Rozdział 7

1.5K 72 5
                                        

Weszłam do Volterry tak samo jak wyszłam. Jednak nie spodziewałam się ekipy powitalnej. Aro przedarł się przez tłum. - Gdzie byłaś? - zapytał - Musiałam na moment się przewietrzyć, nikogo nie zabiłam, jeszcze - odparłam patrząc po żołnierzach. - Mogłaś poprosić o ochronę. Gdyby coś ci się stało... - odparł cicho Aro. - Nikogo nie spotkałam, poza tym nie jestem małą dziewczynką, radzę sobie - odparłam, a Aro znalazł się przy mnie i pocałował w czoło z jakąś jakby sztuczną czułością. - Idź do siebie Saja, porozmawiamy o tym rano - tym samym spławił i żołnierzy i mnie. Świetnie, wszystkie moje kroki będą śledzone? Weszłam do swojej komnaty zamykając drzwi na klucz. Na niebie świeciły gwiazdy. Wyszłam na moment na balkon i po prostu patrzyłam w niebo. Potem wróciłam do środka i zaczęłam czytać książki. Nie mogłam spać, więc noc nie była już taka jak dawniej.

Wciąż miałam przed oczami Carlosa. Ten zbuntowany przystojny wampir totalnie mącił mi w głowie. Był inny niż ci wszyscy tutaj. Bardziej ludzki. Nie był też zwyczajnym, nudnym wampirem. Jego dar był niezwykły tak samo jak mój. Może i moje moce były ogromne to czasem sama siebie się obawiałam. Czy mogę krzywdzić istoty martwe, mimo, że sama jestem jedną z nich? Jak mam patrzeć na to co robi mój ojciec, skoro tego nie akceptuję? Zastanawiałam się już nawet nad tym czy kocham Aro czy bardziej go nienawidzę. Dzień nadszedł nim zdążyłam skończyć czterdziestą książkę. Lubiłam uczyć się niektórych na pamięć. Księgi tworzyły stare wampiry, które nauczyły się pisać pięknym drukiem. Tylko Aro posiadał niezwykłe biblioteki o których zwykli ludzie mogli pomarzyć. Wszystko w nich można było odnaleźć. Każdą ciekawostkę o nadnaturalnych istotach. Także o niezwykłych ludziach. Kiedy już miałam odłożyć jedną z nich na półkę na ziemię upadła karteczka. Podniosłam ją i przeczytałam.

,, Piękno róż nie jest w stanie zrównać się z Twą urodą, zamknij oczy i myśl o róży nad wodą "

To wydało mi się dziwne, ale zrobiłam to o co prosił autor listu. Pomyślałam o róży nad wodą, a gdy otworzyłam oczy na stoliku nocnym stał wazon, a w nim bukiet czerwonych róż i karteczka z napisem,, niech twój dzień będzie pełen wspomnienia o mnie, Carlos ". To było niesamowite. Nie wiedziałam jak to robił, ale dla mnie był magiczny i tyle. Choć trochę irytujący. Może też zbyt pewny siebie, ale romantyczny. Ktoś zapukał do drzwi. Do mojego pokoju weszła Jane. - Cześć, gotowa na mały wycisk? - zapytała, a ja uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Poszłam za nią na salę, gdzie torturowano wampiry o wysokich przewinieniach. Zwykle były to te, które tworzyły armie nowonarodzonych dzieci. Nie przepadam za przemocą, a już zwłaszcza w towarzystwie Jane. Jednak nie miałam prawa odmówić. Może i moc Jane nie działała na mnie, za to nieźle potrafił dokopać mi Alec.

Wampiry były zamknięte w obsydianowych klatkach. Nie byłam długo pośród Volturie, ale zdążyłam poznać strukturę tego surowca. Nie dało się go tak łatwo zniszczyć. Z resztą wampiry pozbawione pożywienia nie były wystarczająco silne, by zniszczyć choćby stal. - Odbierz im nieśmiertelność - odparła. - Co? Nie będę zabijać wampirów! - krzyknęłam, a ona pokręciła z niezadowoleniem głową. - Odbierz im nieśmiertelność albo powiem twojemu ojcu z kim potajemnie się wczoraj spotkałaś - zagroziła. - Nie wiem o czym mówisz - udałam niewinną. - O Carlosie - szepnęła nagle stając przy moim uchu. Westchnęłam. Gdy ojciec się dowie pewnie uwięzi mnie w swojej komnacie na wieki. Tak jak swoją żonę. Myślał, że tego nie widzę, ale zauważyłam. Sulpicja siedziała tylko w swojej komnacie. Czasem przychodziła na wspólną ,, kolację ".

Spojrzałam z gniewem na Jane. Nie zamierzam mordować dla jej przyjemności, a już na pewno nie dam się szantażować. Doskoczyłam do niej od razu czując śmieszne mrowienie na skórze. Atakowała mnie swoim darem. Znowu. Szarpnęłam ją za włosy i spojrzałam głęboko w oczy.- Chcesz to leć do Aro i wszystko mu powiedz, a ja w tym czasie zabiję Twojego brata- wiedziałam, że Alec jest jej słabym punktem.- Nie masz z nim szans- stwierdziła.- Chcesz się przekonać?- zapytałam, a ona westchnęła. - Dobrze, nie musisz ich zabijać-odparła. Puściłam ją i czekałam, co dalej zrobi. Blondynka podeszła do ofiar i dotykała w zamyśleniu ich ramion. W ich oczach wiedziałam tylko wołanie o pomoc. - Nie musisz ich zabijać!- podniosła głos. - Sama to zrobię -warknęła i oderwała pierwszemu z mężczyzn głowę rzucając ją w ogień.- Przestań!-krzyknęłam, a ona zaśmiała się drwiąco.

W sali zrobiło się zimno. Wokół mnie zaczęły pojawiać ostre plącza. Dążyły wprost do nóg Jane. Stałam z lekkim uśmiechem. Jane cofnęła się czując jak kolce wbijają się w jej stopy. Unieruchomiły ją i powoli zaczęły płonąć. - Carlos- wyszeptałam i poczułam muśnięcie warg na moim policzku. Uśmiechnęłam się,kiedy Jane nagle zaczęła krzyczeć. Upadła na kolana. Podeszłam bliżej niej i zobaczyłam strach. Ogromny strach w jej oczach. Widziałam to co ona, ale mnie Carlos nie atakował. To była lekcja tylko i wyłącznie dla blondynki.- Saja!-krzyknęła tak jakby wcale mnie nie wiedziała. - Pomóż mi !- jej głos znów rozszedł się echem po sali tortur.- Carlos wystarczy, proszę...- mój szept zakończył wszystko. Jane klęczała wciąż obejmując się dłońmi. Szeptała jakieś błagalne słowa, a ja nie wiedziałam jak się teraz zachować.

W końcu uklęknęłam przy niej i delikatnie odgarnęłam opadające na jej twarz kosmyki blond włosów.- Jane?- wypowiedziałam jej imię z nutą troski o którą się nie podejrzewałam. Czerwonooka spojrzała na mnie i drżąc wtuliła w moje ramiona jak mała dziewczynka. Zdrętwiałam. Skąd mam wiedzieć jak się zachować w takiej sytuacji. W końcu przytuliłam ją mocno i starałam uspokoić.- Ty też krzyczałaś- odparła nagle.- Słyszałam twoje bolesne wołanie- wyszeptała. -To nic- udawałam, że wiem o co jej chodzi. Jane nagle podniosła się z podłogi. Spojrzała na więźniów i odparła do strażników, którzy od chwili, gdy Carlos wycofał się z ataku stali na sali patrząc ze zdziwieniem na całe zajście.- Wypuścić te ścierwa!- krzyknęła, a potem patrząc każdemu z nich w oczy odparła- Jeśli dowiem się o waszym nieposłuszeństwie będę bezlitosna- odparła z uśmiechem,a ja aż wzdrygnęłam się słysząc z jakim przekonaniem to mówi.

Po tym jak strażnicy wyszli wyprowadzając uwolnionych Jane nagle spojrzała na mnie z dziwną powagą.- Zostałam wyznaczona do tego, by cię chronić i zrobię wszystko byś była bezpieczna- jej ton głosu sugerował, że lepiej nie wdawać się w dyskusję. -Pójdę do siebie- odparłam udając smutną. Gdy tylko wyszłam z sali usłyszałam krzyk- Zwiększyć ochronę, córka Aro została zaatakowana!!- no nie, teraz to już na pewno nie będę mogła wyjść z tego budynku.

# Od Autorki

Kolejny rozdział. Tak wiem, że słabo u mnie z aktywnością ostatnimi czasy, ale zaczęłam nadrabiać zaległości w każdym z opo. Myślę, że raz na jakiś czas dodam tu nowy rozdział,jednak moje tempo pisania nie może przyspieszyć, bo pracuję i to dużo, więc nie mam już tyle wolnego czasu co kiedyś.

Jeśli Wam się podoba dawajcie gwiazdki i komentarze
😊😊😊😊😊

Pozdrawiam

Roxi

Look Inside Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz