17. Roses

3.2K 255 4
                                    

Nadszedł czas.
Musiałam wejść do tej szkoły i zmierzyć się z tym czego się bałam. Z ludźmi. Z ludźmi których wyrazu twarzy nie dało się odczytać. Każdy miał teraz o mnie swoje własne zdanie. Choć pewnie większość stwierdzała to samo. Właśnie zmieniłam swoją pozycję na ich liście "Przelecianych przez Garretta" z grupy "PODEJRZANE" do grupy "PRZELECIANE NA 100%". I pewnie skoczyłam także w rankingu na "Największe zdziry w szkole". Bo ludzie nie są sprawiedliwi. Nie ważne było, czy mnie skrzywdził. Skoro zrobiłam to z własnej woli, to byłam zdzirą. Za to Garrett zyskiwał w oczach ludzi, którzy uważali to za swego rodzaju konkurencję.
Podsumowując.
Ja, przez moją własną decyzję, zostałam zraniona i ośmieszona.
On, przez moją idiotyczną decyzję, wykorzystał mnie i mógł chwalić się swoim nowym osiągnięciem.
I znowu ja, musiałam się z tym wszystkim zmierzyć.
To był pierwszy raz od dłuższego czasu, kiedy przyjechałam do szkoły sama. Pożyczyłam auto od brata. Nie miałam swojego, ponieważ nigdy nie było mi potrzebne. Zawsze jeździłam z Lucasem i Garrettem. Wysiadłam z samochodu nie myśląc o tym co czekało na mnie w szkole. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę budynku. Im byłam bliżej tym bardziej nie chciałam tam wchodzić. Ale ludzie przed wejściem też dziwnie na mnie patrzyli. Nie było już odwrotu. Pchnęłam drzwi, a na opuszkach palców poczułam ich zimno. Przeszły mnie ciarki. Pewnie nie przez chłód drzwi. Zrobiłam kilka kroków starając się nie zwracać uwagi na ludzi wokół mnie. Po chwili zauważył mnie Lucas. Podszedł do mnie i objął mnie jedną ręką, a ja pocałowałam go w policzek.
- Wszystko okej? - zapytał kiedy nasze twarze były jeszcze blisko siebie.
- Jakże by inaczej. - było moją odpowiedzią.
I tak, krok w krok, ruszyliśmy przed siebie. A oczy ludzi wodziły za nami, oczekując nie wiem czego.
Mijały godziny, a każda wydawała się dłuższa od poprzedniej. Z każdym rozmawiałam tak jak zawsze, chociaż czułam między nami dziwne napięcie. Coś jakby wstyd i strach o to, że ktoś w końcu zapyta. A ja nie miałam ochoty odpowiadać. Tak było do czasu, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę obiadową. Lucas czekał już na mnie i Maye pod naszą klasą. Razem poszliśmy na stołówkę i choć widziałam spojrzenia, obojga moich przyjaciół, mówiące, że nie musimy siadać tam gdzie zawsze, to ja nie chciałam nagle wszystkiego zmieniać. Chciałam stawić czoła temu co miało mnie tam spotkać, cokolwiek by to było. A okazała się być "tym czymś" Nina.
Usiadłam przy stoliku i położyłam na niego tacę z moim jedzeniem. Byliśmy tam pierwsi, więc wokół nas było dość pusto. Chwilę później przyszedł Matt i kilku innych chłopaków z drużyny Garretta. Chłopak zajął miejsce obok mnie, czego się nie spodziewałam po ostatniej imprezie.
- Lucy. - spojrzał na mnie.
- Matt... - mruknęłam, choć wcale nie chciałam tego zrobić.
- Wszystko u ciebie okej? Wybiegłaś ostatnio tak szybko...
- Tak. No... Przepraszam. Po prostu byłam zdenerwowana. Musiałam się przewietrzyć, a różnica temperatur nie podziałała na mnie dobrze.
- Gdybym wiedział... To odprowadziłbym cię do domu.
- Lucas mnie odprowadził. - Matt ucichł - A tak dokładnie to zaniósł...
Ja nie byłam w stanie iść.
- Tymbardziej mi głupio.
- Niepotrzebnie.
Nastała cisza. Wszyscy albo byli tak zajęci swoim jedzeniem, albo udawali tak bardzo zajętych. I wtedy usłyszałam jej śmiech. Kanapka cofnęła mi się do gardła. Już prawie zapomniałam o istnieniu kogoś takiego jak Nina Morantez. Ale jej śmiech rozniósł się po całej stołówce. Nie miałam ochoty się odwracać, choć po chwili usłyszałam jej głos tuż za moimi plecami.
- Nie sądziłam, że cię tutaj dzisiaj zobaczę. - przejechała palcami po moim ramieniu i dosiadła się do stolika.
- A ja nie sądziłam, że w ogóle cię zobaczę. Obydwie się zawiodłyśmy. - wywróciłam oczami i zaczęłam znowu jeść moją kanapkę.
- Ale o co ci chodzi? - dziewczyna przyłożyła dłoń do klatki piersiowej. - Martwiłam się o ciebie.
- Bardzo śmieszne Nina. - warknął Lucas, ale brunetka wciąż brnęła.
- Mówię prawdę. Musi być ci ciężko.
- Daj sobie spokój. - Lucas znów się odezwał, ale tym razem zmierzył dziewczynę wzrokiem.
- Chyba mam prawo się odezwać, prawda?
Nikt nie zareagował na jej pytanie. Ale też nikt jej nie powstrzymał.
- Kontynuując. Musi być ci ciężko. Przespałaś się ze swoim przyjacielem.
Wydawało mi się, że wszyscy uważnie wsłuchują się w to co mówi.
- Pewnie myślałaś, że to ty będziesz tą jedyną. Że dla ciebie się zmieni. Porzuci stare nawyki.
Nie miałam ochoty się odzywać. Myślałam, że jeśli nie będę reagować to się zamknie.
- Ale on cię tylko wykorzystał. - powiedziała smutno i udała, że wyciera łzę, która wypłynęła jej z oka. - Musiało zaboleć. - spojrzała na mnie tępo, po czym przeniosła wzrok na Lucasa. - Ty też już ją przeleciałeś?
Chłopak zerwał się z ławki i uderzył pięścią w stół.
- Zżera cię zazdrość Nina?! - krzyknął - Musisz się na niej powyżywać, żeby odwrócić uwagę od tego, że sama jesteś zwykłą dziwką? No... - rozejrzał się po stołówce - Przyznaj się z iloma chłopakami się przespałaś!
Wzrok wszystkich, znów zwrócony był na nasz stolik.
- Chociaż nie. Nie musisz. I tak wszyscy to wiedzą. I wiesz co? Nie ma na tej liście Garretta Rose'a. Choć bardzo się o to starałaś. Więc błagam cię. Zamknij tą swoją zakłamaną buźkę i choć raz udawaj, że masz w sobie choć odrobinę wartości.
Twarz Niny wyglądała mniej więcej jak ta przerażona emotka. Miała rozdziawione usta i szeroko otwarte oczy. I nie tylko ona tak wyglądała. A Lucas odwrócił się i zaczął iść w stronę wyjścia ze stołówki. Ja odłożyłam jedzenie na stół, zabrałam swoje rzeczy i razem z Mayą bez słowa ruszyłyśmy za chłopakiem.
- Pewnie ją przeleciał. - usłyszałam tylko słowa Niny i już wiedziałam, że nic do niej nie dotarło.
- Oh zamknij się wreszcie. - mruknął Matt, a reszta stolika zgodziła się z tym co powiedział.
Słowa Niny trochę mnie zabolały, ale to co zrobił Lucas sprawiło, że poczułam się bezpieczna.

I tak zaczęły mijać tygodnie. Garrett po prostu przestał się do nas odzywać. To było takie dziwne, przechodzić obok niego i spuszczać głowę w dół. Robiłam to, bo nie mogłam na niego patrzeć. Dla niego łatwiej było porzucić wszystko to co budowaliśmy przez lata, niż porozmawiać. Patrzył z pogardą na mnie i Lucasa, kiedy ten obejmował mnie ręką na korytarzu. A ja i Lucas? Spędzaliśmy ze sobą tyle samo czasu co wcześniej. Tyle, że we dwoje. Chyba próbowaliśmy udawać, że nic się nie stało, i że nikogo nie brakuje.
- Chciałem cię o coś zapytać. - powiedział brunet kiedy w moim pokoju oglądaliśmy jakiś stary film. Leżałam wtulona w jego ramię, a on obejmował mnie ręką.
- Nooo... - usiosłam głowę skupiając się na filmie. - O co chodzi?
- Bo ostatnio nigdzie nie wychodzimy. Ciągle siedzimy albo u ciebie, albo u mnie. Wiem, że męczy cię dalej sprawa z...
- Nie. Nie męczy. - przerwałam chłopakowi.
- To dobrze. - poprawił się na łóżku i przyciągnął mnie bliżej siebie. - Więc może przeszlibyśmy się do kina.
- A na co? - usiadłam.
- Chyba leci nowa część Thora...
- Ta z Hulkiem? - zapytałam podekscytowana.
- Wiesz? - uniósł jeden kącik ust - Niewiele dziewczyn lubi takie filmy.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - pokiwałam głową z uśmiechem. - Pewnie. Możemy na to iść.
- A po kinie pójdziemy coś zjeść. - zaproponował Lucas.
- Kebaba? - usiosłam brwi.
- Zobaczysz. - odpowiedział tajemniczo.
- O jejku. No dobra. - przygryzłam środek policzka. - Jak już tak mówimy o jedzeniu to zgłodniałam. Chcesz coś?
- Zdaję się na ciebie.
- Zła decyzja. - stwierdziłam wychodząc z pokoju.

Psychical gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz