Dzień 6

1K 83 21
                                    

Sobota, szósty września 2016
Dziś przebudziłam się sama,nikt ani nic nie musiało mnie budzić. To pewnie przez to, że martwię się o Mikea.
Wstałam z łóżka i poszłam do drugiego pokoju. Niestety nikogo prócz Martiny i Megan w nim nie było. Usiadłam na środku i zaczęłam płakać. Płakałam tak głośno, że obudziłam dziewczyny.
- Nath, co się dzieje?- zapytała zaspanym głosem Megan.
- Boże Nath spokojnie. - El wybiegła z pokoju.
- Jak mam być spokojna. Gdzie on jest? Która jest w ogóle godzina?
- Ósma. Niedługo śniadanie. Chodź do drugiego pomieszczenia, a wy dziewczyny spokojnie się szykujcie na śniadanie, my do was dojdziemy.
Poszłyśmy z El do naszego pokoju.
- Nathalie kochanie, on napewno żyje. Nie bój się- mówila El szeptem.
- Ale ja nie mogę tego znieść- również  odpowiedziałam szeptem.
- Nath, czy Mike ci się podoba? - Bardzo zdziwiło mnie pytanie El. Sama w sumie nie wiedziałam jak to jest.
- Boże nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - Zaprzeczyłam swoją niewiedzę.
- Oh, Nath to widać, ale dobra nie rozmawiajmy o tym. Idź się lepiej ubierz.
Wykonałam polecenie El. Ubrałam dziś czarną, za dużą bluzę i czarne dresowe spodnie. Poszłam jeszcze do toalety umyć twarz.
- Jestem gotowa - oznajmiłam to El.
- W porządku Nath, teraz chodźmy na śniadanie.
Szłyśmy korytarzem, a ja bardzo się stresowałam. Co jeśli Mike dziś też nie wróci? Nie dam sobie z tym rady.
Gdy doszłyśmy na stołówkę, z mojego serca spadło tysiąc kamieni, przysięgam, że to była najpiękniejsza chwila w moim życiu. Mike siedział na stołówce na swoim miejscu.
- Mówiłam, że będzie żył - powiedziała El, a ja patrzyłam na nią z uśmiechem. - No idź do niego.
Podeszłam do stolika. Mike był blady, miał podkrążone oczy. Nie chciałam zadawać pytań, jedyne czego teraz pragnęłam, to tylko go przytulić, co po chwili zrobiłam. On jedynie odwzajemnił mój gest gładząc mnie ręką po plecach.
- Boże Mike, tak bardzo sie bałam.
- Nie miałaś czego. Jestem cały i zdrowy.
- No nie do końca zdrowy. Mike mogłeś zginąć, bo chciałeś ochronić jakąś tam Juice - powiedział Lucas.
- Co ty powiedziałeś? - zapytał go z pogardą Mike, na co się wzdrygnęłam, bo nie chciałam, by rozpoczęła się kłótnia.
- Sory stary, ale taka prawda. Mogło ci się coś stać.
- Lucas ma rację. Mogło coś ci się stać przeze mnie, a dokładniej przez moich rodziców- rzekłam poważnym tonem.
- Martino i Megan, chodźmy po coś do jedzenia dla nas i Nath - odezwała się El do dziewczyn.
- Zakończę to dzisaj. Zadzwonię do nich powiem, że to koniec.
- Jezu Nath, robię to wszystko dla nas wszystkich. Dla nikogo innego. Nie możemy teraz tak poprostu skończyć, a ty Lucas, lekko przesadziłeś.
- No sory, ale się martwię, w sumie nie tylko o ciebie, ale o wszystkich. Zrozum mnie Nath, nie chciałem cię urazić.
- Rozumiem cię jak najbardzej. Sama bardzo się boję.
- Musimy przezwyciężyć ten strach kochani i zawsze się wspierać, a oprócz siebie ocalimy też innych- odezwał się Will.
- Masz rację - odezwał się Dustin.
***
Po śniadaniu mieliśmy zajęcia na dworze. Był to po prostu taki spacer.
- Nat, możemy porozmawiać? - zapytał Mike.
- No pewnie, że tak.
- Nath, nie możemy tak po prostu teraz zrezygnować.
- Mike, ale ja nie chcę, by komuś znów stała się krzywda.
- Nie stanie się, a nawet jeśli to damy radę.
- Czy ty zawsze taki jesteś?
- Jaki?
- Uparty.
- No może czasami, ale staram się stawiać na swoim. - Mike uśmiechał się zdziornie.
- Mike boje się jednego.
- Czego?
- Obawiam się, że któregoś dnia ktoś z nas umrze, a ja tego nie chcę.
- Będzie dobrze, damy radę. Chodź tu do mnie. - Mike mnie objął, a ja znów poczułam to dziwne uczucie w brzuchu.
- Dziękuję, że jesteś Mike.
- Nie ma za co Nath.
***
Po zajęciach udaliśmy się do pokoi.
- Jutro mamy zajęcia z Jimem - oznajmiła Martina.
- Wiele pacjentów go lubi - odezwał się Will.
- Powiem wam, że nie mogę się doczekać jutra, bo jestem ciekawa co będziemy robić z tych liści - rzekłam.
- Bukiety Juice. Nie robiłaś tego nigdy w szkole? - zapytał Dustin.
- Nie robiłam. Przez czas podstawówki miałam domowe nauczanie. Teraz chodzę do liceum, więc tam raczej nie robi się bukietów- rzekłam z uśmiechem.
- Więc jutro będziesz je robiła.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. To była doktor Roxy, moje ciało sparaliżował strach. Bałam się, że znów weźmie ze sobą Mikea.
- Juice zapraszam cię do siebie. Masz przyjść za pięć minut.
Lekarka wyszła, a ja bałam się jeszcze bardzej. Nie wiedziałam co mnie spotka tym razem.
- Chyba jednak nie będę robiła bukietów.
- Będziesz, obiecuje ci to - powiedziała Eleven.
- Nath, musisz dać radę - odezwał się Mike.
- Jeju Nath, oby te badania nie były takie jak moje i Megan - powiedziała Martina, a ja wiedziałam, że to raczej będzie coś gorszego.
- Spokojnie, dam radę. Pamiętajcie o rozwadze.- oznajmiłam przykładając palec do ust, by zakończyli ten temat.
- Nath, muszę ci coś powiedzieć - rzekł Mike.
- Mów, ale szybciutko.
Mike chciał zacząć coś mówić, lecz otworzyły się drzwi do naszego pokoju.
- Juice miałaś być u mnie pięć minut temu!
- Już idę, proszę panią.
- Niech pani pozwoli mi ją jeszcze przytulić - powiedział Mike, a ja znów miałam w brzuchu to dziwne uczucie. Mike mocno mnie przytulił, a ja odwzajemniłam ten gest.
Wyszłam z pokoju razem z Roxy.
- Idziemy do tego samego miejsca co wtedy - oznajmiła lekarka, zaczęłam się bać, że już nigdy nie dowiem się, co Mike chciał mi powiedzieć.
Doszliśmy na miejsce. Moim oczom znów ukazał się zbiornik z wodą.
- Włóż to. - Doktor dała mi to samo co tamtym razem. - Teraz wejdź do zbiornika.
Wchodziłam drżąc. Moje ciało znów zetknęło się z zimną cieczą, nabrałam powietrza i zanurzyłam się cała. Starałam się wytrzymać jak najdłużej, lecz czułam, że brakuje mi powietrza. Zaczęłam walić w zbiornik. Brak odzewu, czułam jak tracę tlen. Czy to już koniec? Brak oddechu.
Jednak żyję. Odzyskałam przytomność,podniosłam się z miejsca, na którym leżałam. Był to materac. Rozejrzałam się, byłam w tym samym pomieszczeniu, w którym straciłam przytomność, przy biurku siedział nie kto inny jak doktor Roxy.
- Widzę, że już nie śpisz Juice.
- Jest pani bardzo spostrzegawcza.
- Oh, Juice ze mną się nie zdziera. Zostaniesz tu na noc, jutro rano wrócisz do pokoju.
- Jest pani okropna.
- Ty jesteś zakłamana Juice i beznadziejna. - Roxy podeszła do mnie złapała mnie za twarz i kontynuowała swoją wypowiedź - Radziłabym ci nie być taką pyskatą gówniarą. Teraz wstajesz i robisz sto przysiadów.
Zrobiłam to, co mi kazała. Byłam bardzo zmęczona, nie czułam nóg. Rok nie ćwiczyłam na zajęciach sportowych, a ta gnida każe mi robić przysiady. Byłam tak strasznie wyczerpana, ale dałam radę.
Po skończeniu mogłam się położyć. Byłam tak bardzo zdołowana, jedyne czego chciałam to być z moimi przyjaciółmi.

Witajcie kochani w kolejnym rozdziale. Wybaczcie, jeśli rozdział jest nieznośny, ale to przez złe samopoczucie psychiczne.
Jeśli jednak się podobało niezaponijcie o gwiazdce i komentarzu.
Chciałam jeszcze wspomnieć, że nastąpiła pewna zmiana imienia, a mianowicie Goshia na Megan. Zamieniłam imię ponieważ źle mi się je odmieniało.
Pamiętajcie, jeśli widzicie jakieś błędy napiszcie mi o nich.
Możecie też pisać, jeśli macie jakieś problemy czy coś takiego.
Do następnego słoneczka
~zapomnieliomnie~

Stranger Love || Mike Wheeler || *w trakcie poprawy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz