Nowy początek

791 54 13
                                    

Bellamy

Leżałem w swoim namiocie, kręcąc się z boku na bok i bijąc z myślami.
Czułem się zdradzony. To słowo, które najlepiej opisuje moje emocje w tej chwili. Zdawałem sobie sprawę, że to egoistyczne podejście do całej sytuacji, w końcu Clarke i Madi rzeczywiście już wkrótce mogły znaleźć się w niebezpieczeństwie. Mimo wszystko docierał do mnie jedynie fakt, że ona mi nie ufa i po raz kolejny zamierza mnie opuścić. Tym razem najwyraźniej bez słowa pożegnania.
Byłem na nią wściekły.
Po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Trudnych decyzjach i porażkach. Rozstaniach i chwilach wspólnych radości. Poczuciu zawodu i odpowiedzialności, które dzieliliśmy, kiedy coś poszło nie tak. Wreszcie, po tej potwornej udręce jaką przeżywałem w kosmosie z jej powodu... ona planowała mnie zostawić. Znowu.
Sam nie wiem czemu bolało mnie to, aż tak mocno.
Obok mnie leżała kobieta dla której naprawdę byłem ważny, która jak sądzę mnie kochała. A ja od jakiegoś czasu nie potrafiłem poświęcić jej nawet dłuższej myśli.
Clarke, Clarke, Clarke. Ciągle ona. Odkąd ponownie ją zobaczyłem moja paranoja tylko przybrała na sile.
Co było ze mną nie tak?! Odsuwam swoją dziewczynę, a nie mogę przestać myśleć o przyjaciółce, nawet wtedy gdy ta, tak jawnie mnie odtrąca.

Nie wiedząc kiedy, zasnąłem wyczerpany. Jednak sen nie przyniósł mi wytchnienia. Niepokój towarzyszył mi także w nocnych koszmarach.
Śniłem o siostrze. Początkowo wszystko wydawało się zwyczajne. Byliśmy razem tu na Ziemi, mieliśmy wspólną wartę i rozmawialiśmy na wieży patrolowej. Octavia była w dobrym nastroju, droczyła się ze mną. W jednym momencie śmiała się z jakiejś głupoty, którą palnąłem, wydawała się taka niewinna i beztroska. Ale już chwilę później popatrzyła mi poważnie w oczy, a jej wzrok był przepełniony żalem i wściekłością.

- Zabiłeś Lincolna.

Zaskoczony nie mogłem wydusić z siebie słowa. Ona mówiła dalej.

- Wiesz, że już nigdy nic nie będzie takie samo? Nie jestem już Octavią którą znasz, rozumiesz? Twoja siostra umarła. Niedługo się przekonasz.

Wpatrywałem się w nią osłupiały.
Po chwili złowrogi wyraz twarzy O. złagodniał, a oczy rozjaśniały się w przelotnym uśmiechu. Zawadiacko przechyliła głowę w jedną stronę, unosząc jednocześnie kącik ust, jakby chciała powiedzieć -
"Żartowałam głuptasie, uwierzyłeś?"
Jednak nie wypowiedziała ani słowa. Zamiast tego znienacka pchnęła mnie z impetem, zrzucając z wieży.
Nie zdążyłem zareagować. W ostatnim ułamku sekundy zanim jeszcze straciłem grunt pod stopami, pochwyciłem wyraz twarzy siostry oraz jej słowa.
"Nigdy nie będzie tak samo." - powiedziała z zimną, przejmującą do bólu obojętnością.

Obudziłem się przerażony. Słońce jeszcze nie wstało, ale ja miałem już dość odpoczynku tej nocy.

***

Ładunki były gotowe. Raven z Montym pracowali przez większość nocy, co odbiło się na ich wyglądzie i zachowaniu. Mechanik warczała na każdego kto się do niej odezwał i stale rzucała pod nosem teksty takie jak "A spróbujcie mi to spierdolić" lub "Gdyby nie ja, gatunek ludzki już dawno by wymarł".
Monty stale tarł podkrążone ze zmęczenia oczy i mimo, że był mocno nakręcony ewidentnie zjadał go stres. W końcu dzisiaj wszystko mogło się zmienić, a może raczej wrócić do normy. Jedynym warunkiem były poprawne wyliczenia i konstrukcja ładunków. Mimo iż wcześniej żałowałem, że nie jestem w stanie im pomóc i przeklinałem swoją bezczynność, w tej chwili czułem ulgę, że choć ten jeden raz to nie na moich barkach spoczywa takie brzemię.
Kiedy powoli zbieraliśmy się do drogi na horyzoncie pojawił się Murphy.
Od razu poszedłem w jego stronę. Wiedziałem, że to muszę być ja.

- Murphy. - wyciągnąłem rękę w jego kierunku.
Po chwili wahania zamknął moją dłoń w silnym uścisku. 
Jego wzrok nadal był przepełniony bólem, ale coś się zmieniło. Chociaż dostrzegłem zaszklone oczy przyjaciela, jego wzrok nie był już błędny i nieobecny. Patrzył na mnie twardo, jakby chciał pokazać, że da radę i powoli przejmuje kontrolę nad sytuacją.

▪This is not the end▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz