Rozdział 11

1.6K 77 6
                                    

Najpierw myślałam, że to tylko iluzja, ale szybko zdałam sobie sprawę jak bardzo się mylę. To był prawdziwy ogień. Czułam to straszne gorąco uderzające mnie w twarz.
-Saja!!-usłyszałam krzyk Jane. Wampiry w panice zaczęły uciekać do wyjścia.
-Tato!!!-krzyknęłam coraz bardziej przerażona.
-Nie martw się kochanie, zaraz ci pomożemy!-odparł głośno, choć w jego głosie słyszałam tylko strach. Z trudem powstrzymywałam się od skoku przez ścianę płomieni. Panika narastała. Czemu Carlos to zrobił?
-Carlos gdzie jesteś?-wyszeptałam ze strachem rozglądając przez dym i rażący ogień. Nic. Ani jednego słowa. Łzy powoli płynęły po moich policzkach. Ogień coraz bardziej się rozprzestrzeniał. Wiedziałam, że to będzie mój koniec.

Nagle na jednym z wiszących żyrandoli zobaczyłam Carlosa.
- No dalej Aro skocz w ogień za swoją córką? Myślałeś, że uciekniesz przed moją zemstą?
-Zabij mnie jeśli chcesz, ale zostaw w spokoju moją córkę!!
-Gdybym zabił Ciebie nie byłoby takiej zabawy!!
- Dlaczego to robisz? Przecież ona niczemu nie jest winna!!
- Tak samo jak mój ojciec w niczym nie zawinił!!
- Zabijał ludzi, zginęły dwie wioski!! To dla ciebie nic?
- Mogłeś go ukarać, ale nie, wolałeś karę śmierci, więc teraz wyrównam rachunki !!!
-Co chcesz przez to powiedzieć?-zapytał ojciec. Carlos wskazał na mnie.
-Życie za życie- wycedził. Płomienie wzniosły się jeszcze wyżej.
-Saja!!!-Aro krzyknął moje imię, a ja pisnęłam tylko przerażona.
-Tato uciekaj!!!- krzyknęłam
-Nie!! Nie zostawię Cię!!!-odparł z bólem
- Panie musimy uciekać!! Nie zdołamy do niej dotrzeć!- rozpoznałam stanowczy głos Aleca.
-Nie Alec! Nie zostawiajmy jej!!!-tym razem krzyczała Jane. Tego się nie spodziewałam, ale chyba polubiła mnie i to było niezwykłe. Sądziłam, że jestem tam sama, a tak na prawdę miałam ojca, Jane, Aleca i Sulpicję.
-Córeczko?!!!- krzyk żony Aro przeciął powietrze.
-Sulpicja idziemy!!-usłyszałam nagle troskliwy głos ojca.
-Tato???Kocham Cię, pamiętaj!!!
-Saja?Ona żyje? Co ty robisz?! Nie możesz zostawić jej w ogniu!!! Nie możesz!!!-wrzask Sulpicji oddalał się z każdym ich krokiem.
- Zaufałam ci- wyszeptałam kierując słowa do Carlosa. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć.

Jednak nic się nie stało. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że jestem na dachu budynku. Carlos trzymał mnie pewnie w ramionach.
-Naprawdę myślałaś, że mógłbym Cię zabić?-zapytał cicho, a ja skinęłam głową zażenowana. Usłyszałam wrzaski. Aro wraz z Aleciem wyprowadzali z budynku zrozpaczoną Sulpicję.
-Nie!!!Nie!!!Saja!!Ratujcie ją!! Nie!!!-z trudem potrafiłam na to patrzeć. Aro złapał ją mocno za ramiona i spojrzał w jej oczy
-Kochanie ona nie żyje, moja córka...nie żyje- jego głos drżał, choć widziałam jak stara się go kontrolować. Sulpicja popatrzyła na niego z bólem i dała mu w twarz
-Nie żyje przez Ciebie!!!-krzyknęła, a na twarzy ojca zobaczyłam ból. Sulpicja także musiała to zauważyć. Przysunęła się bliżej niego i wtuliła mocno w jego ramiona.
Dostrzegłam także jak Alec ze smutkiem przytula Jane, której twarz przybrała najbardziej zimną maskę jaką widziałam.
-Dokąd teraz Panie?- niepewnie zapytał Eleazar.
-Do Włoch, nasze posiadłości od tego momentu staną się siedzibą naszego klanu właśnie tam. W Rzymie.
-Rozumiem-odparł wampir i unosząc dłoń dał jeden znak, a tysiące zakrytych szatami wampirów rzuciło się biegiem w stronę nowego ,, domu". Patrzyłam jak stado Volturie znika za horyzontem i czułam żal oraz radość. Odwróciłam się twarzą do Carlosa. Otarł palcami łzy z moich policzków.
-Cieszysz się?
- Nie wiem...
-Możemy żyć blisko siebie, nie proszę o twoją dłoń, a jedynie o towarzystwo- jego purpurowe oczy patrzyły na mnie z wyczekiwaniem.
-Ja...sama nie wiem...Nie znam Cię
-Będziemy mieli wieczność, by się poznać.
-Mam lepszy pomysł- odparłam i uśmiechając się przybliżyłam do niego.
-Jaki to pomysł?-zapytał przybliżając jak do pocałunku
-Look inside -powietrze zafalowało i zatonęłam w jego wspomnieniach. Zaskoczyło mnie to w jaki sposób mnie postrzega. Jak anioła. Potem cofałam się dalej i dalej. Wiedziałam. Coś tu było nie tak. Poczułam dotyk na policzku. Więź rozmyła się i zrozumiałam, że to wszystko było iluzją. Jak...jakim cudem on...nie mogłam tego zrozumieć. Odwróciłam się do niego i spojrzałam wprost w fioletowe oczy pełne smutku
-A nie możesz mnie poznać rozmawiając ze mną?
- A czy ty ze mną choć raz rozmawiałeś?
- Wszystko można zmienić
- Z zasady nie da się od tak kogoś zmienić
-Zrobimy wyjątek, tylko bez tych czarów co?
- To działa w dwie strony- odparłam wiedząc, że oszaleję, jeśli nadal będzie stosował iluzję.
-Jak sobie życzysz - skłonił się szarmancko. Zrobiłam krok w jego stronę, a on zawahał się i wiedziałam, że pewnie znów jest iluzją, ale pomyślałam, że wtedy będzie tego żałował. Dotknęłam jego policzków i mocno go pocałowałam w usta. Znieruchomiał na moment i wreszcie odwzajemnił pocałunek.

No tak. Nic o nim nie wiedziałam. Nie wiedziałam dlaczego i czy powinnam mu ufać. Nie wiedziałam czy coś do mnie czuje, a miałam z nim spędzić całą wieczność. Po głębszym zastanowieniu zrozumiałam, że....to może się udać. Życie jest długie. Zwłaszcza wieczne życie. Może nie odzyskam ojca o jakim marzyłam, ale zyskam kogoś kto niczego nie udaje.

KONIEC

CHYBA...

#Od Autorki

Tak to koniec tego opowiadania, ale jak zauważyliście jest to ,,chyba",bo nie wiem czy na dobre kończę tą historię. W końcu wieczność to dość długo.

Mam w planie napisać drugą część, ale nie tak prędko. Skupię się teraz na wykańczaniu opowiadań, które leżą i się kurzą.

Jak wam się podoba zakończenie?

Czekam na komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Look Inside Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz