Agnes
Wróciłam do swojej komnaty porośniętej mchem. Głęboko w płuca wciągnęłam świeży zapach lasu i kwiatów. Uwielbiałam naturę, było to coś wspaniałego i nie do końca dla wielu zrozumiałego, lecz nie dla mnie. Rozsiadłam się wygodnie w swoim fotelu, który wyglądem przypominał mniejszą wersję mojego tronu. Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy, a na moich czerwonych ustach pojawił się delikatny uśmiech. Wsłuchiwałam się w szum drzew dobiegających zza okna i świergot ptaków rozkoszujących się słonecznym dniem.
Liczyłam na to, że Rhysand będzie bardziej posłuszny, ale skoro nie chciał po dobroci to musiałam sięgnąć po inne środki. Znów uśmiechnęłam się na samo wspomnienie jego ciała leżącego na wypolerowanej podłodze, zlizującego do ostatniej kropli wywar z jedynej takiej rośliny na świecie. Pracowałam latami nad wyhodowaniem tego cuda, które nazywałam źródłem miłości. Poświęciłam temu projektowi całe setki lat i w końcu mi się udało. Wywar z owoców, które wydawała tajemnicza roślina sprawiał, iż osoba, która go wypiła stawała się bezgranicznie zakochana. We mnie. Założyłam nogę na nogę i otworzyłam oczy.
– Alexie! – Powiedziałam głośno, a mój ton jak zawsze był władczy i stanowczy. Poczułam ból chłopca, gdy mój głos przedarł się do jego umysłu. – Przyprowadź go tutaj gdy tylko skończy. – Zaśmiałam się wstając i powoli podchodząc do jednego z okien ukazujących tętniącą owadzim życiem polanę. Obserwowałam jak pszczoły i motyle zbierają nektar z kwiatów, gdy drzwi mojej małej komnaty otworzyły się.
– Czy chciałaś mnie widzieć o Pani? – Głos Rhysanda był jak miód dla mych uszu. Odwróciłam się w jego stronę poprawiając suknię.
– Tak kochanie, chciałam cię zobaczyć. Wiesz, że byłeś bardzo, ale to bardzo niegrzeczny? Sprawiłeś mi ogromną przykrość. – Stałam w dalszym ciągu opierając się o marmurowy parapet i widziałam skruchę malującą się na jego pięknej twarzy. Miałam ochotę roześmiać się w niebogłosy, ale udało mi się to stłumić. Kto jak to, ale ja idealnie radziłam sobie z ukrywaniem emocji. – Podejdź. – Wydałam stanowczy rozkaz i jednocześnie uśmiechałam się szeroko. – Podejdź i błagaj mnie o wybaczenie.
Rhysand spuścił wzrok na podłogę i ruszył powoli w moim kierunku. Gdy znalazł się tuż przede mną uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Zobaczyłam w nich żądzę. Wiedziałam, że mnie pragnie i miałam zamiar to wykorzystać.
– Coś nie tak? – zapytałam niewinnie trzepocząc rzęsami – Czy chciałbyś mi coś powiedzieć?
– Jesteś tak cholernie seksowna moja Pani. – wycedził przez zęby, a jego oddech przyspieszył. Zachowywał się w tym momencie jak dzikie zwierzę, jak mój osobisty obrończy pies. Tylko był o wiele bardziej napalony, ale nie mogłam na to za bardzo narzekać. Lubiłam takie niezobowiązujące zabawy z książętami.
– Tak uważasz? – Zapytałam rozbawiona wsuwając dłonie w jego czarne jak heban włosy.
Nie odezwał się już. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach, a później zsunęły się na plecy i jechały coraz niżej w kierunku moich pośladków. Przygryzłam wargę, żeby się nie roześmiać. Był w tym stanie tak żałośnie uległy, że aż zrobiło mi się go do pewnego stopnia żal. Biedaczek przybył tu by uratować swoją ukochaną, a teraz zostanie stałym gościem mojego łoża.
– Nie zachowuj się jak świętoszek Rhys. – wymruczałam zbliżając usta do jego ucha. Przygryzłam jego płatek, a z jego ust wydobył się cichy jęk. Był jak marionetka w moich rękach, a to bardzo mnie kręciło. – No dalej, pokaż mi na co stać moją małą Bestię.
–Nie taką małą Wasza Wysokość. – Wypowiedział te słowa po czym pochwycił mnie w swoje silne ramiona i nawet nie zdążyłam westchnąć gdy wrzucił mnie w morze prześcieradeł i poduszek znajdujących się na moim łóżku. Jego zwinne dłonie złapały za dekolt mojej błyszczącej sukienki i rozerwały ją dwoma silnymi szarpnięciami. Jego ciemne źrenice rozszerzyły się jak u dzikiego kota. Przywarł swoimi ustami do moich, a ja byłam pewna, że jego pełne wargi parzą moje dzikim płomieniem. Oddałam mu szalony pocałunek. Nie spodziewałam się, że będzie mnie w tym momencie aż tak pociągał. Zwykle zaciągałam książąt do łóżka po to, by wyciągnąć z nich cenne informacje, jednakże teraz z Rhysem to było coś innego. Wzbudził we mnie pożądanie jakiego nigdy nie odczuwałam. Leżałam pod nim całkowicie naga podczas gdy jego język pieścił moje usta, a dłonie dotykały piersi, brzucha i zjeżdżały coraz niżej. Co do chuja? Zepchnęłam go z siebie i szybko się podniosłam. Tego chciałam, chciałam by był moim posłusznym psem, lecz nigdy nie zamierzałam w żaden sposób się do niego przywiązać.
– Melanio! – Krzyknęłam z całych sił łapiąc za szlafrok wiszący na oparciu mojego fotela i zakładając go na nagie ciało. – Melanio! – Nigdy nie byłam tak wściekła i tak bardzo przerażona nagłym przypływem uczuć. Nie musiałam czekać długo na pojawienie się małej dziewczynki, siostry bliźniaczki Alexa. – Zabierz go stąd. I wychłostaj, a później zamknij w lochu bez grama jedzenia i kropli wody. NATYCHMIAST!
Dziewczę zrobiło to o co je prosiłam. Zdezorientowany Rhys chciał coś powiedzieć, ale wiedział, że powinien być mi w każdej kwestii posłuszny. Eliksir zaprogramował go w taki sposób jaki chciałam. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
CZYTASZ
Losing Our Stars
FanfictionFanfiction opowiadające o bohaterach trylogii Sarah J Maas. Czy Feyra i Rhysand będą ze sobą szczęśliwi? Jaki wpływ na ich związek będzie miał Tamlin oraz Książe Dworu Lata? Dowiedz się czytając ''Losing Our Stars''.