Rozdział V

1K 67 7
                                    

Gellert Grindelwald stał bez ruchu, z mocno zaciśniętymi pięściami i oczami. Otoczyła go niemalże błoga cisza, więc oczekiwał nadejścia uderzenia w każdej sekundzie. Myślał przy tym, że może dobrze byłoby zemdleć, zniknąć, kupić farmę... czy cokolwiek. Z drugiej strony nie szkodziło sprawdzić. Odchylił powoli jedną powiekę...

Ha-ha, gem, set, sędzia Grindelwald!

To podziałało. Poklepał się radośnie po udzie. W porządku, wszystko było w porządku. Świetnie. Tak, Gellercie, jesteś zdecydowanie najgenialniejszy z nich wszystkich. Pokonał ich obu w tym samym czasie. Rechot opuścił jego gardło, kiedy rozejrzał się po komnacie. Jednak jego radosny nastrój prysnął, gdy tylko dojrzał minę Albusa Dumbledore'a. To było najbardziej mordercze spojrzenie, jakim ten kiedykolwiek go obdarzył. Niedobrze.

Szybko spojrzał w przeciwnym kierunku, by spojrzeć w oczy Lordowi Voldemortowi. Sposób, w jaki ten człowiek uśmiechał się słodko, czynił oczywistym, że Potter przestał być właśnie numerem jeden na jego liście. Cholera. Pierwszy raz tych dwoje zgadzało się w czymkolwiek i to musiało dotyczyć akurat jego śmierci! Życie było takie niesprawiedliwe...

- Gellercie? - spytał spokojnie Albus.

- Tak? - odparł, marszcząc brwi.

- Masz coś przeciwko ujawnieniu nam powodu, dla którego unieważniłeś Artykuł Dziewiąty? - zapytał Dumbledore, pukając różdżką o swoją nogę.

Cóż, oczywiście, że miał coś przeciwko. Wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiał, a teraz musiał podać jakiś powód. Hmmm, hmmm, dlaczego, dlaczego, dlaczego?

- Kiedy tylko będziesz gotów, Gellercie - zakpił Voldemort, obracając swoją różdżkę między palcami.

Cóż, była kwestia Lorda zabijającego ich wszystkich, ale nie przypuszczał, by Albus uznał to za wystarczająco ważki argument. Inni pewnie tak - nie Albus. Myśląc o tym ciut więcej, doszedł do wniosku, że to była kolejna rzecz, w której Voldemort mógłby się zgodzić z Dumbledore'em. Niezwykła noc.

Poza tym rzecz byłaby niemożliwa do dowiedzenia. Nie, powinien oprzeć się na sytuacji z dziewczyną. Albus miał rację, Voldemort przekroczył granice. Jednak chwilowo nic nie przychodziło mu do głowy. Myśl, do cholery, myśl.

- Tak, wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, dlaczego przeszkodziłeś wykonaniu naszej decyzji - powiedział Li Mei.

Naszej decyzji! To była odpowiedź. Miał ochotę wycałować wiedźmę nawet pomimo tego, że należała do jasnej strony i, cóż... była kobietą.

- Procedura musi być przestrzegana. Ci dwaj zaczęli walczyć, zanim doszliśmy do porozumienia.

Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na niego, jakby nagle wyrosła mu druga głowa. Niektórzy nawet wydali z siebie przeciągłe westchnięcia czy jęknięcia. No tak, odwoływanie się przez niego do jakichkolwiek procedur było ironią samo w sobie, choć kupiło mu to nieco cennego czasu, którego potrzebował na wymyślenie czegoś lepszego.

- Więc dobrze, przestrzegajmy procedur. Głosujmy - powiedział Voldemort.

- Tak - szybko zgodził się Dumbledore. - Wszyscy ci, którzy chcą unieważnienia Artykułu Dziewiątego, niech...

Praktykantka ☆Tomione☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz