Zdrada

934 50 41
                                    

Echo

Widziałam ich w lesie. Nie słyszałam co mówią, ale on stał zdecydowanie zbyt blisko niej. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że Bellamy pocałuje tą irytującą sukę. To właśnie wtedy omsknęła mi się stopa, nastąpiłam na jakąś cholerną gałąź i musiałam się wycofać.
Wprost gotowałam się ze złości. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy odkąd zobaczyłam ją w towarzystwie Bella. Przecież miała nie żyć! Przeklęta Wanheda miała zdechnąć w ogniu Praimfaya. Ale po raz kolejny udało się jej przeżyć i wyszła z tego praktycznie bez szwanku.
To nic, uspokajałam się w myślach. Przyjdzie czas, że sama ją zabiję. Zrobię to z rozkoszą.
Póki co jednak miałam w głowie inny plan, musiałam znaleźć tylko odpowiednią chwilę do jego realizacji.
Dogodna sytuacja nadarzyła się szybciej niż przypuszczałam, kiedy wracaliśmy z bunkra do naszego obozu.
Blondynka zatrzymała się na chwilę, żeby jak nam oznajmiła, nazbierać ziół do swoich aptecznych zapasów. Jako, że byliśmy niedaleko obozu i szliśmy już tą drogą dzień wcześniej, po prostu została w tyle, a reszta ruszyła przed siebie.
Skorzystałam z zamieszania, którego narobiła wiecznie szczebiocząca gówniara, pokazując Montiemu i Harper jakieś niespotykane wcześniej kwiaty. Bellamy i Raven szli przodem, byli pogrążeni w rozmowie. Nikt nie zauważył, że schowałam się za drzewem. Czekałam cierpliwie dopóki nie zniknęli z pola widzenia.

Clarke klęczała na polanie i zrywała nie znane mi rośliny.
Tak łatwo byłoby mi ją teraz zabić. Po prostu pchnąć nożem i zostawić w lesie. Jeszcze nie, pomyślałam. Jeszcze nie teraz. Podeszłam do niej ukradkiem. Niczego nie podejrzewała. Nadal potrafiłam zachowywać się bezszelestnie o czym przekonała się dziewczyna. Kiedy byłam dosłownie dwa metry od niej, pokonałam dystans dzielący nas kilkoma szybkimi krokami. Złapałam ją za włosy, odciagnęłam jej głowę do tyłu i przyłożyłam nóż do gardła.
Wanheda jeknęła z przerażeniem. Nie widziała jeszcze napastnika, ale nie miałam zamiaru trzymać jej w niepewności.

- A więc zamierzasz mi go odebrać?  - wysyczałam przez zęby.
- Nie wiem o czym mówisz Echo. Puść mnie! - krzyknęła zdezorientowana blondynka.
- Przestań pieprzyć! - odparłam ze złością. - Widziałam was w lesie, obserwuję Cię odkąd się tu pojawiłaś. I wiesz co widzę? - kontynuowałam. - Jak bezczelnie próbujesz ukraść mi jedyną osobę na której mi zależy!
- Coś ci się pomyliło Echo. Zabierz ten nóż do cholery! - krzyknęła ponownie, próbując wyszarpać się z pułapki.
- Nie ukrywam, że chętnie podcięłabym ci gardło tu i teraz. Ale na tą chwilę jest to zbyt ryzykowne. Ktoś mogły skojarzyć fakt, że zniknęłyśmy razem w lesie. Tak więc na razie grzecznie poproszę. - przycisnęłam nóż bliżej jej skóry. Nie chciałam zostawić widocznych śladów, jednak miała wiedzieć, że mówię poważnie. - Trzymaj się od niego z daleka.

- A co jeśli tego zrobię? - odparła zaskakująco stanowczym tonem.

- Wtedy porozmawiamy inaczej. - powiedziałam gniewnie i dodałam szepcząc jej do ucha. - Jeśli spróbujesz czegokolwiek nie zapłacisz za to tylko ty.

- Co masz na myśli?! - dziewczyna ponownie zaczęła się szarpać. - Co masz kurwa na myśli?!

- No cóż, widzę że trafiłam w czuły punkt.- odparłam uśmiechając się pod nosem. - Szkoda byłoby tej małej, sporo w życiu przeszła. Ale jeśli nie zostawisz mi wyboru...

- Nie waż się jej w to mieszać! To sprawa między nami. - odpowiedziała poważnym tonem Clarke. W jej głosie słyszałam przerażenie. To mi wystarczyło.

Odsunęłam nóż od gardła dziewczyny i mocno popchnęłam ją na ziemię. Upadła z impetem, lecz szybko podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.

- Niczego nie spróbuje. Nie zbliżę się do niego. Masz moje słowo. - z powagą cedziła przez zęby każde słowo. - Ale jeśli cokolwiek stanie się Madi... Zabiję Cię. Choćby miała być to ostatnia rzecz jaką zrobię.

▪This is not the end▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz