13.

4.4K 276 102
                                        

Widząc, że zaraz wrzuci mnie do auta jak szmacianą lalkę zaczęłam się szarpać i wyrywać ze zdwojoną siłą. Wszystko mnie bolało, ale nie mogłam dopuścić żeby mężczyzna dopiął swego i odjechał ze mną na drugi koniec kraju. Albo gorzej...
Kto wie co takiemu szaleńcowi przyjdzie do głowy?

Iskierka nadzieji rozkwitła, zalewając mnie nową dawką energii.
Po drugiej stronie parkingu stała kobieta tępo się w nas wpatrując. Chciałam ją zawołać, ale mój napastnik cały czas skutecznie uniemożliwiał mi odezwanie się.
Odwróciłam głowę, by spojrzeć na niego i spróbować jeszcze raz się wyszarpać. Nic mi to nie dało.
Przekręciłam głowę z powrotem i do oczu napłynęły mi łzy.
W cieniu drzewa, na parkingu nikogo już nie było.

Ostatnia nadzieja zniknęła.

Napastnik wepchnął mnie do środka pojazdu. Ledwo udało mi się uniknąć zderzenia głowy z dachem auta. Ręce dalej miałam unieruchomione w solidnym uścisku. Prawe ramię było tak wykręcone, że przez chwilę zastanawiałam się, czy nie wyskoczy mi bark.

Mój oprawca pochylił się nade mną. Zaparłam dech w piersiach. Serce zabiło mi szybciej. Krew stała się zimna i wręcz nieprzyjemna. Jakby chciała przestać płynąć. Jakby powoli zamieniała się w lód, by następnie ostrymi szpileczkami przebić się przez skórę. Uciec.

Chciałam umrzeć.

Zapach jego perfum wypełniał wnętrze auta. Dusił mnie. Gryzł w gardło. Był wszędzie. Zaczęły mi łzawić oczy. I już miałam spróbować uderzyć go kolanem, ale przyłożył mi brudną, wilgotną szmatę do twarzy, odsuwając poprzednią.
Jej zapach od razu mnie uderzył. Zalał moje zmysły. Już wiedziałam co to znaczy. Oczy zaszły mi mgłą.

NIE!

Nie mogłam zasnąć. To by oznaczało koniec. A nikt nie wie, co on ze mną zrobi, gdy będę nieprzytomna.

Ku mojemu zaskoczeniu zabrał ją.

Dalej walczyłam. Ostatkami sił szamotałam sie pod jego ciężarem. Modliliłam się w duchu. Błagałam w myślach. Byle nie zasnąć. Byle dać czas Jamesowi.

Mężczyzna zsunął się ze mnie i stanął w drzwiach. Wyglądał jak potwór czający się gdzieś w ciemnościach.

Ciemność czaiła się wszędzie. Bałam się że i tak zaraz zasnę. A przede wszystkim bałam się tego, co on potem ze mną zrobi.

Chciałam zamknąć oczy, by przestać go widzieć. Ale nie mogłam tego zrobić.

Moje prywatne tortury.

Zamknij.

Otwórz.

Zamknij.

Otwórz.

Zamknij.

Zaczęłam odpływać. Białe światło powoli się do mnie zbliżało. Zalewało mnie i koiło ból.

Kurtyna snu zaczęła opadać.

Nagle mężczyzna wrzasnął i najwyraźniej poleciał do tyłu uderzając w coś twardego, co wywnioskowałam po odgłosach. Uwolniona od ciężaru napastnika zmusiłam moje płuca resztkami sił, by znowu zaczęły działać. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i bezsilna odpłynęłam.

Nie wiem ile czasu byłam całkiem  nieprzytomna.

Rozszedł się huk uderzenia i wrzask. Ktoś krzyczał. Miał niski, gruby głos, ale z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej piskliwy i rozpaczliwy. Aż ustał.

Zapanowała cisza.

Ile byłam nieprzytomna?

Ile?

Kocham cię kotek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz