-Mam nadzieję, że zrozumiałaś sytuację - nauczycielka zacisnęła ręce na swojej teczce. Rozumiała. Aż za dobrze rozumiała. Niepewnie zerknęła na siedzącą obok niej Patronkę. Obie czuły to samo, były... zaskoczone, oszołomione, a przede wszystkim - oburzone. Dyrektor Alphys złączyła szpony i ciężko westchnęła. - To sprawa bardzo delikatna, zlecona nam przez radę.
-Ale historia..!
-Cz-czasy się zmieniają. L-ludzie się zmieniają. P-potwory się zmieniają.
-Rozumiem pani dyrektor, ale....
-Proszę, żadnych ale... Teraz masz okienko, odpocznij, a potem... - Alphys podniosła wzrok na kobietę, widać było zmęczenie, ze dwie nieprzespane noce malowały się na jej twarzy. Powinna, stanowczo powinna przyjąć pod dach jakiegoś pupila. Nauczycielka była co do tego przekonana. Powinna, zamiast trzymać przy sobie ten stary piekarnik. A skoro o nim mowa, stał niczym metalowy posąg, tylko jarzące się na różowo ślepia wskazywały, że nie jest wyłączony. Pedagog podniosła się zaraz po tym, jak jej Patronka wymieniła z Alphys kilka swoich uwag. Wszystkie dotyczyły powątpiewania w .... to. Lecz zdania rady nie dało się zmienić, nie dało się cofnąć.
W pokoju nauczycielskim nie było nikogo. Znaczy się prawie, jedna z bardziej sędziwych nauczycielek matematyki sprawdzała ćwiczeniówki swoich podopiecznych.
-Ona ma ponad osiemnaście lat! - Nauczycielka wyrzuciła ręce do góry i podeszła do zlewu by nalać sobie do szklanki wody. Po opróżnieniu naczynia ze stukotem odłożyła go na bok. Dyszała. - Czy Alphys ma świadomość co to znaczy?
-Co się dzieje? - sędziwa matematyczka podniosła się znad papierów
-O-oooh, nic. Będziemy mieć nowego ucznia... - Nauczycielka poczuła, że jej Patronka się patrzy. Ma dobierać słowa tak, aby tajemnica jaką powierzyła jej Alphys nie wyszła na jaw, lecz.. tak bardzo, tak bardzo chciała pokazać komuś swoje oburzenie.
-W połowie roku? - zdziwiła się
-T-tak. To jakaś dziewczyna, której patron ... no miał z nią problemy wychowawcze - tak, dobrze, właśnie tak - ... przez osiemnaście lat go nie słuchała! - Nie może powiedzieć o ... o.... o tym, że ona ma jednokolorową duszę, ale ... jak inaczej wyjaśnić tyle lat zamknięcia - Biedak poprosił panią dyrektor o pomoc.
-Oh, czyli jakaś dorosła łobuziaka nam się trafiła? - sędziwe zielone ślepia zamigotały przytłumionym blaskiem.
-Tak. Zostanie posłana do pierwszej klasy podstawowej. Trzeba jej wszystkiego nauczyć.
-Ale aby taką dużą...
-Właśnie. Będą z nią problemy.
-Nie wiem jak uczyć dorosłych tego co wiedzą już wszystkie dzieci. - chrząknęła - Nasz system edukacji nie przewidział takiego wypadku...
-Boję się jaki będzie miała wpływ na dzieci... - przecież jest jednokolorowa, dodała w myśli.
-O to akurat najmniej bym się bała - matematyczka machnęła ręką - Pomyśl, jaki wpływ dzieci będą miały na nią. Myślisz, że zaakceptują kogoś o tyle od nich starszego i nie czarujmy się - przyciszyła głos prawie do szeptu - głupszego? - uśmiechnęła się. W sumie, trochę racji w tym jest.
Po krótkiej rozmowie z matematyczką, po kobietę przyszedł jej Patron, szanowny pan Jerry. Nikt nie lubił Jerrego, tylko ta starsza kobieta zawsze z troską podchodziła do zarozumiałego i chamskiego Patrona. Belferka nigdy by nie chciała być jego pupilem. Jak dobrze, że ma tak wspaniałą i wyrozumiałą i troskliwą... Ech. Usiadła dziwnie zmęczona. Przeczesała palcami włosy. To będzie dłuuugi dzień. Chciała, aby już się skończył.
CZYTASZ
PatronTale
Short StoryDawno, dawno temu, na ziemi żyły potwory i ludzie. Pewnego dnia, potwory postanowiły zaopiekować się ludźmi i tak już zostało. Jest to w pełni moje AU.