Ten dzień dla wielu ludzi był wyjątkowy. No, ale jakże miał nie być, skoro była to Wigilia? Przeddzień świąt Bożego Narodzenia. Wszyscy w tym czasie cieszyli się, że spędzą jakąś dłuższą chwilę wraz ze swoimi bliskimi, bo zwykle byli na to zbyt zapracowani. Wymieniali się także prezentami, śpiewali wspólnie kolędy, czy po prostu rozmawiali. Cieszyli się swoim towarzystwem.
Oczywiście, byli też tacy, dla których był to najgorszy czas w roku. Przecież niektórych los postanowił pokarać i nie mieli oni rodziny, byli z nią skłóceni, przez co stanowili tę samotną część społeczeństwa. Inni mieli dość już sztucznej atmosfery wśród członków swojej rodziny, gdzie wszyscy się nienawidzili. No i niektórzy mieli także po prostu problemy, a święta kojarzyły im się ze złem. Na pewno lepiej było im bez nich.
Nie zapominajmy także o ludziach, którzy musieli pracować w tym czasie, bo ktoś musiał. Bez dwóch zdań mowa tutaj o pracownikach służb publicznych, typu straż pożarna, pogotowie, czy policja.
No i był też Min Yoongi. Lekarz psychiatra, który mógł w tym czasie wylegiwać się w domu, czy robić cokolwiek innego, bo ktokolwiek mógł mieć teraz jego dyżur. Zapraszała go do siebie matka, a także SeokJin, jednak kategorycznie im odmówił. Sam jeszcze z wielką chęcią wziął tę zmianę i odciążył tym samym jakiegoś świeżaka od razu po studiach.
AgustD chciał po prostu spędzić ten czas ze swoją gwiazdeczką. O niczym innym nie marzył. Nie liczył też na żaden cud bożonarodzeniowy. Przecież takie rzeczy nie istnieją. Do wszystkiego można dojść swoją ciężką pracą. Jeśli się coś chce, to się do tego dąży, a nie marzy i nic nie robi. Dlatego Min Yoongi nie miał marzeń, nie licząc oczywiście zdrowia Taehyunga, ale wmawiał sobie, że jest to jego cel. Cel, w którego istnienie przestawał wierzyć, a więc powoli zaczynał zaliczać go do zakazanej przez niego kategorii. Marzeń.
Odchylił się na krześle, odpychając od stołu. Tym samym znalazł się na środku pomieszczenia i znowu wpatrywał w sufit. Można powiedzieć, że był to już jego nawyk, szczególnie w sytuacjach, kiedy nie wiedział już co robić, czy po prostu życie go przytłaczało.
Wstał ze swojego miejsca i wyszedł na korytarz, gdzie stał automat z kawą. Stwierdził, że jeszcze nie jest zbyt późna pora (bo przecież osiemnasta to całkiem wcześnie, jakby nie patrzeć), więc odwiedzi jeszcze Kim'a. Nic się przecież nie stanie, jeśli poświęci mu trochę więcej czasu. Pacjenci dzisiaj byli wyjątkowo spokojni. Poza tym, w ośrodku było na tyle cicho, że bez problemu usłyszy, jeśli coś będzie się gdzieś działo.
Z kubkiem parującego napoju w ręku, ruszył do pokoju swojego ukochanego. Miał zaledwie parę dni, aby udowodnić, że Tae może jeszcze wyzdrowieć. Grudzień prawie się już skończył, a przecież czas miał tylko do końca roku. Wychodzi na to samo. Martwił się, że już nie zdąży, a naprawdę nie miał zamiaru kryć się po kątach z szukaniem rozwiązania na przypadłość swojego maleństwa. Wolał robić to otwarcie, jak do tej pory. Mniej zmartwień i problemów, a przecież miał ich już wystarczająco.
Otworzył powoli drzwi, tak aby nie zaskrzypiały. Miały do tego tendencję, a on nie chciał przestraszyć swojej ukochanej gwiazdeczki.
- Hej Taehyungie – przywitał się cicho, znowu uważając na tę samą rzecz. Przede wszystkim liczył się dla niego spokój ducha Kim'a.
Z lekkim, aczkolwiek smutnym uśmiechem spojrzał na swoje kochanie. Siedziało na łóżku przy wyłączonym świetle i wpatrywało się w świat za oknem. Księżyc na zewnątrz świecił jasno, a śnieg odbijał jego promienie, dzięki czemu wszystko było widoczne bardzo dokładnie. I Taehyung nawet w tej bezstylowej piżamie, jaka obowiązywała na terenie całego ośrodka, wyglądał prześlicznie. Blask tarczy z nieba tylko umacniał to wrażenie. Yoongi był w nim naprawdę mocno zakochany i zdawał sobie sprawę, że to uczucie w nim wcale z dnia na dzień nie maleje. Było wręcz przeciwnie. Ono w nim rosło i wręcz rozrywało mu pierś. Towarzyszył mu jednak nieokiełznany smutek. Bo przecież Tae nie był teraz sobą. Przynajmniej nie do końca. Nie wracał już przez bardzo długi czas. A Yoongi sam zaczynał go potrzebować. Bardziej niż kiedykolwiek. Potrzebował odrobiny czułości, bliskości. Nikt od dawna mu jej nie dawał, a przecież to praktycznie podstawowe ludzkie potrzeby. Min nie chciał od nikogo takich rzeczy. Miał swój mały skarb i tylko go do siebie dopuszczał. Nawet Jin i Hoseok, którzy byli jego przyjaciółmi, nigdy go nie przytulali, ani nic w tym rodzaju. Od nich nawet nie chciał słyszeć słów pocieszenia i tak jak Jin miał jeszcze jakiś talent do wyciągnięcia Yoona gdziekolwiek, mimo unikania, tak Hobi już prawie go nie widział. Gigi nie chciał słyszeć żadnych słów pocieszenia ostatnimi czasy. One potrafiły go tylko bardziej dobijać, aczkolwiek, tak jak ostatnio podczas zakupów z Jinem, sprawiały, że uśmiechał się on, bo wtedy miał świadomość, że ktoś jeszcze z nim jest.
Czarnowłosy chłopak odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami. Zupełnie tak, jakby zobaczył ducha.
- H-hyung? – zapytał niepewnie młodszy.
Kubek wypadł z ręki starszego, a ciecz, jaka w nim była, wylała się na podłogę z głośnym hukiem, niesionym przez echo pustego budynku.
YOU ARE READING
Come back to me, please
FanfictionTaehyung zapomniał, a Yoongi stara się najbardziej jak może, aby odnaleźć jego dawne "ja". Czyli druga część "I'm so sorry for my existence". Za tytuł odpowiedzialna jest @vakabutterfly, także wielkie podziękowania!