Gilbert mówił, że Kanadzie za bardzo uderzyła do głowy świąteczna gorączka. Że on czuje się zaniedbany, Wachabe zresztą to samo i oni się na to nie zgadzają. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy wyrażali się tak jednogłośnie. Jednomyślnie też podjęli się zadania wyciągnięcia Matthew z kuchni.
Niedźwiadek zajął jego uwagę, by Prusy mógł zakraść się do niego od tyłu i w odpowiedniej chwili capnąć. Wyniósł krzyczącego i stawiającego jawny opór Matta na klatkę schodową i tam ubrał w jego płaszcz przyniesiony przez Wachabe. Kanada dąsał się jak dziecko, ale nie utrudniał mu już niczego. Pozwolił włożyć na siebie wszystko co konieczne zimą i wziął od niego misia, gdy zamykał drzwi na klucz.
— Idziemy się bawić, zaraz zgnijesz w tym mieszkaniu.
*
— Aleee zabawa... — mruknął Matt, pociągając łyk soczku pomarańczowego przez słomkę.
Na kręgielni nie spotkali nikogo „w swoim wieku", wszystkie tory oblegane były przez nastolatków, którzy starali się uniknąć świątecznych porządków w swoich domach. Matthew pierwszy zrezygnował i usiadł przy przysługującym im stoliku.
— Mój jabłecznik z orzechami... Czemu mnie od niego zabrałeś? Na pewno za mną tęskni. — Wykrzywił usta w podkówkę i spojrzał na niego szczenięcymi oczami. Prusy był już wstępnie uodporniony na to spojrzenie, lecz i tak nie chciał być pod jego wpływem.
— Nie możesz ciągle tam siedzieć. Kiedy ostatnio byłeś na zewnątrz? — Prusy krzyżował ramiona na piersi.
— Chyba... Może trzy dni temu. Ale to nie jest ważne. Gilbert, mój jabłecznik z orzechami!
— Jak ci się tutaj nudzi to możemy iść gdzieś indziej, ale do domu nie wrócimy przed jedenastą.
— On tam jest zupełnie sam. Mój surowy jabłecznik!
— Do kina? Chcesz do kina? W sumie nie możemy iść się schlać, więc nasze opcje są trochę ograniczone.
— Gilbert. Jabłecznik. Z orzechami!
— Ale nadal mamy wiele do wyboru, jak Ottawa długa i szeroka. Uśmiechnij się trochę.
Matthew prychnął i zrobił jeszcze bardziej nieszczęśliwą minę. Prus zacisnął zęby, wziął jego twarz w dłonie i kciukami zaczął rozciągać kąciki ust.
— Uśmiechnij się, bo się rozzłoszczę.
Chłopak parsknął śmiechem i podjął próby wyzwolenia się. Szarpali się przez chwilę, aż usłyszeli obok siebie kpiący głos:
— Pedały.
Odwrócili twarze w tamtą stronę. Zauważyli dwie dziewczyny — albo raczej kobiety. Matt przekrzywił głowę na widok limonkowej bluzeczki jednej z nich.
— Masz z tym jakiś problem? — warknął do tej z zadziornym wyrazem twarzy, samemu przybierając podobną. — Głupia babo?
— Faceci to jednak są obleśni. — Jej zniesmaczony wyraz twarzy zirytował mężczyznę.
— A baby uparte i złośliwe.
— Zależy im tylko by zaciągnąć kogoś do łóżka.
— Są cnotkami niewydymkami.
— Nie da się z nimi o niczym porozmawiać.
— Ciągle by paplały.
— Chcesz oberwać w dziób? — zapytała trochę za agresywnie szatynka i zaczęła podwijać rękawy kratowanej koszuli.
CZYTASZ
[APH] 30 day OTP challenge - PruCan
Fanfiction30 day OTP challenge czyli jak zasłodzić się na śmierć i jeszcze się z tego cieszyć. Kanada i Prusy są parą od ponad dwóch lat, lecz od jakiegoś czasu układa im się nieco gorzej. Francja - jako dobry znajomy - postanawia im pomóc w dość oryginalny s...