Część 24

20 3 0
                                        

— Emmo, może przyspieszymy trochę całe te eliminacje? — do mojego pokoju nagle wparowała matka, przerywając przygotowania do dzisiejszego wieczoru.

Holly razem ze swoją bliźniaczką właśnie układały mi włosy, a Skye robiła delikatny makijaż. Stwierdziła wcześniej, że nie mogę wyglądać jak potraktowana szpachlą, ale zauważyła, że mam wyraźne worki pod oczami, których nikt inny dostrzec nie może. Razem z pozostałymi damami dworu ciągle zastanawiały się, czy ja na pewno zaznałam w nocy czegoś takiego jak sen. Oczywiście, że spałam, ale nikt nie mówił, że całą noc. Po prostu ciągle myślałam nad słowami Harrison'a, nadal nie mogłam uwierzyć, że odwzajemniał moje uczucia, a w dodatku pierwszy je wyznał.

— Mamo, czy to będzie konieczne? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

— Spokojnie, i tak zaręczyny będą po twoich urodzinach. A teraz będziesz miała więcej czasu na zastanowienie się nad zwycięzcą.

— W sumie to nie jest taki zły pomysł — stwierdziłam po chwili, argumenty mamy były całkiem przekonujące.

— To zastanów się, kto ma zostać. — z tymi słowami zostawiła mnie w pokoju..

— Coś czuję, że ty już wiesz. — Skye spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.

— Może — odpowiedziałam wymijająco

— Gotowe! — usłyszałam za sobą głosy bliźniaczek, a po chwili Molly podała mi do ręki lusterko, bym mogła zobaczyć rezultat.

Spojrzałam na swoje odbicie. Moje długie, proste włosy, tym razem tworzyły piękną burzę loków. Część miałam upiętą do góry w ciekawy sposób, a reszta swobodnie opadała na ramiona. Wyglądałam całkiem ładnie, jak na to że, jestem wobec siebie bardzo krytyczna.

— Podoba ci się? — zapytała po chwili Holly.

— Tak, jest pięknie.

— Dobra, ja też skończyłam — oznajmiła Skye. — Trzymamy za ciebie kciuki. Przyjdziemy po obiedzie, jesteśmy ciekawe, kogo wybierzesz.

Uśmiechnęłam się, dziewczyny zawsze wiedziały jak podnieść mnie na duchu. Teraz nie pozostało mi nic innego jak pójść do królewskiej jadalni, pewnie już na mnie czekają. Wstałam, poprawiłam długą do kostek, tym razem fioletową suknię i ruszyłam w kierunku pomieszczenia.

Moje przypuszczenia się potwierdziły, przy stole siedzieli już kandydaci, moja matka oraz król i królowa. Zajęłam swoje miejsce i cierpliwie czekałam na podanie posiłku. Stół całkowicie zapełnił się pięknie wyglądającymi potrawami,  a ja jakoś nie miałam ochoty na jedzenie, stres zapanował nad moim żołądkiem. Po chwili jednak przekonałam się do małej porcji, nie chciałam zrobić potem widowiska, gdybym zasłabła albo nawet straciła przytomność.

W końcu nadszedł ten moment, ogłoszenie werdyktu. Dopiero, gdy wszyscy zjedli, a stół został posprzątany, ja wstałam by rozpocząć swoją przemowę.

— Nie ważne ilu byłoby kandydatów, zawsze stresuje mnie ta chwila. A dodatkowo, niespodziewanie muszę wybrać dwie osoby, które opuszczą zamek. Nie była to łatwa decyzja. —  trochę koloryzowałam, ale czasami można. — Ale są dwie szczególne osoby, z którymi stworzyłam wspaniałą relację. — wzięłam głęboki oddech — Tymi osobami są Harrison i Jonathan, to oni zostają i będą w końcowym etapie Eliminacji.

Wtedy zobaczyłam dziewczyny stojące na końcu pomieszczenia, niezwykle się przy tym ekscytując. Ich głównym zajęciem jest kibicowanie mi oraz, w zależności, swojemu faworytowi. A zważając na to, że wybrałam obydwu ich ulubieńców, miały powody do radości.

Już wychodziłam z jadalni, tak jak wszyscy, gdy zatrzymała mnie ciocia Grace. Powiedziała mi, że za dwie godziny zaczyna się bal, na którym muszę się pojawić. Nie przekazała nic więcej, ani z jakiej okazji ma się odbyć, ani czy mam zmienić ubranie, więc po prostu wróciłam do swojego pokoju. Wolny czas wypełniłam ploteczkami z damami dworu, który przez to upłynął szybciej, niż mogłabym się tego spodziewać.

Na sali balowej pojawiłam się chwilę przed rozpoczęciem wydarzenia. Jak to bywa w zwyczaju, najpierw królowa wygłosiła krótkie przywitanie dla wszystkich gości. Wtedy dopiero dowiedziałam się, że jest to bal charytatywny, podczas którego będziemy zbierać pieniądze dla miejscowych szpitali. Nie miałam ochoty na tamtą chwilę tańczyć, więc poszłam do stołów szwedzkich i wybrałam sobie kilka przystawek. Przy stole, naprzeciw mnie siedzieli już Jonathan i Harrison. Pomiędzy kęsami rozmawiałam z chłopakami, a potem Jonty porwał mnie do tańca.

— Dziękuję, że mnie wybrałaś — szepnął mi do ucha. — To miłe usłyszeć takie słowa.

— Mówiłam samą prawdę, więc nie ma za co. — uśmiechnął się.

Nagle muzyka ucichła, co oznaczało pierwszą licytację. Do kupienia było mnóstwo rzeczy, które już na pierwszy rzut oka wyglądały bardzo drogo. Zaczęły padać ogromne kwoty, nigdy bym nie pomyślała, że można wydać taką fortunę na obraz, czy rzeźbę.

— Cześć Emma —  usłyszałam za sobą męski głos.

Automatycznie się obróciłam. To był on. Wszędzie poznam połączenie czarnych włosów i okularów na nosie. Chociaż wyglądał nieco inaczej, niż podczas naszego ostatniego spotkania, bardziej dojrzale? Tak, zdecydowanie dojrzalej. Nawet zapuścił sobie delikatny zarost. Nadal jednak widziałam w nim Dominic'a, mojego pierwszego, poważnego chłopaka.

— Nie spodziewałam się, że tu będziesz — odparłam zgodnie z prawdą. — Dobrze cię widzieć.

— Ciebie też. Widzę, że pasuje Ci królewskie życie.

— Masz rację, zdążyłam już do tego przywyknąć.

Cała rozmowa była dość sztywna, ale cóż się dziwić, wiele zmieniło się w tym czasie. Ja mam dwójkę książąt, z czego jeden będzie moim mężem, a on znalazł sobie niedawno dziewczynę. Poszedł na swoje wymarzone studia i odciął się trochę od ojca.

— A z kim tak tutaj plotkujesz? — nagle wtrącił się Harrison.

— A co, zazdrosny? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

— Nie zazdrosny, tylko ciekawski.

Przedstawiłam sobie chłopaków, jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy, a potem Dominic gdzieś poszedł, twierdząc, że "zostawi nas samych". Wymieniłam z Harrison'em ciepłe spojrzenia. On uśmiechnął się swoim powalającym uśmiechem. Chwycił mnie za rękę, i razem wymknęliśmy się z sali. Czułam się jak typowa nastolatka, uciekająca gdzieś z chłopakiem. Zaśmiałam się na tą myśl. Harry zatrzymał się na korytarzu, w bezpiecznej, według niego, odległości od bankietu. Nachylił się nieco i delikatnie złączył nasze usta z każdą chwilą pogłębiając pocałunek.

— Jednak byłeś zazdrosny —  stwierdziłam jak się od niego odsunęłam.

— Wydaje ci się, chciałem cię tylko pocałować, to takie dziwne?

— Czekaj. — nagle zamilkłam, rozglądając się na wszystkie strony. — Ktoś tu idzie.

Mój plan idzie wręcz doskonale. Nie mamy się o co martwić. — głos dobiegał z korytarza naprzeciwko.

Mam nadzieję, że się nie mylisz. —  poprzedni głos na pewno należał do kobiety, a ten do mężczyzny.

Teraz kiedy zostało już ich tylko dwóch, będzie najtrudniej. Jeśli coś pójdzie nie tak, będę musiała odnieść się do gorszych środków.

Kobieta brzmiała identycznie jak moja matka. Tylko co ona znowu planuje? Miałam nieodparte wrażenie, że dotyczyło to jak zwykle mnie. Co jeśli to dotyczy eliminacji? W końcu dzisiaj pytała się mnie w tej sprawie. Podzieliłam się obawami z Harrison'em, na co on zaproponował powrót do mojego pokoju. Miał rację, zaczęło robić się późno, a mi zdecydowanie wystarczyło emocji jak na jeden dzień.

***
Witam, jeszcze nie umarłam. Jeśli ktoś pamięta o tym dziwnym tworze, mam nadzieję że się spodobał. Pozdrawiam i pa!

~Lavender 💜

Księżniczka z przypadkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz