Zmiany

830 47 37
                                    

Bellamy

Chciałem przekonać sam siebie, że wszystko się ułoży. Miałem nadzieję, że Echo zniknie z mojego życia i z czasem uda mi się zapomnieć o tym jak wielki błąd popełniłem ufając komuś takiemu jak ona. Gdzieś głęboko czułem jednak, że to jeszcze nie koniec. Starałem się nie myśleć o tym co może się wydarzyć, ale za każdym razem, gdy przypomniałem sobie własne słowa i wyraz twarzy mojej byłej dziewczyny ogarniał mnie lęk. Nie żałowałem tego co powiedziałem, ale wiedziałem, że mój gniew w tamtej chwili wziął górę i dałem ponieść się emocjom. To co mówiłem musiało zaboleć.
Nie ważne jaka była, co zrobiła i na co jeszcze było ją stać. Moje słowa dotknęły Echo. Zraniłem ją. Mimo swojej bezwzględności pozostawała także zwyczajną kobietą, która została odtrącona i porzucona. Liczyłem się z tym, że w jej mniemaniu to ja spieprzyłem sprawę i bałem się, że przyjdzie mi za to zapłacić. Co więcej nie martwiłem się o siebie, chodziło mi przede wszystkim o bezpieczeństwo Clarke i Madi.

To był dla nas wszystkich trudny czas. Kiedy ludzie zostali ewakuowani z bunkra i zdołali zebrać co cenniejsze pozostałości swojego dawnego życia, przyszedł czas na wędrówkę do doliny, w której mieliśmy zbudować osadę i zacząć od nowa.
Jednak w nasze szeregi szybko wkradł się chaos. Zachłyśnięci wolnością członkowie Wonkru nie zawsze mieli ochotę robić to czego od nich oczekiwano i trzymać się zasad, które Octavia tak usilnie chciała zachować.
Już nazajutrz po uwolnieniu, okazało się, że nie wszyscy należący do klanu mieli zamiar w nim pozostać. Co wcale mnie nie zdziwiło i prawdę mówiąc przyjąłem wręcz z ulgą, zniknęło kilkunastu członków Azgedy wraz z Echo.
Docierały do mnie informacje, że nie byli oni jedynymi, którzy okazali niesubordynację i uciekli. Zastanawiało mnie tylko z jakiego powodu opuścili swoich ludzi, silny klan, którym z pewnością było Wonkru i skazali się dobrowolnie na życie banity. Gdyby chodziło tylko o Azgedę nie zaprzątałbym sobie tym głowy, zawsze chodzili własnymi ścieżkami. Jednak ludzi którzy odeszli było więcej. Co mogło ich do tego skłonić?
Czułem, że w bunkrze działo się coś czego nikt nam nie mówił, coś co sprawiło, że niektórzy woleli zaryzykować własne życie niż pozostać w Wonkru.
Kiedy do Octavii dotarły informacje o ucieczce jej poddanych, bez zastanowienia wydała wyrok śmierci na każdego kto ośmielił się opuścić szeregi klanu. Wprost kipiała ze złości. Jej wściekłość i bezwzględność zmusiły mnie do przyjęcia dość radykalnych wniosków. Zacząłem obawiać się, że to moja siostra i jej nad wyraz twarde rządy były główną przyczyną tego co się działo.

Nie widziałem Clarke prawie od doby, czyli od pamiętnej chwili, w której to co jeszcze kilka dni temu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Wiele razy wracałem myślami do naszego spotkania w grocie. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować kiedy spotkam przyjaciółkę ponownie. Dałbym wiele, aby dowiedzieć się czego ode mnie oczekuje. Co właściwie znaczył dla niej ten epizod? Czy był czymś więcej, czy może tylko chwilą namiętności i zapomnienia?
Kiedy się rozstawaliśmy powiedziała mi wprost, że chce spędzić czas ze swoją matką i Madi, nadrobić choć w małym stopniu lata rozłąki. Mimo, że bardzo chciałem być przy niej, nie miałem prawa jej tego odmawiać. W końcu gdyby nie fakt, że nie potrafiłem dogadać się z Octavią pewnie postąpiłbym tak samo.
 
Teraz jednak, gdy ludzie zbierali się do drogi w stronę doliny, ja bezcelowo błądziłem między nimi, mimowolnie szukając wzrokiem blondynki, której obecności rozpaczliwie potrzebowałem.
W ostatnich dniach wydarzyło się tak wiele, że musiałem sobie to poukładać. Przede wszystkim chciałem wiedzieć co właściwie czuje Clarke i jak będzie wyglądać nasza relacja.
Zobaczyłem ją w towarzystwie Madi, rozmawiały wesoło obejmąc się co i rusz.  Muszę przyznać, że ten widok był naprawdę rozczulający. Clarke przyłapała mnie kiedy gapiłem się na nie, najpewniej z głupkowatym wyrazem twarzy. Uśmiechnęła się szeroko i zrobiła coś czego mimo wszystko kompletnie się nie spodziewałem.
Podbiegła do mnie i nie bacząc na to, że mamy publiczność przytuliła się i złożyła na moich ustach krótki lecz bardzo czuły pocałunek. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Widać moje obawy nie miały podstaw. Clarke nie zamierzała udawać, że między nami nic się nie wydarzyło i najwyraźniej nie żałowała tego co zrobiliśmy. Co więcej wydawała się być naprawdę szczęśliwa. Nie byłem na tyle naiwny, by myśleć, że to z mojego powodu, w końcu dwa dni temu odzyskała ukochaną matkę, miałem jednak nadzieję, że mogę przypisać sobie choć część zasługi za ten cudowny uśmiech i beztroskie spojrzenie. Przez chwilę zapomniałem o konflikcie z siostrą, o zdradzie Echo i wszystkich innych trudnościach, które nie pozwoliły mi zmrużyc oka ostatniej nocy.

▪This is not the end▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz