Day 22 - In battle, side-by-side

255 23 39
                                    


Gilbert mówił, że Kanadzie za bardzo uderzyła do głowy świąteczna gorączka. Że on czuje się zaniedbany, Wachabe zresztą to samo i oni się na to nie zgadzają. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy wyrażali się tak jednogłośnie. Jednomyślnie też podjęli się zadania wyciągnięcia Matthew z kuchni.

Niedźwiadek zajął jego uwagę, by Prusy mógł zakraść się do niego od tyłu i w odpowiedniej chwili capnąć. Wyniósł krzyczącego i stawiającego jawny opór Matta na klatkę schodową i tam ubrał w jego płaszcz przyniesiony przez Wachabe. Kanada dąsał się jak dziecko, ale nie utrudniał mu już niczego. Pozwolił włożyć na siebie wszystko co konieczne zimą i wziął od niego misia, gdy zamykał drzwi na klucz.

— Idziemy się bawić, zaraz zgnijesz w tym mieszkaniu.

*

— Aleee zabawa... — mruknął Matt, pociągając łyk soczku pomarańczowego przez słomkę.

Na kręgielni nie spotkali nikogo „w swoim wieku", wszystkie tory oblegane były przez nastolatków, którzy starali się uniknąć świątecznych porządków w swoich domach. Matthew pierwszy zrezygnował i usiadł przy przysługującym im stoliku.

— Mój jabłecznik z orzechami... Czemu mnie od niego zabrałeś? Na pewno za mną tęskni. — Wykrzywił usta w podkówkę i spojrzał na niego szczenięcymi oczami. Prusy był już wstępnie uodporniony na to spojrzenie, lecz i tak nie chciał być pod jego wpływem.

— Nie możesz ciągle tam siedzieć. Kiedy ostatnio byłeś na zewnątrz? — Prusy krzyżował ramiona na piersi.

— Chyba... Może trzy dni temu. Ale to nie jest ważne. Gilbert, mój jabłecznik z orzechami!

— Jak ci się tutaj nudzi to możemy iść gdzieś indziej, ale do domu nie wrócimy przed jedenastą.

— On tam jest zupełnie sam. Mój surowy jabłecznik!

— Do kina? Chcesz do kina? W sumie nie możemy iść się schlać, więc nasze opcje są trochę ograniczone.

— Gilbert. Jabłecznik. Z orzechami!

— Ale nadal mamy wiele do wyboru, jak Ottawa długa i szeroka. Uśmiechnij się trochę.

Matthew prychnął i zrobił jeszcze bardziej nieszczęśliwą minę. Prus zacisnął zęby, wziął jego twarz w dłonie i kciukami zaczął rozciągać kąciki ust.

— Uśmiechnij się, bo się rozzłoszczę.

Chłopak parsknął śmiechem i podjął próby wyzwolenia się. Szarpali się przez chwilę, aż usłyszeli obok siebie kpiący głos:

— Pedały.

Odwrócili twarze w tamtą stronę. Zauważyli dwie dziewczyny — albo raczej kobiety. Matt przekrzywił głowę na widok limonkowej bluzeczki jednej z nich.

— Masz z tym jakiś problem? — warknął do tej z zadziornym wyrazem twarzy, samemu przybierając podobną. — Głupia babo?

— Faceci to jednak są obleśni. — Jej zniesmaczony wyraz twarzy zirytował mężczyznę.

— A baby uparte i złośliwe.

— Zależy im tylko by zaciągnąć kogoś do łóżka.

— Są cnotkami niewydymkami.

— Nie da się z nimi o niczym porozmawiać.

— Ciągle by paplały.

— Chcesz oberwać w dziób? — zapytała trochę za agresywnie szatynka i zaczęła podwijać rękawy kratowanej koszuli.

[APH] 30 day OTP challenge - PruCanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz