🐒Część 18🐒

20 4 0
                                    

Nadal byłam nieco podłamana po ostatnich wydarzeniach. Całe media wręcz huczały o tym. Było mi okropnie przykro, że ludzie mnie nie akceptują, tym bardziej że nie mają na to żadnych argumentów. Wszyscy zapewniali mnie, że będzie dobrze i że i tak poddani mnie polubią. Bardzo chciałam w to wierzyć, ale nie wydaje mi się żeby kiedykolwiek tak się stało. Przez ostatnie dni byłam zestresowana, a na dodatek nie odpuścili mi ani jednej lekcji.

Zaczynałam mieć już trochę dość, a w końcu dziewczyny to zauważyły i uratowały mnie z opresji:

— Emma!

— Co?

— Może pójdziesz z nami na małe ćwiczenia? Wiesz, walki nigdy za mało, tym bardziej jeśli daje nam frajdę — zaproponowała Skye.

— Jasne, masz rację. Poczekaj tylko pójdę po moją broń.

Od czasu do czasu urządzałyśmy sobie takie małe bitwy, ale wyglądało to bardziej jak gra w zbijaka, tylko zamiast piłki masz różdżkę która tworzy piłkę. Coś w tym stylu. W każdym razie można nieźle się podszkolić, a przy tym pobawić.

Spotkałam się z dziewczynami tam gdzie zawsze, czyli przy fontannie za zamkiem. O dziwo była Holly, Skye i Lucy, ale nie było Molly.

— Co się stało z Molly?

— Źle się czuła. Chyba bierze ją grypa.

— Uuu, to niedobrze. To co lecimy?

— Jasne.

Zanim się obejrzałam byłyśmy już w wielkiej sali. Zazwyczaj nikt tu nie przebywa, bo trzeba się tu dostać portalem albo zaklęciem. Skoro była nas czwórka, mogłyśmy podzielić się na zespoły.

— Jak się dzielimy? — zapytałam.

— Nie wiem, wybierz kogoś Emma.

— No dobra, to wezmę Lucy.

— Czyli ja i Holly będziemy w drugiej grupie — odezwała się Skye.

— To zaczynamy.

W tym momencie pojawiła się arena, pełna kryjówek, ścianek  i różnych innych. Takie trochę podchody jak się na to spojrzy. Schowałam się w jednej z kryjówek i przygotowałam swoją różdżkę. Zaczęła się gra. Pierwsza na zwiady wyszła Lucy, ale w sumie nic ciekawego się nie działo. To może przedstawię zasady. Magiczną "kulą" trzeba trafić w osobę z przeciwnej drużyny trzy razy, potem wraca do bazy a nasza drużyna otrzymuje punkt. Gramy przeważnie do około dwudziestu. Oczywiście wszystkie chwyty dozwolone, w granicach rozsądku.

Minęło kilka minut a mi zaczęło się nudzić, dlatego wyszłam na otwartą przestrzeń, żeby powalczyć 1 na 1. Naprzeciw mnie wyszła Holly, więc mogło się wydawać że szanse są wyrównane. Nic bardziej mylnego, jest o wiele lepsza ode mnie. Mimo to starałam się, bo wiem jaki ważny jest trening. Trafiłam raz. Drugi. Potem sama zostałam trafiona. Schowałam się za ścianką i poczekałam na odpowiedni moment. Kiedy moja intuicja podpowiedziała mi, wyskoczyłam i trafiłam idealnie w kamizelkę Holly. Był to również trzeci strzał, więc wygrałam pojedynek.

Wróciłam na chwilę do bazy. Mimo świetnego początku potem nie szło nam za dobrze, dziewczyny wykazały się większym sprytem. Było pięć do ośmiu, dla drużyny Skye. Wszystko dało się jeszcze nadrobić. Zaczęło nam iść lepiej, był remis ale to dopiero początek, mała rozgrzewka. Jak na emocjonującym meczu siatkówki. (albo na konkursie indywidualnym w skokach narciarskich 😉)

Nasz mecz ostatecznie zakończył się wygraną Holly i Skye. Nam też nieźle poszło, ale muszę jeszcze dużo poprawić. Muszę przyznać, że potrzebna mi czasem taka adrenalina między codziennymi, nudnymi lekcjami. Świetnie się bawiłam, tylko byłam taka zmęczona, że gdy tylko wróciłam do pokoju rzuciłam się na łóżko. Nie przebrana, nawet nie wiedziałam czy była kolacja.

Księżniczka z przypadkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz