7.

190 9 4
                                    


   Tego ranka zbudziłam się równo ze śpiewem ptaków. Pierwszy raz od kilku dni czułam się tak dobrze, nic nie ciążyło mi na sercu. Spojrzałam w kierunku okna i porządnie się przeciągnęłam. Złapała mnie ochota na jajecznicę z bekonem. Czułam jej smak rozchodzący się w moich ustach. Westchnęłam przywołując wspomnienie tego cudownego zapachu.  Dawno nie byłam taka głodna! Niechętnie podniosłam się z ciepłego łóżka. Zeszłam z niego na podłogę i złapałam za szlafrok wiszący na drzwiach pobliskiej szafy. Promienie słoneczne wpadające do komnaty przez ogromne okno otuliły moje ciało. Biło od nich tak przyjemne ciepło, że zamknęłam na chwilę oczy. Mój umysł był tak oczyszczony, że miałam ochotę wybiec nago na łąkę i tańczyć w rytm odgłosów natury. Czułam, że dzisiejszy dzień był dniem przełomowym i wyjątkowym. Wyszłam z komnaty i skierowałam się na dół do kuchni, która chyba nigdy nie była przez nikogo używana. Tamlin bowiem wolał posługiwać się magią do przyrządzania wszelkiego rodzaju posiłków. Moje człowiecze ręce były bardzo uzdolnione jeśli chodziło o przygotowywanie jedzenia, zatem podciągnęłam rękawy i zaczęłam szukać naczyń, których mogłabym użyć. Przeszukiwałam szafkę po szafce, aż w końcu udało mi się znaleźć patelnię i dwa talerze. Z jednej z szuflad wyjęłam noże i widelce. Kiedy wszystkie przyrządy leżały na swoim miejscu i czekały na to, aż w końcu ich użyję skierowałam się do lodówki. Otworzyłam potężne, podwójne drzwi i moim oczom ukazał się raj dla kucharza. Nie mogłam się napatrzeć na to ile produktów znajdowało się w zwykłej lodówce. Wyjęłam wszystkie składniki, a później zabrałam się do pracy. Kiedy kroiłam warzywa na jednej z drewnianych desek usłyszałam czyjeś kroki, a gdy ciepły oddech omiótł mój kark sama się do siebie uśmiechnęłam. 

- Co ty tutaj robisz książe? - zapytałam nawet się nie odwracając - Cóż cię tutaj sprowadza? Sądziłam, że nawet nie masz pojęcia o pomieszczeniu nazywanym kuchnią. - dodałam rozbawiona czując jak gryzie mnie w ramię. - Masz ochotę na to by zjeść ze mną śniadanie? - zapytałam odwracając się i zawieszając mu dłonie na karku. Patrzyłam w te jego głębokie zielone oczy i nie mogłam przestać się uśmiechać. 

- Księżniczko, dla ciebie wszystko. - odparł Tamlin łapiąc za moje biodra i sadzając mnie na blacie. - Ale większą ochotę mam na coś innego. - spojrzał na mnie znacząco a ja wybuchnęłam śmiechem. 

-Zawsze taki byłeś. - przyciągnęłam go do siebie składając ciepły i pełen uczuć pocałunek na jego pełnych ustach. - Tam..-szepnęłam po chwili. - Chcę żebyś znowu był mój. - dodałam ciszej pogłębiając nasz pocałunek. Moje nogi owinęły się w koło jego bioder. - Ale nie jestem gotowa na coś takiego. - odsunęłam się od niego i spojrzałam na jego twarz - Powoli, dobrze? - przeczesałam palcami jego włosy. Skinął potakująco głową. - A teraz proszę odsuń się, umieram z głodu. - odepchnęłam go od siebie delikatnie i znów zeskoczyłam na chłodne kafelki. 

-Może ci pomóc? - zapytał cholernie mnie tym rozśmieszając.

-To miłe, że oferujesz mi swoją pomoc, ale uwierz kochanie, że trzy lewe ręce nie są mi potrzebne w kuchni. - stanął obok mnie i przypatrywał się temu z jaką łatwością i precyzyjnością kroję wszystkie składniki. 

-Co na to wszystko Rhysand? - zadał pytanie, którego się nie spodziewałam. 

-Dlaczego on cię tak nagle interesuje? - zapytałam obojętnie wbijając jajka na patelnię. 

-Bo tak się składa, że nie zabieram się za cudze kobiety. Byłaś z nim szczęśliwa. Mnie nie chciałaś widzieć na oczy. Powiedz mi zatem co nagle się zmieniło? - dałam mu bliskość i uczucie, a on zachowywał się jakbym popełniła zbrodnię.

-Wszystko mu wyjaśniłam. Czy możemy o tym nie rozmawiać? - popatrzyłam na niego szybko. Wzruszył ramionami po czym zakomunikował, iż będzie czekał na mnie w jadalni. 


*  *  *  *


Nie miałam zamiaru psuć sobie dobrego humoru, więc zaraz po śniadaniu zaproponowałam Tamlinowi przejażdżkę konną. W głębi serca tęskniłam za tymi wszystkimi leśnymi terenami, które zdołałam poznać dzięki niemu i Lucienowi. Była to jakaś mała część mojego życia, której nigdy nie chciałam się wyrzec. Kiedy dosiadałam konia dotarło do mnie, że tego dnia jeszcze ani raz nie natknęłam się na Rhysanda. Do tej pory nawet jeśli byłam dla niego nie miła to on niby przez przypadek wpadał na mnie gdziekolwiek. Chyba dziś mi tego zabrakło. Widoku jego twarzy, dźwięku jego głosu. 

-Ruszamy? - zapytał Tamlin podjeżdżając do mnie na swym koniu. 

-Tak...tak, oczywiście. - odparłam. 

Losing Our StarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz