Prus bujał się na krześle i całą swoją osobą reprezentował czyste znudzenie. Wodził wzrokiem po pomieszczeniu, ale nadal to Matthew był tam najciekawszym obiektem do obserwowania. Kanada z skupieniem mieszał składniki drewnianą łyżką.
Przez ostatnie dni nie robił niemal nic innego jak gotowanie i pieczenie ciast. Twierdził, że testuje nowe przepisy przed świętami, ale Gilbert miał własną teorię. Odezwały się w nim francuskie geny i uznał, że ma dość diety ziemniaczano-kiełbasianej. Prusy poczułby się urażony, gdyby nie to, że przepadał za kuchnią Matta. I w końcu nie musiał stać przy garach. Z drugiej strony to już robiło się nużące.
— Matt, nudzę się.
— To mi pomóż — odparł zupełnie nieprzejęty.
— Wiesz, że nie możemy razem bawić się jedzeniem, bo wychodzi coś dziwnego. — Na wspomnienie ich wspólnych eksperymentów kulinarnych aż się skrzywił. To był bardzo zły pomysł.
— To nie pomagaj. — Matthew spojrzał na niego przelotnie i zaraz wrócił do swojego surowego ciasta.
— Ale się nudzę.
— To wymyśl, jak wykonać zadanie od Francisa i przy okazji nas nie otruć.
Prus jedynie prychnął.
— Ty i West byście się dogadali. Macie podobne gusta, gdy chodzi o słodycze. I umiejętności też.
— Nieprawda. — Jego policzki zrobiły się różowe na myśl, że ktoś porównał jego zdolności cukiernicze do tych ludwigowych. Kilka razy miał okazję próbować jego wypieków i szybko się przekonał, że nie potrafi zrobić tak samo smacznych. Ale nie dziwił się temu, w końcu sam pan Austria uczył Ludwiga tej umiejętności. — Nie jestem taki dobry.
— Ej. Spójrz na mnie.
Matt jedynie pochylił głowę trochę bardziej.
— Czy ty się zarumieniłeś, kiedy wspomniałem o Ludwigu?
— Nie, wydaje ci się — zaprzeczył trochę zbyt gorliwie.
— O ty łajzo. Zarumieniłeś się!
Gilbert podszedł do stołu, zanurzył ręce w misce z odważoną mąką i złapał w dłonie twarz chłopaka. Zignorował jego opór i zostawiał białe ślady na policzkach. Choć nie było łatwo z szarpiącym się Kanadą, kiedy chciał potrafił być naprawdę silny.
— Nie powinieneś rumienić się z innej przyczyny niż ja. O, jak ładnie — wyszczerzył się widząc swoje dzieło. — Teraz mogę mówić o Ludwigu ile chcę, a ty dalej będziesz blady. Tak ma być. — Poklepał go jeszcze po głowie i odsunął się. Matthew miał mąkę na twarzy, włosach i za koszulką. Chwila zazdrości Prus wystarczyła, by nadawał się tylko pod prysznic.
Szybko musiał wziąć odwet. Złośliwy uśmieszek zastąpił dziecinne rozgniewanie, gdy zrozumiał jak tego dokona.
Zaledwie kilka sekund później Gilbert poczuł jak chłopak skacze na niego od tyłu i wciera coś sypkiego w jego włosy. Roześmiał się jeszcze raz i objął rękoma jego nogi, by nie zsunął mu się z pleców.
— Moje włosy i mąka? To ci nie wyszło, Birdie.
— Jesteś pewien? — Objął go za szyję i pocałował w skroń.
Zaintrygowany, z Mattem na plecach opuścił pomieszczenie, by przejrzeć się w dużym lustrze wiszącym na korytarzu. Jego włosy chyba po raz pierwszy były zabarwione czymś innym, niż krwią.
— Kakao? No dobrze, zwracam honor. — Uśmiechnął się, gdy uświadomił sobie, że został pokonany przez dzieciaka o gołębim sercu.
*
„Wachabe wyrobił sobie jakiś szósty zmysł", myślał Francis, patrząc na nową fotografię. Przedstawiała ona ubrudzonego mąką Kanadę uwieszonego na „przefarbowanym" Gilbercie. Zdecydowanie dobrze się bawili, wszystko było wypisane na ich twarzach. W jakimś sensie im zazdrościł. Z drugiej strony nie zamieniłby tego co ma na nic innego.
— Francis, możesz przez jakiś czas nie wchodzić do kuchni?! — Po domu poniosło się żałosne zawodzenie Arthura. Francja uśmiechnął się sam do siebie, wyłączył komputer i popędził na ratunek swojemu geniuszowi kulinarnemu na opak.
— Już biegnę, kochanie!
CZYTASZ
[APH] 30 day OTP challenge - PruCan
Fanfiction30 day OTP challenge czyli jak zasłodzić się na śmierć i jeszcze się z tego cieszyć. Kanada i Prusy są parą od ponad dwóch lat, lecz od jakiegoś czasu układa im się nieco gorzej. Francja - jako dobry znajomy - postanawia im pomóc w dość oryginalny s...