Rozdział 1 - Strażnik lasu

40 7 7
                                    

- Co to było? - zapytał mężczyzna rozglądając się. Przysiągłby, że kątem oka widział, jak coś się przemieszcza między drzewami.

- Strzelba, opanuj się. Tylko my tu jesteśmy. - odrzekł jego przyjaciel, Damian. - Chodź, już przydałoby się powoli wra...

Bartłomiej odwrócił się w kierunku miejsca, w którym stał jego kompan. Teraz pozostała tam tylko jego broń.

- Damian?! Gdzie jesteś?! - wystraszony zaczął nawoływać. Zamilkł na chwilę, nasłuchując odpowiedzi. Jedyne co usłyszał to cichy szept:

- Więcej szacunku dla lasu.

Korzenie drzewa, znajdującego się nieopodal wystrzeliły w jego kierunku. Oplotły i poczęły ciągnąć do pojawiającej się jamy. Szarpał się, walczył, krzyczał. Bezskutecznie. Nikt go nie usłyszał. Był za głęboko w knieji.

~*~

Wstała z łóżka zadowolona. Po trzech godzinach poszukiwań znalazła kolejną sprawę dla siebie.

- Czas do pracy. Kierunek - Barczewo. - wyszeptała do siebie, uśmiechając się. Spakowała wszystko co jej i opuściła pokój z zamiarem odmeldowania się. Nie miała wiele czasu do stracenia. On nie będzie czekał.

~*~

Wreszcie zajechała do miasteczka, ale nie był to jej dokładny cel podróży. Jest nim las, znajdujący nie niedaleko. Jednakże najpierw należy się upewnić, iż nie pomyliła się. W końcu, jak narazie zginęło dwóch myśliwych. Musiała popytać ludzi, czy byli tu w jakiś sposób ,,znani" i dowiedzieć się jak zginęli.

~*~

To już szósty dom, taki jak wszystkie. Nie chciała tam iść, lecz musiała. Nadal nikt nie podał jej informacji, których szukała, co ją niezmiernie irytowało. Czy oni w ogóle siebie znają?! - krzyczała w myślach, besztając mieszkańców tego przeklętego miasteczka.
Poprawiła swój formalny strój, zdobyła się na sztuczny uśmiech i zapukała.

- Dzień dobry, Sara Jabłońska? - rzekła widząc blondynkę w drzwiach.

- Tak, a pani to...?

- Eleonora Szumska, detektyw. - pokazała fałszywą odznakę. Uśmiechnęła się serdecznie, choć w środku chciała jak najszybciej zakończyć tę konwersację. Nienawidziła marnować czasu. - Słyszała pani o tych dwóch, nieszczęsnych myśliwych?

- Tak, to okropne. Znałam Bartłomieja osobiście, jego kolegę już nie za bardzo. To nie może być przypadek. Coś musiało się tam stać. - gospodyni zaczęła trajkotać. Zmęczone i podkrążone oczy rozszerzyły się odrobinę, sugerując jej zainteresowanie sprawą. Bogata gestykulacja tym bardziej utwierdzała w tym przekonaniu.

- Domyślam się, dlatego tu jestem i rozmawiam z panią. - zabrała głos, idealnie wstrzeliwując się w moment, gdy podchorowana kobieta nabierała powietrza, aby mówić dalej. - Czy ich zachowanie ostatnio nie wydawało się dziwne? Nie bali się czegoś?

- Strzelba, to znaczy Bartek, opowiadał mi o ich dziwnej przygodzie w lesie. Ponoć ktoś ich śledził. Wydawało im się, że widzieli jakieś wysokie coś z korą zamiast skóry, ale policja stwierdziła, że tylko coś im się przywidziało lub coś brali. - skwitowała, prychając.

- Niech mi pani więcej opowie o tym czymś. - zachęciła, uśmiechając się szerzej, tym samym dając blondynce do zrozumienia, iż to, co powie, będzie ważne. Jednocześnie chciała zapytać dlaczego ta nie chce jej wpuścić do domu, na dłuższą rozmowę, ale przez lekko uchylone drzwi zobaczyła w jakim stanie jest salon, a tym samym prawdopodobnie cała reszta domostwa. Oj, kobieto, lepiej szybko zdrowiej. - pomyślała.

Maki: DuetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz