3. SZANSA

1.4K 110 23
                                    

Zabrano mnie do radiowozu i odwieziono na komendę. Moje podejrzenia od razu wzbudził fakt, iż nie udajemy się do najbliższego posterunku, ale wyjeżdżamy poza Seul. Wówczas tego nie rozumiałam, tak jak uciążliwego milczenia funkcjonariuszy.

W sali przesłuchań spędziłam prawie cztery godziny, a po tym czasie ledwo kontaktowałam ze światem. Zamknięto mnie w izolatce, jakbym dopuściła się masowych mordów ze szczególnym okrucieństwem. Miałam zostać zatrzymana przez trzy miesiące, jednak spędziłam tam trochę dłużej.

Jakieś 15 lat.
Co się zmieniło?
Zbyt dużo.
Czy chciałam się zemścić ma wszystkich, którzy wtrącili mnie tutaj na tak długi czas?
I to bardzo. 

Za zmarnowane lata życia. Za bezpodstawne zarzuty. Za to, co przeżyłam za kratami. Głupio jest mi się do tego przyznawać, ale wielokrotnie myślałam o samobójstwie. Kilka razy nawet próbowałam odebrać sobie życie. Za każdym razem wkurzałam się na pieprzonych strażników, którzy ratowali mnie w ostatniej chwili. Śmierć wydawała mi się darem od losu, wybawieniem od tego piekła. Gdzie byli ci ludzie, gdy bito mnie do nieprzytomności albo gwałcono, dopóki nie odpłynęłam z bólu? Gdy nie jadłam przez kilka dni, bo współwięźniowie wyrzucali moje posiłki do kosza?

Teraz już nie warto o to pytać.

Więzienie, w którym mnie osadzono było wyjątkową speluną, z celą trzy na trzy w przypadku izolatki, niewiele większa w kilkuosobowej, gdzie przeniesiono mnie tuż po rozprawie i ogłoszeniu mnie winną śmierci pani Kim. W najbardziej kryzysowych dla mnie momentach nienawidziłam nawet najukochańszą dla mnie osobę, jednak szybko się za to karciłam. Więzienie wyzwoliło we mnie cechy, o których nie miałam pojęcia. Całymi dniami spałam lub rozmyślałam nad zaistniałą sytuacją. Analizowanie tej samej rzeczy nieprzerwanie przez kilkanaście lat o mało nie uczyniło ze mnie szaleńca.

Mogę powiedzieć z całą pewnością, że tego, co tam przeżyłam nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi. Nie wiemy, do czego jesteśmy zdolni dopóki, dopóty nikt nie ograniczy naszej wolności i umieści w tak skrajnie trudnych warunkach. Odliczanie tych 5475 dni było najgorszym koszmarem, jaki można sobie wyobrazić.

Nadejście pamiętnego szesnastego października, kiedy to zwolniono mnie z odsiadki był najlepszym, a zarazem najgorszym dniem mojego życia. 

Najlepszym, bo po wielu latach życia za kratami, bez kontaktu z ludźmi (bo ci, którzy przebywali tam ze mną trudno jest określić tym słowem), będąc sam na sam ze swoimi myślami i najbardziej wyrafinowanymi planami na zemstę na rodzinie Kim, mogłam znowu stać się wolna. Najgorszy, bo wolność ta tyczyła się także braku pieniędzy, mieszkania czy jedzenia. Zaczynałam z nową kartą, która pozwalała oczyścić się z wspomnienia wydarzeń z więzienia, ale też sprawiała, iż byłam kompletnie bez środków do życia. 

Z moim dorobkiem życia, czyli dwoma spodniami i swetrami, bielizną, kilkoma książkami, które znałam praktycznie na pamięć i kilkoma tysiącami wonów, darowanymi każdemu, kto kończył odsiadywać wyrok na tak zwany lepszy start ruszyłam do domu jedynej bliskiej mi osoby. 

Ściskając mocno pasek wytartej torby, zadzwoniłam domofonem. Chwilę potem przed drzwiami otworzyła mi moja ostatnia nadzieja. 

Seo Min. 

— Pani w jakiej sprawie? — Bacznie przyjrzała mi się średniego wzrostu brunetka, z ogromnymi, marzycielskimi oczyma, które poza wyrazistymi ustami w kształcie serca dominowały nad resztą twarzy. Miło zaskoczył mnie fakt, że pomimo upływu tak długiego czasu praktycznie nic się nie zmieniła. Stanowiła pierwszy, stabilny punkt w świecie, w którym wciąż trudno było mi się na powrót odnaleźć.

UNFAIR~K.TH ✔️[1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz