Dzień 18

807 65 27
                                    

                            Pov El
Dziś powoli będzie kończyć się nasze piekło. Jestem bardzo podekscytowana, ale zarazem zdenerwowana.
 Wszyscy wreszcie odpoczniemy.
Planem przewodnim jest włączenie alarmu, by znów wyprowadzić wszystkich z ośrodka. Z resztą planu będziemy improwizować. Teraz muszę dostać cię do celi, by najpierw uwolnić Nathalie i Mikea.
                         Pov Nath
Siedziałam z podkulonymi nogami i ze strachem w duszy. To miejsce okropnie mnie odmieniło. Rozmowa z Mikem mną wstrząsneła, jeszcze bardziej tęskniłam.
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Przecież musi być dobrze. Z przemyśleń wyrwała mnie Roxy, wchodząca do mojej celi.
- Wstawaj!- krzyknęła kobieta. Siedziałam jak przykuta. Krzyk kobiety mnie sparaliżował. - Wstań powiedziałam!- Kolejne uniesienie tonu.
Kobieta podeszła do mnie i chwyciła moje nadgarstki, podnosząc mnie z podłogi.
- Jesteś nieposłuszna Juice, bardzo nie posłuszna, przez co dostaniesz nauczkę.
- Jest pani okropna. Nie mam do pani szacunku. Zapłaci pani za swoje czyny.
- Zamknij się! Dziś nadszedł ostateczny sąd. Musisz umrzeć Juice. W kartotece napiszę, że popełniłaś samobójstwo. Wszyscy musicie zginąć. Za dużo wiecie. Demogorgon was zniszczy bachory- powiedziała kobieta, wyciągając z kieszeni dziwny, srebrny przedmiot przypominający paralizator.
Błyszczący przedmiot sprawił, że oblała mnie fala gorąca. Bezsilność to moje drugie imię. Nie mogłam nic zrobić. Myślałam,że to naprawdę koniec,gdy nagle drzwi mojej celi otworzyły się z hukiem,a kobieta wypuściła narzędzie na podłogę,w krótce i ona zasmakowała zimnego betonu. Kobieta leżała na podłodze nieprzytomna,a ja w drzwiach ujrzałam Eleven.
- Nathalie, jak dobrze że jesteś cała i zdrowa. Dustin i Will wyprowadźcie stąd Roxy do podziemi i zamknijcie ją w celi. Monthgomery późnej do was dołączy i się tym zajmie. Demogorgon za jakiś czas ożyje. Mysimy się stąd wydostać.
- El, gdyby nie ty. Przyszłaś w samą porę. Masz rację czas nas goni.
- Już nic nie mów. Idziemy po Mikea.
Wyszłam z tego okropnie zimnego miejsca. Nic się nie liczyło prócz wolności. Mimo że czułam się okropnie byłam wstanie się ruszać.
El użyła swoich mocy, by otworzyć drzwi celi Mikea. Drzwi się otworzyły.
- Mike! - Podbiegłam do chłopaka przytulając go. Błogostan jaki mi towarzyszył był nie do opisania. Czułam jak jego dłonie gładzą mnie po moich plecach. Znów poczułam to znajome ciepło, którego mi tak okropnie brakowało.
- Nath, nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy. Kocham cię Nathalie. Kocham- patrzyłam na chłopaka z uśmiechem na ustach. Nadszedł długo wyczekiwany przez nas moment. Chłopak złączył nasze usta.
Mogłam trwać w tej chwili bardzo długo, jednak chrząknięcie El wyrwało nas z euforii.
- Rozumiem, że długo się nie widzieliście, ale mamy mało czasu.
- Oh tak, więc jaki jest plan?- zapytałam.
- Alarm, to jest nasz cel. Twoi rodzice resztę załatwią.
- Jesteśmy coraz bliżej celu.
- Powiedzmy,że tak. Musimy iść szybciej.
Szliśmy w stronę wyjścia. Wszystko wskazywało na to, że lada moment uwolnimy się z tych czeluści, gdy przed nami stanął lekarz prowadzący, którego zdołałam poznać w  pierwszych godzinach mojego pobytu w mental healt center. Lekarz przytrzymywał Monthgomery, trzymając przy jej skroni pistolet. To co działo się we mnie było nie do opisania, chwyciłam dłoń Mikea mocno ją ściskając.
- Jeśli się stąd ruszycie zabiję ją, ale wy też zginecie wszystkie wejścia są obsatwione. Nie uda wam się.
Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Widziałam złość El. Czułam, że dziewczyna eksploduje. Czemu nic nie robiła?
- El zrób coś!- krzyknęłam na nią. Zero reakcji- El zrób coś, nie stój tak!- krzyknęłam ponownie błagalnym tonem.
- Nath, ona nie może już nic zrobić, jeśli znów użyje siły umysłu zginie- odezwała się Monthgomery gardłowym głosem. Spojrzenia wszystkich były skierowane na mnie, były tak przenikliwe.
- Już nic nie zrobicie, przegraliście smarkacze- mężczyzna rzekł poważnym tonem
Przestałam wierzyć, puściłam dłoń Mikea. Chciałam zrobić coś czego mogłam załować. Chciałam uciec i zostawić ich z tym samych. Szybki przebieg akcji sprawił, że tego nie zrobiłam. Monthgomery wyrwała broń z ręki mężczyzny powalając go na podłogę.
- Uciekajcie stąd,najlepiej podziemiami. El ty wiesz doskonale,gdzie one są. Nath,gdyby coś mi się stało zaopiekuj się Leilą,ona tak bardzo cię  lubi. Teraz uciekajcie, proszę.
Wykonaliśmy polecenie kobiety. Czułam się z tym okropnie, przed chwilą chciałam zostawić tam moją przyjaciółkę i chłopaka, którego kocham, teraz zostawiłam  matkę dziecka, które i tak już wiele przeszło. Biegnąc usłyszeliśmy strzał. Strach zawładnął moim ciałem, jednak gdzieś w głebi miałam nadzieję, że Monthgomery udało się obronić przed tym zwyrodnialcem. Zatrzymałam się,chciałam zacząć biec w stronę strzału, silna dłoń Mikea mnie zatrzymała.
- Zwariowałaś, Monthgomery kazała nam uciekać! - Mike na mnie krzyknął. Wzdrygnęłam się.
- Ona mogła się uratować. Może go postrzeliła
- Co jeśli jej się nie udało? Nath musimy uciekać, jeżeli się uratowała, to do nas dobiegnie- odpowiedział spokojniejszym tonem, gładząc mnie po policzku.
- Nathalie, on ma rację. W podziemiach czekają na nas chłopcy.
- Gdzie jest Martina?
- Bezpieczna razem z Joyce i Leilą. Lucas też jest z nimi on miał się zająć alarmem. Chodźmy już.
Zaczeliśmy biec. Biegłam ile sił w nogach trzymając Mikea za rękę, oglądałam się co chwilę za siebie z nadzieją,że Monthgomery do nas wróci. Strach też mi towarzyszył. Obawiałam się,że mężczyzna nas dogoni. Nareszcie dotarliśmy na miejcie.
W podziemiach czekali na nas Will i Dustin.
- Nareszcie jesteście, gdzie jest Monthgomery? Miała już tu być dawno- odezwał się Dustin- W zasadzie powinienem się z wami przywitać, ale nie ma na to czasu- dodał.
- Monthgomery musiała się zmierzyć z Wonderem- odezwała się El.
- Mniejmy nadzieję, że wyjdzie z tego cało, niestety Roxy nie żyje. El za bardzo użyłaś mocy.
- Taki miałam zamiar- dziewczyna rzekła okropnym tonem- Wyrządziła krzywdę mi i moim przyjaciołom- dodała pół szeptem.
- Przestańmy już gadać, uciekajmy stąd- odezwał się Will.
Znów zaczęliśmy biec. Trzymałam dłoń Mikea przez cały bieg. Nagle budynek jakby się rozpadał. Usłyszeliśmy ten sam alarm co kilka dni temu. Zaczęliśmy biec jeszcze szybciej.
- O co chodzi do cholery? Tego nie było w planach! - krzyknął Dustin.
- Demogorgon- rzekł Will.
- Musimy uciekać jak najszybciej, to znaczy wy musicie,ja się z nim rozprawie. Wydostańcie się stąd szybko. Ja dam sobie radę- powiedziała El.
- Przecież nie możesz nadużywać mocy- powiedziałam.
- Zabierajcie się stąd!- krzyknęła dziewczyna.
- Nath, chodźmy już. Posłuchajmy El- powiedział Mike, łapiąc mnie za rękę.
Kolejna bieganina. Miałam dość. Mknęliśmy przez walący się budynek. Nagle straciłam dotyk chłopaka, obejrzałam się za siebie. Mikea nie było. Ujrzałam za sobą tylko gruzy.
- Mike, Mike, gdzie jesteś! - zaczęłam krzyczeć. Nie obchodziło mnie to,że budowla mogła całkowicie się zawalić.
- Mike odezwij się proszę!
- Nathalie to nie ma sensu musimy uciekać!- krzyknął Will chwytając mnie za rękę. Byłam zbyt słaba by się wyrwać. Ostatni raz spojrzałam za siebie. Straciłam Mikea. Straciłam go.

Witajcie kochani. Wiem,wiem długo mnie nie było, ale nie muszę się tłumaczyć dlaczego 😚. Odrazu przepraszam was za ten rozdział, bo go popsułam nie tak, to sobie wyobrażałam.
Wielkimi, wręcz ogromnymi krokami zbliżamy się do końca jeszcze jeden rozdział,epilog i koniec. Mam nadzieję, że będziecie czytać moje nowe opowiadanie, które pojawi się w maju.
Do następnego 😚.

Stranger Love || Mike Wheeler || *w trakcie poprawy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz