Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin. Lecz o tym nie wiedzieli. Nie wiedzieli, że są rodzeństwem, wiedzieli za to, że tej nocy przeleje się krew.
24 godziny wcześniej.
-Drogi do miasta zabezpieczone, tak samo jak i okoliczne lasy oraz port - mówił niski potwór wyglądem przypominający psa chodzącego na dwóch nogach. - Nic bez naszej wiedzy nie wejdzie, ani nie wyjdzie.
-Oni nie będą chcieli wejść. Oni się wedrą do środka! - skrzeczał Violenc przeskakując po korytarzu obok Friska. W obliczu takiego niebezpieczeństwa, nawet wrogowie polityczni muszą połączyć siły. Dlatego po otrzymaniu wiadomości od Chary, oboje zawiesili topór wojenny. Rzecz jasna, Frisk nic nie wie o tym, że to niewypał V rozpoczął całą tę jatkę. I raczej się nie dowie.
-Wtedy użyjemy przeciwko nim magii - mówił psi potwór.
-Oni też mają magię i jednokolorową duszę.
-My też ją mamy
-Moi drodzy - Frisk przerwał im nim rozmowa poszła w złą stronę - Szanse są prawie wyrównane. Prawie. Bo to my będziemy się bronić, a oni nas oblegać. Jeżeli zdecydują się na taki ruch oczywiście - westchnął - Nie to miałem na myśli prosząc ją, aby się pokazała.
-Niepokój w mieście wzrasta. - warknął pies
-Trzeba liczyć się z tym, że ... w mieście mogą być osoby popierające Charę. - V skoczył na stolik sali konferencyjnej i zmarszczył czerwone ślepie - Nie wiemy na dobrą sprawę ile mamy Patronów po naszej stronie.
-Jeszcze nie zrozumiałeś, że ta wojna nie toczy się o patronów? - Frisk uniósł wysoko brwi podchodząc do okna. Zachodziło właśnie słońce, gwiazdy już dawno widoczne na nieboskłonie migotały delikatnie. Tej nocy nie będzie księżyca. Nów. Szykuje się ciemna noc. Pierwszy raz w ciągu całego swojego życia, Frisk bał się. Wiedział do czego jest zdolna Chara, bo miał podobną do niej duszę. Sam zrobiłby wszystko by osiągnąć swój cel. Jest jednak różnica. Przez ramię spojrzał na dyskutujące potwory. Właśnie. Tutaj Frisk jest jedynie marionetką i dobrze sobie z tego sprawę zdaje. Choć o tym wie, to próbuje swoją rolę w tej walce uwyraźnić, mając nadzieję, że nitki na których jest trzymany, same pękną. Charę nic nie blokuje. Nie musi się z nikim liczyć, po prostu rzuca myśl. Idziemy na naszych ciemiężycieli! I już, kto co może łapie w ręce i rusza. Bez celu. Bez planu. Bez organizacji. Bez pomyślunku. Ślepa, groźna, niebezpieczna, nieprzewidywalna siła i agresja.
Nie.
Coś mu nie pasowało. Znowu spojrzał za okno. Coś jest nie tak. Gdyby tylko o to chodziło, to ... Moc determinacji jest wielka, ale czy uciekinierzy wracaliby tutaj tylko dlatego, że ich przywódczyni tak rozkazała? Może jej wiadomość nie miała w sobie agresji? Może...
Telefon psiego potwora zadzwonił przerywając rozmyślania chłopca.
-Tak?... Z-zaraz.... powtórz, słabo cię słyszę... - cisza wypełniona oczekiwaniem na odpowiedź - Z której strony?... Dobrze, zrozumiałem... Dobrze... Zostań w domu... Nie wychodź. Schowaj się z dziećmi i pupilami w piwnicy i udawajcie, że was nie ma. Dobrze? Dobrze. B-będę niedługo. Kocham cię.- pies patrzył jeszcze nieprzytomnym wzrokiem na komórkę, nim podniósł pysk w stronę Frisk. Nie musiał nic mówić. Chara już tu jest. Jej buntownicy już tu są. Będą niszczyć? Zabijać? Jaki miałaby w tym cel? Chłopak nie rozumiał. Czegoś mu brakowało. Przez miesiące siedziała cicho. I nagle?
Pierwsza godzina minęła zaskakująco spokojnie. Znaczy się biorąc pod uwagę zgłoszenia ze wszystkich rejonów miasta o wtargnięciu grupy uzbrojonych we... we wszystko... ludzi i potworów, z zasłoniętymi czerwonymi chustami twarzami. Frisk został przetransportowany do Okrągłej Sali mieszczącej się w głównym budynku Rady. Tutaj miał być bezpieczny. Żółw siedział u siebie w rezydencji. Co jakiś czas dawał chłopcu znać, że nic mu nie jest. Nie było pożarów. Nie było ataków. Nie było krzyków. Buntownicy po prostu weszli. Obie strony równie mocno przeżywały chwilę, bały się. Kilkoro wróciło do domów, aby nakłonić pozostałych do przyłączenia się do Chary. Znaleźli się też tacy, którzy tylko przekroczywszy granice aglomeracji ściągnęli symboliczne chusty i ruszyli w stronę miejsc jakie porzucili błagając domowników o przebaczenie i miłosierdzie. Nie byli to zdrajcy, to osoby jakie dokonały własnego wyboru.

CZYTASZ
PatronTale
Short StoryDawno, dawno temu, na ziemi żyły potwory i ludzie. Pewnego dnia, potwory postanowiły zaopiekować się ludźmi i tak już zostało. Jest to w pełni moje AU.