze walczyla do końca.
- Mam pewien pomysł...- odparła tajemniczo.- Ale to ryzykowne i może pomóc tylko jeśli trafimy z diagnozą, o której nie mamy przecież gównianego pojęcia. A więc w skrócie - improwizacja i ryzyko.
- Ok. Czyli nasza codzienność. Co wymyśliłaś? - odetchnąłem z ulgą. Wróciła stara Raven.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale kiedy wysadziliśmy most żeby chronić się przed atakiem Ziemian, poważnie ranna została jedna z nich, kilkunastoletnia dziewczynka. Anya chciała ją ratować i szukała u nas pomocy. Wtedy właśnie uprowadzili Finna i ... Clarke - spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem, tak jakby nie była przekonana czy może wymawiać przy mnie jej imię.
Nie pierwszy raz i nie ona jedna... Od dawna miałem wrażenie, że moi przyjaciele mają między sobą niepisaną umowę, która zakazuje wspominać przy mnie Clarke. Nie miałem o to żalu, prawdę mówiąc sam doprowadziłem do tej sytuacji. Po prostu biorąc pod uwagę targający mną ból i wyrzuty sumienia nie byłem gotowy na rozmowy z innymi. Zdarzyło mi się rozkleić przy Raven lub pogadać z Montym, ale większość czasu radziłem sobie sam i tak pozostało.
- Pamiętam Raven. Do rzeczy - odpowiedziałem chłodno.
- A więc, dziewczyna miała podobne objawy do Emori. Krztusiła się krwią, oddychała nie równo, była nieprzytomna i gorączkowała - zaczęła wyliczać z przejęciem. - Co ważne sam wypadek też miał podobne okoliczności. Wybuch i silne uderzenie.
- W porządku, więc co sugerujesz?
- Możliwe, że ma krwawienie wewnętrzne z płuc, zbiera się tam płyn którym się krztusi. Co więcej jeśli mam rację może doprowadzić to do uduszenia się... właściwe w każdej chwili.
- Dziękuję Ci bardzo Raven za to morze nadziei, które właśnie wlałaś w moje serce. Ale teraz lepiej powiedz mi co do cholery można zrobić żeby ten scenariusz się nie spełnił?
- Zakładając, że głównym problem rzeczywiście jest płyn w płucach musimy znaleźć rurkę, która odprowadzi ten płyn. A konkretnie obrazując to co musimy zrobić - Trzeba wbić jej rurkę między żebra. No i tutaj niestety pojawia się kolejny problem...- spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Niech zgadnę. Nie wiemy gdzie dokładnie wbić tą rurkę?
- Zgadza się, nie wspominając już o tym, że takowej nie posiadamy...- odpowiedziała.
- Raven to oznacza tyle, że nie mamy żadnego planu... To co proponujesz to ostateczność.
- Dokładnie tak... - potwierdziła.
- W takim razie wracamy do planu A. Zbieram się i idę szukać bunkra. Przydałaby mi się jakaś pomoc. Gdzie reszta? - zapytałem.
- Monty i Harper szukają jedzenia i wody. Musimy zrobić jakieś zapasy, więc zajęli się tym. Echo gdzieś zniknęła i jak to Echo, nie raczyła poinformować co robi - skrzywiła się nieznacznie. Nie przepadały za sobą, to żadna tajemnica. - Obawiam się, że ja też nie będę w stanie Ci pomóc. Rana na brzuchu dość mocno mi doskwiera...
- Trudno, pójdę sam. Jeśli Echo się pojawi w najbliższym czasie, wyślij ją za mną, będę kierował się na północ wzdłuż lasu - podszedłem bliżej do dziewczyny i z powagą spojrzałem jej w oczy.
- Raven proszę czuwaj nad sytuacją gdy mnie tu nie będzie i spróbuj znaleźć coś co może się przydać gdyby stan Emori się pogorszył - poprosiłem.
- Jasne. - powiedziała i uścisnęła moją dłoń, próbując dodać mi otuchy - Bellamy, poradzimy sobie. Jak zawsze.
Uśmiechnąłem się do niej w podziękowaniu za te słowa i ruszyłem przed siebie.
- Znajdź Octavie! Ktoś musi wreszcie przywołać Cię do porządku - krzyknęła jeszcze za mną, uśmiechając się z przekąsem.Wychodząc z obozowiska zerknąłem przelotnie na dwie postaci, które jakby zamarły w bezruchu. Murphy nie zmienił swojej pozycji odkąd go zobaczyłem. A więc jednak zasnął ze zmęczenia, nawet nie zdając sobie sprawy, że nadal trzyma ukochaną za rękę. Już miałem odwrócić wzrok, nie chciałem dłużej się im przyglądać, ten widok zdecydowanie dołował. Zauważyłem jednak, że John delikatnie porusza ustami, a na jego twarzy pojawia się grymas nieopisanego bólu. Wcale nie spał... Czuwał przy niej, mówił do niej, tulił ją choć najprawdopodobniej ona nawet o tym nie wiedziała. Nie wiem czemu, ale miałem pewność, że właśnie widzę scenę pożegnania.
Zacisnąłem pięści i natychmiast ruszyłem przed siebie. Znałem ten ból, aż za dobrze. Rozpacz na granicy szaleństwa. Przeżyłem to 6 lat temu. Straciłem wtedy bezpowrotnie kawałek swojej duszy. Wiedziałem już, że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby oszczędzić tego Murphiemu.
Pewnym krokiem wszedłem do lasu, wierząc, że znajdę drogę do ocalenia nas wszystkich.

CZYTASZ
▪This is not the end▪
FanficPrzedstawiam Wam dalsze losy Clarke i Bellamy'ego. Zdarzenia, które mają miejsce po ponad 6 latach od Praimfaya. Czy nasi bohaterowie spotkają się ponownie? Czy to jeszcze nie koniec ich wspólnej historii? Postaram się przedstawić Wam moją wizję se...