2.

456 14 0
                                    

2 dni wcześniej

Dzisiaj był piękny dzień. Słońce świeciło wysoko na niebie, a do moich uszu docierał wspaniały świergot ptaków, który łagodził moje delikatne zdenerwowanie spowodowane dosyć ostrą wymianą zdań z Rhysandem. Ostatnie, spokojniejsze miesiące mojego życia poświęciłam w pełni mojemu towarzyszowi oraz pomocy dla słabszych i uboższych istot. Sprawiało mi to wiele szczęścia i przynosiło pewien rodzaj odkupienia. Starałam się jak najbardziej wynagrodzić wszystkim ból i cierpienie, którego mnie udało się pozbyć z dnia na dzień. Jeśli mam być szczera, to miałam wiele szczęścia, że tego dnia byłam w lesie na polowaniu. Gdybym nie zabiła Fae w ciele wilka nigdy nie znalazłabym się na Dworze Wiosny. Prawdopodobnie nigdy nie spotkałabym miłości swojego życia i nie miałabym tego wszystkiego, co mam teraz. Nadal żyłabym w nędzy w zabitej dechami wiosce nieopodal muru. Zdecydowałam zatem, że jutro z samego rana wybiorę się do miejsca, w którym spędziłam kilka dobrych lat swojego życia. Gdzie poświęcałam się po to, by moja rodzina nie zmarła z głodu. Wielu tamtejszych mieszkańców do dzisiejszego dnia żyje w ogromnej biedzie, a moje serce krwawi na samą myśl o tym.  Kiedy przedstawiłam ten pomysł, a raczej decyzję Rhysowi przyjął ją z uśmiechem, oczywiście dopóki nie dowiedział się, że zamierzam wyruszyć tam jutro. Moja podróż miała bowiem zahaczać o Dwór Wiosny, a to bardzo mu się nie spodobało. Na dzień jutrzejszy przypadało święto z okazji nadejścia wiosny. Nie potrafiłam pojąć w czym Calanmai miałoby przeszkodzić mojej wyprawie, ale nie chciałam się z nim dłużej sprzeczać. Wyszłam na zewnątrz by przejść się po uliczkach Velaris, czyli mojego małego raju na ziemi. Moja samotność jednak nie trwała zbyt długo, ponieważ gdy miałam zamiar wejść do pobliskiej biblioteczki czyjeś silne ramiona owinęły się wokół mojego ciała i porwały mnie gdzieś wysoko, do samych chmur. Nie panikowałam. Wiedziałam, kto to był. Ktoś, kto chyba musiał poczuć się winny i postanowił mnie przeprosić. Poza tym tak bardzo kochałam zapach skóry Rhysanda, że nigdy nie pomyliłabym go z niczym innym. Trzymał mnie mocno w swoich ramionach i szybował w kierunku polany, na której często przesiadywaliśmy wieczorami i spoglądaliśmy w gwiaździste niebo. Zamknęłam oczy by pozwolić chłodnemu wiaterkowi obijać się delikatnie o moje policzki. Po chwili poczułam grunt pod nogami. Wylądowaliśmy tak delikatnie, że nawet nawet nie spostrzegłam kiedy to nastąpiło. Mocny uścisk ramion mojego towarzysza rozluźnił się, a chwilę później poczułam delikatny pocałunek złożony na mojej skroni. 

-Chcesz mnie przekupić?- zapytałam mimowolnie się uśmiechając i otwierając oczy. Przede mną stał najpiękniejszy mężczyzna jaki stąpał po tej ziemi i był cały mój. Był najlepszym co mnie do te pory w życiu spotkało i nie wyobrażałam sobie przyszłości bez niego u mego boku. To niesamowite uczucie, którego każdy powinien doświadczyć. Zmrużył oczy, gdyż promienie słońca opadały na jego cudowną twarz. 

-Może.-wyszeptał zjeżdżając dłońmi na moje biodra i przyciągnął mnie bardziej do siebie zatapiając się przy tym w moich ustach. Oddałam mu delikatny pocałunek zawieszając się na jego szyi. Po chwili moje dłonie wsunęły się w jego kruczoczarne włosy. 

-Jak miło. - mruknęłam- ale wiesz, że nic tym nie wskórasz, prawda?- zapytałam otwierając oczy i odsuwając się po to by usiąść na zielonej trawie. Stał i patrzył na mnie, a jego ciało przysłaniało słońce, które tak bardzo lubiłam czuć na mojej skórze. Nie uśmiechał się. Jego twarz była pełna troski. 

-Feyro wiesz o tym, że nigdy nie zabronię ci podejmowania własnych decyzji, ale nie mogę zgodzić się na tą podróż. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co dzieje się podczas tego święta? - patrzył na mnie.

Losing Our StarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz