This is the end. Part 1

473 24 17
                                    

Bellamy

Ktoś zdecydowanym ruchem ściągnął worek z mojej głowy. Wtedy ją zobaczyłem. Staliśmy w jaskini, w półmroku, ale bardzo dokładnie widziałem przerażenie w jej oczach. Przez chwilę miałem wrażenie, że umrę. Nie dlatego, że przyprowadzono mnie tu, by poderżnąć mi gardło, choć oczywiście zakładałem taką ewentualność.
Nie byłem w stanie znieść rozpaczliwego widoku, który się przede mną pojawił. Clarke leżała na ziemi. Związana, bezradna, wyczerpana. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. W tej chwili mógłbym zabić bez mrugnięcia okiem. Zacisnąłem pięści i spojrzałem z nienawiścią na osobę, która sprowadziła nas w to miejsce.

- Czekałyśmy na ciebie Bellamy. - powiedziała z uśmiechem kobieta, którą jeszcze niedawno darzyłem uczuciem, a dziś udusiłbym gołymi rękoma.

- Wypuść ją Echo. - powiedziałem kipiąc wściekłością.

Nie wyglądała na zdziwioną. Przypomniałem sobie, że nie pierwszy raz kieruję do niej te słowa. Echo popatrzyła na z mieszaniną litości i pogardy.

- Poważnie, Blake? Myślisz, że to ty dyktujesz warunki? - zaśmiała się donośnie, tak jakby właśnie usłyszała dobry żart.

Clarke obserwowała nas gorączkowo próbując znaleźć wyjście z sytuacji. Ale jej mina mówiła mi, że nie ma planu i podobnie jak ja, jest zaskoczona tą konfrontacją. Jej widok rozdzierał moje serce na kawałki. Nie chciałem myśleć co przeżywała przez ostatnie dwa dni.

- Cokolwiek zamierzasz Echo, to sprawa między nami. Powinnaś ją wypuścić. Ludzie z obozu nas szukają. Zostanę z tobą, ale Clarke musi wrócić.

Brunetka spojrzała na mnie, pokręciła głową z niedowierzaniem i powiedziała .

- Im szybciej zrozumiesz, że nie masz nic do gadania tym lepiej dla ciebie.

Podeszła do Clarke i pewnym ruchem schwyciła ją za włosy odciągając jej głowę do tyłu. Natychmiast rzuciłem się w ich kierunku. Jednak zanim zdążyłem zareagować, zobaczyłem ostrze na szyi blondynki.

- Nawet nie próbuj. - pokręciła głową z drwiącym uśmiechem. - Joseph! - krzyknęła. Jej przydupas pojawił się prawie natychmiast. - Gdzie twoje maniery? Pokaż panu Blake'owi miejsce dla naszych gości. - skinęła głową, wskazując na łańcuchy przymocowane do skalnej groty.

Mężczyzna podszedł do mnie i bez ostrzeżenia pchnął mnie na skalną ścianę. Miałem skrępowane ręce, mimo to rzuciłem się na niego z impetem, powalając na ziemię. Rozjuszona Echo pojawiła się przy nas w mgnieniu oka. Ostatnie co zapamiętałem to smak krwi w ustach i rozpaczliwy krzyk Clarke. Potem była już tylko ciemność.

Echo

Joseph popełnił głupi błąd, który na szczęście szybko naprawiłam. Nie docenił Blake'a, sądził że ten podda się bez walki. Ja jednak wiedziałam swoje i byłam w pogotowiu. Kiedy rzucił się na mojego poplecznika, natychmiast go ogłuszyłam. Teraz wisiał żałośnie niczym marionetka, z rękoma przykutymi do skalnego sufitu, ledwo dosięgając stopami podłoża. Napawałam się tym widokiem z nieskrywaną satysfakcją. Chciałam go ukarać, chciałam by cierpiał. I doskonale wiedziałam co muszę zrobić by to osiągnąć.

Bellamy

"Wstawaj!
Już czas. Wstań!
Bellamy, nie uciekniesz od tego co cię czeka.
Obudź się, natychmiast!"

Wyrwany z półświadomości otworzyłem oczy. W głowie huczało mi jakbym znalazł się w środku jakiejś cholernej bitwy. Przez chwilę nie mogłem przypomnieć sobie gdzie jestem. Jednak kiedy uniosłem głowę, a moje oczy zarejestrowały perfidny uśmiech Echo, wszystko wróciło. Zacząłem gorączkowo rozglądać się w poszukiwaniu Clarke. Siedziała oparta o ścianę, ze spuszczoną głową. Kiedy zauważyła, że się ocknąłem próbowała wstać, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Opadąjąc ponownie na skalne podłoże wyjąkała niemal bezgłośnie.

▪This is not the end▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz