2

116 35 20
                                    

Lilly
(9 dni do świąt)

Nareszcie piątek! W tym wielkim dniu miałam wreszcie dowiedzieć się, co z tym egzaminem semestralnym. Wszyscy w klasie dosłownie zjadali swoje paznokcie z nerwów. Każdemu zależało na przełożeniu testu, ale nasi nauczyciele niekoniecznie byli z tego zadowoleni.

- Zdajecie sobie sprawę, że przyszły czwartek to dzień przed wigiliami klasowymi? - zapytał nas nasz wychowawca.

Pan Brown był dość specyficznym człowiekiem. Na codzień ubierał sie w różnego koloru koszule w kratę oraz pasiasty krawat. Do tego nosił brązowe, proste spodnie oraz mały berecik. Nikt nigdy do końca nie wiedział czy próbuje on udawać francuza czy bawi się w modnego dziadka. W sumie i jedna i druga opcja była poprawna.

- Tak, wiemy - odpowiedziliśmy chórem.

W gruncie rzeczy jedno z drugim wcale nie kolidowało, a skoro mieliśmy możliwość douczenia się, chodź w niektórych przypadkach stwierdzam, że i tak nic nowego do głowy im nie wejdzie, to chyba lepiej spróbować.

- W takim razie niech wam będzie - westchnął, pisząc coś w dzienniku.

Mogę przysiąc, że dosłownie każda osoba w sali odetchnęła z ulgą. Wyszło to dość zabawnie, więc wszyscy zaczęli się śmiać. Dopiero po chwili, gdy nauczyciel próbował nas uciszyć, nastała cisza.

- A teraz prosiłbym, abyście w ciszy udali się ze mną do sali gimnastycznej - powidział, wstając zza biurka i chwytając dziennik pod pachę.

Zdezorientowani po kilku minutach doszliśmy do wspomnianej sali i czekaliśmy na to, co stanie się dalej.

- Wiesz o co chodzi? - szepnęłam do Amandy.

- Nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami, patrząc uważnie dookoła.

Dopiero gdy drzwi otworzyły się w akompaniamencie charakterystycznego skrzypienia, zrozumiałam po co tu przyszliśmy.

LOSOWANIE ŚWIĄTECZNE.

Świetnie - powiedziałam do siebie w myślach.

- Totalnie o tym zapomniałam - wymamrotałam.

Modliłam się, by Bianca miała chodź raz mnie w pamięci i okazała mi swoje dobre serce. Może przypisała mnie do jakiejś kujonki? Albo kogoś chociaż ode mnie z klasy? Mam nadzieję, że nie będzie to żaden snob.

Całą klasą mieliśmy ustawić się w kolejce do stolika, przy którym siedział wice przewodniczący - Brian James.

Jego imię i nazwisko brzmiało całkiem dobrze,  ale w rzeczywistości był on jednym z członków elity, o której wam już wspominałam. Nosił aparat, był pryszczaty, nosił okulary, tak samo jak Bianca, a włosy miał zawsze ścięte na "garnek".  Na ogół chodził w beżowych spodniach, podtrzymywanych na szelkach, białej koszuli i zielonym swetrze. Wszyscy oni tak wyglądali. Inaczej.

Amanda była kilka osób przede mną gdyż jej nazwisko było na literę "C", a moje na "J". Niestety nie mogłam jej zapytać kogo ma i kto ma ją w losowaniu, więc sama musiałam spróbować się chociaż trochę uspokoić.

Błagam, niech to będzie jakaś normalna osoba.

Błagam, błagam, błagam.

- Johnson! - ktoś krzyknął mi prosto do ucha.

Odwróciłam się,  a chłopak za mną wskazał mi, abym ruszyła do przodu.

O nie.

- Lilly Johnson, zgadza się? - zapytał mnie, gdy ja zajmowałam miejsce na przeciwko niego.

Kiwnęłam twierdząco głową, po czym zaczęłam nerwowo szukać wzrokiem jakiejś listy, która mogła by zawierać jakąś podpowiedź. Niestety pismo było na tyle nie wyraźne, że nie byłam w stanie nic przeczytać.

- Ciebie dobraliśmy w parze z Justinem Bieberem z ostatniej klasy. Baw się dobrze! - powiedział, starając się ukryć negatywne emocje, po czym dodał - Następny!

Wstałam nieco skonsternownana. Chłopak z ostatniej klasy? I czemu Brian miał minę jakbym dostała najokropniejszą osobę w szkole? Nic nie rozumiałam. I kim w ogóle jest ten Justin?

Nagle w tłumie zobaczyłam Amandę. Szybko do niej podeszłam i, chwytając za ramię, odciągnęłam od grupy na bok.

- Kogo dostałaś? - zapytałam, uważnie przypatrując się przyjaciółce.

- Jacka z drugiej "c" - oznajmiła uśmiechnięta.

Jack Kennedy był wysokim blondynem, grał w szkolnej drużynie futbolowej i był naprawdę przystojny. Miał duże,  niebieskie oczy, malinowe usta i zawsze chodził ubrany w jeansy, ewentualnie dresy, ale to zdarzało się rzadziej, oraz bluzy z różnymi dziwnymi napisami. Mam tu na myśli takie w stylu "I wanna f**k you" albo "I Look better naked". W każdym razie bardzo podobał się Amandzie i to juz od zeszłego roku. Dlatego też bardzo często chodziła oglądać jak trenują.

Szczęściara - pomyślałam.

- Zazdroszczę - odparłam, spoglądając na swoje stopy.

- A ty? Kogo dostałaś? - spytała, marszcząc brwi.

Chwilę zastanawiałam się nad tym co powiedzieć, aż w końcu ocknęłam się z transu.

- Justina Biebera.

Moja przyjaciółka szybko wciągnęła powietrze i otworzyła szeroko oczy. Wyglądała jak małe dziecko, które właśnie zobaczyło największego lizaka na świecie.

Jeśli wcześniej to ona była nieco zmieszana,  to nie wiem, jak mogłabym określić swój obecny stan.

Czekałam na wyjaśnienia, ale najwidoczniej musiałam ją nieco w tym ponaglić.

- Znasz go?

- Ależ oczywiście, że tak! On należy do naszej szkolnej drużyny futbolowej! Jest na każdym treningu razem z Jackiem! - pisnęła podekscytowana.

Teraz to już kompletnie nie wiedziałam czyjej reakcji ufać. Brian nie wyglądał na szczęśliwego mówiąc o Justinie, natomiast Amanda ewidentnie się cieszyła.

Chyba jedyne co mi zostało, to poszukać go na portalach społecznościowych i dowiedzieć się chociaż jak wygląda. W końcu w poniedziałek mamy spotkać się twarzą w twarz by później, jak to powiedziała Bianca, uniknąć zbędnych problemów czy wymówek.

***
Cześć misie!
Przybywam z kolejnym rozdziałem 💕
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Zależy mi, byście dalej czytali to opowiadanie.

Chce znów podziękować za tyle gwiazdek i komentarzy. Mam tylko prośbę - jeśli już dajecie gwiazdki, to skomentujcie chociaż krótko. Zauważyłam, że wiele z was tylko gwiazdkuje, a musicie wiedzieć, że komentarze motywują mnie jeszcze bardziej

Justin juz niedługo zagości w naszym opowiadaniu, także bądźcie cierpliwi.

Do jutra!

Christmas Gift | JarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz