Rozdział 43

395 74 61
                                    

W pomieszczeniu panowała cisza. Yoongi z Taehyungiem patrzeli na brązowowłosego mężczyznę i nie mogli wykrztusić z siebie słowa, on natomiast jakby całkowicie ich ignorował. Zupełnie tak, jakby byli tylko powietrzem.

Za brązowowłosym do pomieszczenia weszły jeszcze dwie osoby, w wieku około czternastu, może piętnastu lat, tak na oko. Chłopak z obojętnością wpatrywał się w ekran swojego smartfona, nie zwracając uwagi na otoczenie i zaraz coś na nim wystukał. Jego czarne włosy były idealnie przycięte w fryzurę, jaka obecnie była jedną z najmodniejszych w Korei Południowej. Dziewczyna z kolei rozglądała się na wszystkie strony, ciekawa najprawdopodobniej tego, co tutaj zastanie. Wyglądała na przejętą, a kiedy jej spojrzenie napotyka na Taehyunga, wygląda jakby nad czymś myślała.

Tae rozpoznaje całą trójkę od razu. To mężczyzna, który jest... był jego ojcem przez jakiś czas oraz Taehee i Taeyu. W jego oczach stanęły łzy. Miał nadzieję na jakąkolwiek wskazówkę, by ich odnaleźć, skoro nie mógł już porozmawiać z mamą, a tymczasem odnalazł ich wszystkich. To stało się tak nagle...

Otarł swoje łzy ukradkiem, nie chcąc, aby widzieli to, jak słaby jest. W końcu te słone krople są oznaką słabości.

- A państwo to? – zapytał lekarz, jaki cały czas był w pomieszczeniu.

- Ja jestem jej byłym mężem, a to jej dzieci – odparł, wskazując na dwójkę najmłodszych, Junsu.

- Och... Ale przecież już przyszedł syn... - odparł tamten zmieszany. Dopiero wtedy pozostała dwójka osobników męskich skierowała swoje spojrzenia na TaeTae. Obaj zrobili takie same, zdziwione miny. Nikt chyba nie spodziewał się tutaj Taehyunga. Jedynie Taehee nie była już taka zdziwiona. Kiedy tylko weszła, odnosiła wrażenie, że skądś go zna i potem skojarzyła fakty. Przyjęła to bardzo spokojnie i nie dawała niczego po sobie poznać. Stała i obserwowała rozwój sytuacji.

- Co on tutaj robi? – wysyczał najstarszy przez zęby, a w Yoongim się zagotowało. Jak on śmiał mówić takim tonem w obecności jego Taehyunga? Kim skulił się w sobie, na co starszy przejechał ręką po jego plecach, aby go podnieść na duchu.

- Jest synem Kim Taeyeon, więc ma takie samo prawo tutaj być, jak pan, czy ta dwójka – odparł Yoon pewnym siebie tonem, wskazując w tym samym momencie na Hee oraz Yu. Nie miał zamiaru dać sobie wejść na głowę, ani nawet swojej gwiazdeczce. Jeśli by trzeba – byłby w stanie przenieść dla niego górę.

- Zakała rodziny, którą nawet matka zostawiła? To on ma w ogóle jakieś prawa? – odpyskował Taeyu, na co Taehyung tylko bardziej się wycofał. Junsu spojrzał na swojego syna z pochwałą w oczach, a na potomka swojej byłej żony z pogardą.

Yoongi na słowa młodego zacisnął tylko ręce w pięści. Miał ochotę zwrócić mu uwagę w bardziej fizyczny sposób, ale wiedział, że mu jako temu starszemu nie wypada. Choć dzieciak już wcale taki mały nie był. Gdzie podział się ten uroczy chłopiec, który nie widział świata poza swoim starszym bratem?

- To na pewno ona, tak? – dopytuje Junsu lekarza, nawet nie patrząc na ciało kobiety.

- Tak. Właśnie to potwierdzał pan Kim Taehyung...

- A on się w ogóle na czymś zna? Dobra, nie ważne. Taehee, Taeyu, idziemy – rozkazał mężczyzna i wyszedł z pomieszczenia, a za nim dwójka nastolatków.

Taehyung westchnął, powstrzymując swoje łzy, a Yoongi zgarnął go w swoje ramiona mocno przytulając. Wiedział, że wszystko, co powiedział brązowowłosy, zraniło jego słoneczko i nic nie mógł na to poradzić. Teraz mógł być jedynie blisko i zaoferować mu całe swoje serce, nawet jeśli ten miałby je zgnieść, rozerwać na kawałeczki i wyrzucić do kosza na śmieci. Kochał go na tyle mocno, że nawet to by zaakceptował.

Po paru minutach młodszy się uspokaja i wypełniają jakiś papierek, który podsunął im lekarz. Dopiero potem wychodzą z kostnicy szpitala i kierują się do wyjścia z budynku, który sieje dla niektórych grozę, a dla innych światełko nadziei.

Nim jednak wychodzą, drogę zastępuje im Taehee. Odgarnia swoje długie, falowane, brązowe włosy za ucho i skłania się lekko starszym w geście szacunku.

- Cześć Taehyung oppa... - wita się i uśmiecha do niego słabo. – Przepraszam za tatę i za Taeyu... Oni już tacy są. Nie mam zbyt wiele czasu... Oppa, tęskniłam za tobą – oznajmia i zaraz rzuca się na swojego starszego brata w geście przytulenia. Może i nie pamiętała go najlepiej, ponieważ zostali rozdzieleni dawno temu, ale wiedziała, że on był dobry i dla niej i dla Yu. Zawsze starał się, aby mieli jak najlepiej. Aż głupio jej było za to, jak Taeyu go potraktował. Czy naprawdę to, co robił dla nich Taehyung, kiedy byli młodsi, nic nie znaczyło dla najmłodszego z Kim'ów?

Zdziwiony Tae oddał jej uścisk, a kiedy ta odsunęła się nieco, także posłał jej lekki uśmiech.

- Spróbuję jeszcze z nimi porozmawiać o tobie, dobrze? Naprawdę chciałabym, żebyśmy wszyscy mieli dobre stosunki... - spuściła głowę na dół, bawiąc się przy tym swoimi paznokciami.

- Nie przejmuj się tym tak, Taehee... Po prostu nie bierz na siebie za dużo, dobrze? – powiedział TaeTae i poklepał ją po ramieniu.

- Ale ja naprawdę chcę! – zaoponowała szybko, zaraz jednak się uciszyła i rozejrzała na boki. – Muszę już iść. Oppa, daj mi swój numer telefonu, proszę. Zadzwonię, albo napiszę do ciebie, jak tylko będę mogła – rzekła pewnym siebie tonem. Taehyung szybko podyktował jej swój numer telefonu i nawet nie zdążyli się dobrze pożegnać, a ona już musiała biec do wyjścia.

Come back to me, pleaseWhere stories live. Discover now