21. Prom

3.1K 232 15
                                    

Zaraz po bójce chłopaków pojechałam z Garrettem na pogotowie. Jego nos naprawdę nie wyglądał dobrze. Chłopak dał mi kluczyki do swojego samochodu, a sam siedział na miejscu pasażera i przeklinał pod nosem, przykładając do niego kilka chusteczek higienicznych. Na miejscu okazało się, że Garrett ma złamany nos. Na szczęście, nie jakoś poważnie, więc od razu mu go nastawili i unieruchomili bandażem. Przez cały ten czas, prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Czułam się winna, bo wiedziałam o co się pobili. To z pewnością ja namieszałam i żaden z nich nie powinien przeze mnie cierpieć.
Gdy brunet wyszedł z gabinetu, ja wstałam z krzesła w poczekalni i podeszłam do niego.
- Wszytko okej? - zapytałam i uniosłam dłoń, żeby dotknąć policzka chłopaka. Potrzebowałam jego bliskości. Przesunęłam opuszkami palców, po jego kości policzkowej i spojrzałam mu w oczy. Garrett przyłożył rękę do mojej dłoni, przybliżył się do mnie i pocałował. Trwało to tylko kilka sekund, po czym brunet odsunął się i powiedział:
- Teraz już tak.
Na jego słowa przygryzłam wargę. Chłopak objął mnie ręką i wyszliśmy ze szpitala.

Wieczorem, do moich drzwi zapukała Maya. Była to dość niespodziewana wizyta. Dziewczyna weszła szybko na górę i zamknęła za nami drzwi do mojego pokoju.
- Możesz mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi? - spojrzała na mnie unosząc brwi.
- To znaczy? - wzruszyłam ramionami, choć dobrze wiedziałam o co jej chodziło.
- Boże Lucy. Nie zgrywaj głupiej. Ty i Garrett. To jakiś żart? Błagam powiedz, że tak. - podeszła do mnie, chyba faktycznie licząc na odpowiedź "tak".
- Nie. Jesteśmy ze sobą. Od kilku dni.
- Przecież on cię zranił. - złapała się za głowę. - Wykorzystał i porzucił. Tyle przez niego cierpiałaś.
- Wiem.
- No więc dlaczego? Wytłumacz mi to.
- Bo go kocham. - i to chyba były słowa, które załamały moją przyjaciółkę. Dziewczyna bezradnie opadła na łóżko i spojrzała na mnie z litością.
- Po tym wszystkim?
- Tak.
- A on? Też powiedział, że cię kocha?
- Tak.
- Tak wprost?
- Tak. - powtórzyłam trzeci raz i wywróciłam oczami. - Powiedział, że mnie kocha. Że nie może beze mnie żyć. Tak powiedział.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć...
- Zależy mu na mnie. Naprawdę. - usiadłam obok Mai i zaczęłam patrzeć na ścianę naprzeciwko nas.
- Mam nadzieję, że się nie myślisz. - westchnęła dziewczyna i zapytała - A Lucas? Co z nim?
- To znaczy?
- Słyszałam o ich dzisiejszej bójce. Przecież wiesz, że chodziło o ciebie. - spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi.
- No, może faktycznie trochę namieszałam.
- Co zrobiłaś?
- Ostatnio mówiłaś, że Lucas dziwnie się zachowuje.
- No?
- Miałaś rację. - zaczęłam bawić się swoimi palcami - Kiedy pojechaliśmy na tą kolację, w zeszłym tygodniu, on chciał mi coś powiedzieć. Siedzieliśmy przy stoliku. Mówił coś o tym, że spędzanie czasu we dwójkę, to coś innego niż spędzanie go kiedyś, grupą przyjaciół.
- Mówiłam ci, że coś jest na rzeczy.
- Myślę, że go zraniłam. On chyba chciał, żeby między nami było coś więcej. - spojrzałam na dziewczynę, a ona kiwnęła głową.
- Wiedziałam, że tak będzie. - mruknęła i przeniosła swój wzrok na mnie. - No ale nie powiedział ci tego. Dlaczego?
- Źle się poczułam. - na mojej twarzy pojawił się grymas. - Pobiegłam do toalety i zaczęłam wymiotować.
- Zatrułaś się czymś?
- Chyba... Potem Lucas odwiózł mnie do domu. Było mi głupio, że przeze mnie musieliśmy wracać, ale z drugiej strony, czułam ulgę, wiedząc, że nie będę musiała rozmawiać z nim na ten temat.
- Myślę, że to właśnie dlatego pobił się z Garrettem. - stwierdziła dziewczyna.
- W dodatku, zapomniałam napisać do niego, że Jason podwiezie mnie do szkoły. A później, jeszcze zobaczył mnie z Garrettem.
- Lucy, zdrowo ostatnio namieszałaś. Zrobiłaś mu nadzieję.
- Wiem. - spuściłam wzrok - Niczego już nie cofnę.
- No niestety.

Mimo, że rozmowa tamtego wieczoru wydawała mi się przytłaczająca i lekko niezreczna, to to co wydarzyło się następnego dnia rano, było jeszcze dziwniejsze.
Gdy szłam z Garrettem przez szkołę, podbiegła do nas Maya. Powiedziała, że musi coś szybko ze mną załatwić i pociągnęła mnie za sobą do toalety. Gdy drzwi się za nami zamknęły, dziewczyna wyciągnęła z torebki małe, podłużne pudełeczko i wcisnęła mi je do ręki.
- Test ciążowy?! - spojrzałam na nią przerażona. - Po co ci to?
- Nie mi. Raczej tobie.
- Co?!
- Myślałam o tym, co mówiłaś mi wczoraj. O tym, że źle się poczułaś w tej restauracji. A co jeśli to nie było zatrucie?
- Ale...
- Przecież przespałaś się z Garrettem prawda? To jest możliwe.
- Nawet o tym nie pomyślałam...
- Sprawdź to. Dla świętego spokoju.
Kiwnęłam głową zgadzając się i weszłam do kabiny.
Kilka minut później stałyśmy obie przy umywalce, dokładnie obserwując test, który trzymałam w ręce.
- Jedna kreska to brak ciąży, dwie...
- Oznaczają, że będę miała dziecko. Tak wiem. Nie pomagasz.
- Przepraszam. - dziewczyna zamilkła i znów spojrzała na test - Patrz. Coś się pojawia.
- Nie wiem czy chcę patrzeć. - odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Lucy. - Maya szturchnęła mnie w ramię - Wynik jest negatywny.
Podniosłam szybko test i przyjrzałam mu się uważnie. Fakt. Była na nim widoczna tylko jedna kreska.
- Mogę ufać temu wynikowi? - popatrzyłam na dziewczynę pytająco.
- W aptece mówiła, że ten jest najlepszy. Myślę, że wynik jest prawidłowy.
Wypuściłam z siebie powietrze z ulgą.
- Od dziś, będę się zabezpieczać.
- Nie robicie tego? - blondynka zapytała, gdy wyrzucałam test do kosza.
- Teraz już będziemy.
- Oh, no okej. Tylko błagam, nigdy więcej nie narażaj mnie na taki stres.
Spojrzałam na dziewczynę.
- Ty się stresowałaś?
- Nawet nie wiesz jak. W dodatku, to na mnie dziwnie się patrzyli, gdy kupowałam test ciążowy. Następnym razem idziesz po niego sama.
- Nie będzie następnego razu. - stwierdziłam stając przed drzwiami klasy.
- No mam nadzieję. - westchnęła Maya i razem weszłyśmy do środka.

Minęło kilka tygodni. Zbliżał się koniec kwietnia, a z nim bal. Byłam szczęśliwa z Garrettem. Był opiekuńczy i troskliwy, całkiem inny niż kiedyś. Całkiem inny niż, ktoś mógłby się spodziewać. Naprawdę zależało mu na byciu ze mną. Na tym, żebym była szczęśliwa.
Byłam już praktycznie gotowa na bal. Miałam kupioną sukienkę i buty, umówionego fryzjera i kosmetyczkę. Garrett miał przyjechać po mnie o siódmej. Lekcje minęły dość szybko. Po zaliczeniu wszystkich punktów z mojej listy, wróciłam do domu. Później przyszła do mnie Maya i razem szykowałyśmy się na wieczór. Ubrałam moją czarną sukienkę. Z przodu sięgała ona do wysokości moich kolan, natomiast z tyłu ciągnęła się po ziemi. Rękawy i dekolt były z czarnej koronki, a talię przeszywał złoty łańcuszek. Do tego ubrałam czarne szpilki i małą złotą kopertówkę. Mój strój był minimalistyczny, ale bardzo mi się podobał. Podobnie chyba myślał Garrett, ponieważ kiedy mnie zobaczył, zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głowy i przygryzł wargę. Potem objął mnie ręką w pasie i zaprowadził do samochodu. Chłopak Mai, Aaron, przyjechał po nią pod mój dom. Moja przyjaciółka wyglądała ślicznie. Miała na sobie długą, czerwoną sukienkę, która podkreślała jej atuty. Byłyśmy gotowe na cudny wieczór.
Ale wszystko zmieniło się gdy dojechaliśmy już na miejsce. Przed wejściem na salę, poszłam jeszcze szybko do toalety. Gdy wychodziłam z kabiny, przy lustrze stała Nina i poprawiała makijaż. Dziewczyna spojrzała na mnie, przerywając malowanie rzęs.
- Nie wyglądasz najgorzej. - powiedziała i wróciła do robienia tego co wcześniej.
- Dziękuję? - skrzywiłam się, nie rozumiejąc dlaczego to powiedziała.
- Nie ma sprawy. - zakręciła tusz I schowała go do torebki. - Jak się bawiłaś wczoraj na imprezie?
- Na jakiej imprezie? - zmrużyłam oczy, odkręciłam kurek i włożyłam ręce, pod nurt ciepłej wody.
- Ah no tak! - Nina wypowiedziała te słowa ze zdecydowanie zbyt wielkim przejęciem, po czym pacnęła się w czoło. - Jak mogłam zapomnieć. Przecież cię tam nie było. - uśmiechnęła się triumfalnie.
- Nina, o co ci chodzi? - zakręciłam wodę i wzięłam kilka ręczników papierowych, by wytrzeć dłonie.
- Zastanawiało mnie tylko, czy wiesz, co robi twój chłopak... Najwyraźniej nie.
- Co?
- No tak, moja droga. Garrett był wczoraj na imprezie. Bez ciebie. - zmierzyła mnie wzrokiem - I bardzo dobrze się bawił.
- To jakieś brednie. - zgniotłam papier w rękach i ze złością rzuciłam nim do kosza.
- Jego nawyki się nie zmieniły. Wciąż lubi obracać się wśród dziewczyn.
- Kłamiesz.
- Po co miałabym to robić?
- Jesteś zazdrosna.
- O ciebie?
- O Garretta. Zawsze chciałaś go mieć, a teraz nie możesz pogodzić się z tym, że jest ze mną.
- Sama w to nie wierzysz. - zaśmiała się dziewczyna - Ale ty, będziesz musiała pogodzić się z tym, że twój chłopak nie koniecznie jest tak wierny jak ci się wydaje.
- Nie mam ochoty już tego słuchać. - ruszyłam w stronę wyjścia z toalety.
- Wierz sobie w co chcesz, ale ja wiem co widziałam.
- To znaczy?
- Widziałam jak wchodził do pokoju z Katy Williams.
Nie chciałam już tego komentować. Pchnęłam drzwi i wyszłam z toalety. Kiedy weszłam na salę, wkoło grała już muzyka. Leciała akurat wolna piosenka, światła były zgaszone, a małe lampki lekko oświetlały parkiet. Ktoś zaszedł mnie od tyłu i szepnął do ucha.
- Długo cię nie było.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Nie wiedziałam co powinnam zrobić.
- Zagadałam się z koleżanką. - stwierdziłam, a Garrett stanął przede mną.
- To może chcesz zatańczyć?
Skinęłam tylko głową, po czym weszliśmy na parkiet. Chłopak objął mnie w pasie, przyciągając mnie do siebie. Ja objęłam rękami jego szyję i przyłożyłam głowę do jego ramienia. Czułam, jak jego serce biło.
- Kocham cię. - szepnął do mojego ucha.
Wtedy wtuliłam się w niego mocniej, choć już nie czułam się tak bezpiecznie jak wcześniej. Bo przecież nie miałam pewności, że słowa Niny nie były prawdą. Poczułam ukłucie w brzuchu, a potem po moim ciele rozlało się ciepło. Jakby coś zżerało mnie od środka. I tak czułam się cały wieczór. Poczułam się zdradzona.

Psychical gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz