Rozdział powiązany z poprzednim ("Po jakim czasie...") ~
~*~
Smokescreen:
Szłaś korytarzem. Na ciebie znów ktoś wpadł. Nie patrzyłaś, kim ten ktoś był, tylko na swoją zbroję. Byłaś cała w neonowo różowej farbie. Zaczęłaś krzyczeć na swojego oprawcę, a reszta uczniów... No, nieliczni się jedynie zakłopotali, inni zaś ledwo powstrzymywali śmiech.
Sam sprawca się nie odezwał, jedynie patrzył na ciebie szeroko otwartymi optykami i czekał, aż skończysz. Gdy to się stało, spojrzałaś na niego. Byłaś lekko speszona po tym, jak zorientowałaś się, że to była wina Smokescreena. Mech natychmiastowo zaczął cię przepraszać i się tłumaczyć. W międzyczasie złapał cię za nadgarstek i zaczął prowadzić do łaźni. Byłaś zbyt oszołomiona, żeby zareagować w jakikolwiek sposób.
Na miejscu posadził cię na brzegu umywalki i zaczął powoli ścierać z ciebie farbę. Teraz dopiero ogarnęłaś, co się stało i dzieje. Zarumieniłaś się lekko. Zaczęłaś twierdzić, że nic się nie stało i sobie poradzisz. On niestety nie przyjmował tego do wiadomości.
KnockOut:
Pojechałaś na wyścigi wyremontowanym już autem. Chciałaś trochę odsapnąć od natłoku myśli, więc czemu nie ?
Podjechałaś na start. Miałaś skrytą nadzieję, że chłopak ze sklepu tu będzie. Niestety się nie pojawiał.Gdy tylko usłyszałaś wystrzał pistoletu, ruszyłaś z piskiem opon. Jechałaś jak na razie ostatnia, jednak z czasem powoli wyprzedzałaś każdego zawodnika po kolei.
Został ci ostatni do wyminięcia. Już miałaś go wyprzedzać, wyjechałaś na środek jezdni i od razu poczułaś, jak coś uderza w bok auta. Spojrzałaś w bok i zauważyłaś właśnie tego mężczyznę. W czerwonym Astonie Martinie. Szczerzył się do ciebie, jakby zobaczył milion złotych w gotówce !
Lekko zbita z tropu i zdenerwowana, bo znów będziesz musiała remontować auto. Ostro zahamowałaś, mężczyzna zrobił to samo. Wysiadłaś z samochodu i zaczęłaś na niego wrzeszczeć. On, zamiast się tym przejąć podszedł do ciebie, zatkał ci usta i powiedział: "Jutro, ty, ja i kolacja przy świecach."
Zdziwiona jego stanowczością umilkłaś, a on jak gdyby nigdy nic wrócił do swojego Astona i odjechał.
Predaking:
Szłaś sobie na spacer. Było już ciemnawo. Lubiłaś o tej porze podziwiać las, w którym drzewa, runo i małe jeziorko na polanie posrebrzał blask księżyca. Czułaś się tam jak w innym wymiarze. Jak nie na ziemi.
Tak bardzo chciałaś z kimś podzielać tę pasję, ale niestety nikt tego nie był godzien. No... prawie nikt. Tylko jedna osoba, a właściwie robot. Pragnęłaś, aby był teraz tu z tobą i mógł podziwiać te piękne widoki.
Już na polanie, usiadłaś sobie na brzegu jeziora i zaczęłaś oglądać swoje odbicie w tafli wody, przy okazji rozmyślając o twoim spotkaniu z Predakingiem.
Byłaś tym tak zajęta, że nawet nie zauważyłaś, jak predacon niedaleko ciebie wylądował. Zorientowałaś się, dopiero gdy jego głowa w tafli wody znalazła się nad twoją.
Szybko się odwróciłaś z bananem na twarzy i przywitałaś się z nim. Predaking zaproponował ci lot nad miastem, zgodziłaś się od razu.
Zaraz po przyjemnym locie, wróciliście na polankę. King rozpalił małe ognisko dla ciebie i siedzieliście przy nim, rozmawiając.
Sunstreaker:
Napadli waszą bazę. Jako nowa nie mogłaś znaleźć sobie miejsca, a każdy dodatkowo mieszał ci w głowie.
Szłaś niby pustym korytarzem. Odgłosy strzałów może i robiły się coraz cichsze, ale miałaś dziwne wrażenie, że ktoś cię śledzi. Jednak nie zwracałaś na to uwagi, co było twoim dużym błędem.
Ktoś cię złapał. Zaczęłaś się szarpać, ale bez skutku. Uścisk był zbyt mocny. Tymczasem w waszą stronę szedł czerwony con. Gdy był już przy was, złapał cię za szczękę i obejrzał twoją twarz z każdej strony, mówiąc: "Szkoda szpecić taką buźkę...".
Trochę cię to wkurzyło, kopnęłaś go w nogę i to dość mocno. Decept jakby oparzony odskoczył, krzycząc coś o lakierze. Sama ponownie zaczęłaś się szarpać.
Tylko teraz uścisk zniknął, a obok ciebie przebiegł ten żółty "kanarek" jak go sobie nazwałaś w myślach. Con, którego kopnęłaś, od razu się wycofał.
Żółty Autobot podszedł do ciebie i sprawdził spojrzeniem, czy jesteś cała. Potem ruszył z powrotem przed siebie. Oburzona jego zachowaniem podniosłaś najbliżej leżący kawałek blachy i rzuciłaś nim w bota, krzycząc na niego.
Ratchet:
Przyszedł czas na rutynową kontrolę. Czekałaś na korytarzu, ale dziwiła cię jedna rzecz. Mianowicie, nigdzie nie widziałaś Ratcheta. Trochę cię to zmartwiło.
Jednak nie dopuszczałaś do siebie myśli, że mogło coś mu się stać. Tylko jemu, jako medykowi, zaufałaś i pozwoliłaś się zbadać. Innych, tego zawodu dalej uważasz za zło wcielone.
Siedziałaś na tym korytarzu i czekałaś. W końcu do środka zaprosiła cię jakaś pielęgniarka. Weszłaś niepewnie i poszukałaś wzrokiem Ratcheta. Siedział przy biurku i coś pisał.
Pielęgniarka wyszła i zostawiła was samych. Skierowałaś się od razu na kozetkę i usiadłaś, cicho chrząkając. Medyk podniósł głowę i spojrzał na ciebie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Przywitał cię miło i przeszedł do badań. Już po kontroli, odprowadził cię do kwatery. Nie protestowałaś - cieszyłaś się z tego. Przez całą drogę rozmawialiście o błahych rzeczach.
ESTÁS LEYENDO
Preferencje ~ TF || Dla dziewczyn
HumorNic dodać, nic ująć XD Chętnych zapraszam ^^ [Świeże rozdziałki] #1 miejsce w dino - 30.11.2020 r. #7 miejsce w humor - 9.11.2020 r. [3.11.2017 - 12.12.2020]