12.

3.6K 222 22
                                    

- Zgłośnisz? - ożywiona znajomą piosenką bujałam się na fotelu w lewo i prawo.

Jechaliśmy bez przerwy już od kilku godzin i mój mózg pilnie potrzebował rozrywki. James wpatrzony w drogę nie odezwał się ani słowem, a lasy za oknem raz na jakiś czas jedynie zmieniały się w pola uprawne. Nuda.

Z tęsknotą wypatrywałam miasta, wsi albo czegokolwiek. Pojedyncze auta, które nas mijały były jak dotąd jedyną rozrywką.

Co jakiś czas zerkałam ukradkiem na ręce Jamesa sprawdzając czy magiczny wąż nie był wymysłem mojej wyobraźni. Niestety nie pojawił się jak na razie.

A może na szczęście?

- Kiedy postój? - przekrzyczałam piosenkę.

Chłopak ściszył radio.

- Niedługo powinna być jakaś stacja benzynowa. Tam zatankujemy i odpoczniemy.

- Kiedy będziemy na miejscu?

- Docelowo?

- Tak.

- Najprawdopodobniej jutro rano.

- Będziemy jechać całą noc?

- Tak. - uśmiech zszedł mi z twarzy.

- Jutro nie wstanę. Te fotele są niewygodne. - żaliłam się.

- Ty możesz sobie spokojnie spać. - odparł James z udawanym wyrzutem.

- Dobra, mam lepiej. - przewróciłam oczami. - Jest! - prawie podskoczyłam na siedzeniu.

Przed nami z pomiędzy drzew wyłoniła się upragniona stacja benzynowa.

- A nie mówiłem.

- Oczywiście. To wszystko dzięki tobie.  - zaśmiał się.

Zaparkowaliśmy i James poszedł zatankować.

Oprócz nas było tu jeszcze jedno auto. Nowoczesne i ładne. Nie pasowało do tego okropnego miejsca.

- Nie oddalaj się od samochodu. - rzucił chłopak i poszedł do środka.

Zauważyłam, że na trawie niedaleko stoją ławki. Podeszłam do nich i usiadłam rozkoszując się ciepłem południowego słońca.

Otworzyłam oczy gdy przede mną pojawił się jakiś cień zasłaniając światło.

Wysoki mężczyzna stał ze skrzyżowanymi ramionami i świdrował mnie ostrym wzrokiem. Zmierzwione brązowe włosy ewidentnie próbował ułożyć przy pomocy żelu, niestety w efekcie końcowym każdy sterczał w innym kierunku. Wysokie kości policzkowe i śniada cera nadawały mu wygląd osoby raczej chłodnej i zdystansowanej.

Szerokie barki i umięśniony tors wskazywały, że lepiej mu nie stawać na drodze. Był nieco wyższy ode mnie. Miał na sobie skórzaną kurtkę i czarne jeansy. Nie był brzydki, ale na pewno nie był także przystojny. Zimne, ciemne oczy utkwił we mnie.

Coś w jego postaci było zarówno odpychające i przerażające.

Fala chłodu uderzyła we mnie wywołując gęsią skórkę. Krew zaczęła szybciej krążyć. Wciągnęłam głęboko powietrze w płuca i szybko wypuściłam. Mężczyzna na pewno nie miał gustu do perfum. Były na pograniczu starej babci i czegoś znajomego, a zarazem bardzo dziwnego.

Instynktownie popatrzyłam na budynek w którym niedawno zniknął James.

Był za daleko żebym zdążyła uciec napastnikowi, a zwłaszcza że najpierw musiałabym go jakoś wyminąć.

Nieświadomie napięłam wszystkie mięśnie i czekałam na jakąkolwiek reakcję.

- Mówili, że jesteś ładna. - odezwał się zachrypniętym zapewne od papierosów głosem.

Ta sytuacja zmierza w bardzo złym kierunku. Nawet gorzej.

- Słucham? - chciałam udawać że się nie boję, nie wiem... Postawić mu się.
Pokazać że lepiej będzie jak mnie zostawi, albo grać na czas.
W końcu ile można płacić za paliwo?

James musi zaraz tu przyjść.

- Widzisz ich teraz?

- Słucham?

- Ktoś tu jest? Obserwują nas?

Na dodatek szaleniec... Ale się wkopałam...

- Nie wiem o czym pan mówi...

James nadal nie wyszedł ze sklepu.

- Nie udawaj.

- Ale ja niczego nie udaję. Nie wiem o czym pan mówi. - powtórzyłam z przekonaniem.

- Myślę że doskonale wiesz. - uśmiechnął się podejrzanie, a moje serce zatrzymało na chwilę. - Musimy iść.

- Słucham?

- Czekają na ciebie.

- Kto? - krew odpłynęła mi z twarzy.

On mnie zaraz porwie. Co do cholery robi James?

- Nazwijmy ich przyjaciółmi.

- Czego ode mnie chcą? - grałam na zwłokę.

Muszę uciekać....

- To nie istotne. - Tak szybko, że nie zdążyłam zareagować mężczyzna złapał mnie za rękę i wykręcił ją do tyłu. Chciałam krzyknąć, ale drugą dłoń  przycisnął mi do ust.

Próbowałam go kopnąć, ale na nic się to zdało, gdyż mój oprawca złapał moją drugą dłoń i wykręcił tak mocno że przez chwilę miałam mroczki przed oczami.

Wszystko działo się tak szybko. W jednej chwili jeszcze rozmawialiśmy, o ile można było tak nazwać tą wymianę zdań, a w drugiej zgięta w pół szłam pchana przez mojego nowego porywacza.

Czy to jest jakiś żart?

Zmierzaliśmy w stronę dużego, nowoczesnego auta z przyciemnianymi szybami.

Idealne auto do porwania jakiegoś uroczego człowieka. Nawet w takiej chwili muszę być sarkastyczna. - skarciłam się  w duchu.

Kiedy prowadził mnie przez mały parking pod osłoną drzew, by nie było nas widać ze stacji benzynowej udało mi się wyszarpać jedna rękę i w miarę mocno uderzyć go w brzuch.

Zaskoczony zamiast mnie puścić, albo chociaż się odsunąć uderzył mnie w twarz. W oczach pojawiły mi się łzy. Gdyby nie to że trzymał mi rękę na ustach to zapewne usłyszałby wszystkie przekleństwa jakie znam.

Złapał w pasie i siłą zaciągnął do samochodu.

Otworzył szarpnięciem drzwi, cały czas mocno mnie trzymając i wyjął szmatę którą zawiązał jakimś cudem, żeby nikt nie słyszał moich żałosnych krzyków.

W co ja się wkopałam?

Tak dawno nie było rozdziału że mi wstyd...

Ale postanowiłam rozwinąć akcję i trochę wzbogacić fabułę...

Mam nadzieję że rozdział wam się spodobał i wciągneliście się w nurt wydarzeń.

Jeżeli spodobał ci się ten rozdział zostaw gwiazdkę i pozytywny komentarz:)

Czekoladowaaaa

P.S. Zapraszam do przeczytania innych książek, które również napisałam   :))

Kocham cię kotek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz