,,Szczęśliwy przeszczep!
Mieszkanka miasta w ostatniej chwili otrzymała serce od nieznajomego mężczyzny! Tożsamość bohatera wciąż pozostaje nieznana. [...]"
,,Niesamowite szczęście w mieście Szczęście!
Mieszkaniec miejscowości wygrywa wielką kumulację Lotto! 100 milionów złotych!
– Po prostu obstawiłem to, co przyszło mi do głowy, tak na chybił trafił. – skomentował mężczyzna po odebraniu nagrody. No i trafił. Zarówno zwycięzca, jak i jego żona mogą teraz zapewnić sobie idealne życie aż do końca swoich dni. [...]"
– Ta... Szczęście. – mruknęła cicho pod nosem. – Czas ruszać w drogę.
Ociężale podniosła się z hotelowego łóżka, zatrzaskując laptopa. Spakowała się i wymeldowała. Co prawda, w Barczewie miała zabawić znacznie krócej, bo dwa, trzy dni, aczkolwiek ostatecznie została tam ponad tydzień. Odpoczęła, nabrała sił, a przede wszystkim, rozmyślała nad słowami Leszego. Kim jest ta Estera? – bez przerwy chodziło jej po głowie. – Skąd mnie znał? Jak mnie poznał i kiedy? – Pytania te nadal pozostawały bez odpowiedzi, podobnie jak jej zagadkowa nienawiść do demonów, zrodzona, mogłoby się zdawać, z niczego. – Co oni mi zrobili?
~*~
W mieście była już od dwóch godzin. Od ponad półtorej godziny chodziła po domach i mieszkaniach, pytając okoliczną ludność o osobliwy wybuch szczęścia. Nikt nie wiedział co się dzieje, a, co najlepsze, każdemu zaczęło dopisywać szczęście.
– Co tu się, do cholerny, wyprawia? – mruczała pod nosem, przeglądając już dziewiątą stronę internetową. – A może... najciemniej jest pod latarnią? – wyszeptała, otwierając nową kartę.
~*~
Opadła ciężko na łóżko. Już wszystko było jasne, no, prawie. Dwa tygodnie temu nad miastem przeleciała spadająca gwiazda, jednakże to tylko wersja dla niewtajemniczonych. W rzeczywistości był to Raróg, a przynajmniej było to najprawdopodobniejsze. Boski ptak, przynoszący szczęście i zarazem strażnik krainy bogów, o ile nie wcielenie samego Swaroga. Dlaczego nagle się pojawił? – zrodziło się pierwsze z wielu pytań. – Coś z pewnością się szykuje, ale co? I jaką cenę zapłacą ci ludzie za to wszystko?
~*~
Dochodziła już północ. Szatynka zabrała mały plecak z najpotrzebniejszą bronią, jedzeniem i piciem oraz opuściła hotel. Stwierdziła, że skoro ognisty ptak nie zaatakował jej, ani nie pokazał się do tej pory, nie ma się czego obawiać. On nie chce jej śmierci. Chce zwrócić na siebie moją uwagę? Czemu? – kontemplowała idąc uliczką spowitą w mroku. Poza nią i jednym bezdomnym nie było tu żadnego przechodnia, zaś jedyną działającą latarnią była ta nad starszym mężczyzną, choć i ona zdawała się lada moment zgasnąć. Była to jedyna rzecz w okolicy odganiająca ciemność nocy. Przystanęła na chwilę, by poprawić żelazny nóż, umiejscowiony w rękawie, wtem zgasło najsilniejsze źródło światła. Pozostał jeszcze księżyc, lecz jego poświata była na tyle blada i nikła, iż nie pomagała za wiele.
Poczuła ciepły wiaterek, chociaż był już koniec listopada, a na grudzień zapowiadano śnieg. Jej czujność się wzmożyła. Poczęła rozglądać się podejrzliwie dookoła. Doskonale wiedziała kto przyszedł do niej i taki miała plan, pokazać się i poczekać aż Raróg, bądź sam Swaróg zjawi się.
Temperatura zaczęła się powoli zwiększać, z czego po części się cieszyła, gdyż zdążyła porządnie zmarznąć.– Witaj, chyba nie muszę się przedstawiać. – usłyszała za sobą. W mgnieniu oka odwróciła się przodem do rozmówcy, uważnie lustrując go wzrokiem. Wyglądał jak typowy starszy mężczyzna, z tą różnicą, iż nie był siwy, o jego wieku mówiły jedynie liczne zmarszczki, a jego strój był w ciepłych barwach. Długi, rozpięty, brązowy płaszcz z pomarańczowym futrem, czerwona koszula, jasno pomarańczowe spodnie, czapka jakby z ognia i czarno-brązowe glany, dodatkowo rude włosy dopełniały całości. Nie budził strachu, wyglądał raczej na miłego i skorego do pomocy, gdy zajdzie taka potrzeba. Sprawiał dobre pozory, lecz jaki był w rzeczywistości?
CZYTASZ
Maki: Duet
FantastiqueŻycie Eleonory uległo całkowitej zmianie, w pełni oddała się polowaniu na wszystko to, co inni nazywają nocnym koszmarem czy zwidami. Teraz, w przeciwieństwie do innych ludzi, już nie miała pewności co do jutra, lecz wiedziała, że robi właściwą rzec...