1.1.

557 48 49
                                    

 Karteczkę wsunęła mi do kieszeni bezszelestnie i niemal niewyczuwalnie. Od razu chciałam po nią sięgnąć, ale powstrzymało mnie jej spojrzenie. Przeczytasz później, mówiło. Linda gapiła się na mnie bezwstydnie. Zauważyła coś? Miałam nadzieję, że nie wyglądałam podejrzanie. Schyliłam się i podniosłam jakiś brudny papier, po czym wrzuciłam go do worka, który trzymałam w drugiej ręce. Z każdą chwilą miałam wrażenie, że ciąży na mnie coraz więcej spojrzeń. Popatrzyłam na Virtusa – klęczał przy piecu, wysypując do środka zawartość worka na śmieci. Mimo że mój jeszcze nie był pełny, podeszłam do niego i uklękłam obok.

— Jak tam? — zapytałam.

— Linda nie odrywa od ciebie wzroku — stwierdził, patrząc w ogień nieobecnym wzrokiem. Śmieci wyciągał z worka pojedynczo i bardzo wolno. Specjalnie, żeby jak najpóźniej wrócić do pracy.

— Mam na myśli ciebie. Jak się czujesz?

— A jak ty się czułaś sześć lat temu? — Znów ten wyprany z emocji głos.

— Wszystko się ułoży...

— Kora, daj sobie spokój — przerwał mi krótko, chociaż bez złości, i wrzucił resztę śmieci w ogień. Wstał. — Wracam do pracy. — Po tych słowach odszedł. Westchnęłam. Odczekałam chwilę i odwróciłam się. Reszta pracowała daleko za moimi plecami. Wypatrzyłam Lindę – nie widziała mnie. Wyjęłam szybko karteczkę z kieszeni i przeczytałam wiadomość, po czym podarłam starannie skrawek papieru i wrzuciłam go do pieca z resztą śmieci. Wstałam, otrzepałam kolana z pyłu i wróciłam do pozostałych.

Zdążyłam spalić jeszcze dwa worki śmieci, czyli wręcz śmiesznie mało. Gdy grupa zaczęła się już powoli rozchodzić, podeszła do mnie Linda.

— Przez ciebie wszyscy zginiemy — syknęła. Nie odpowiedziałam i nawet na nią nie spojrzałam. — Kora!

— Pilnuj swoich spraw — wyszeptałam spokojnie i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Dziewczyna złapała mnie za ramię i mocno ścisnęła.

— Jeszcze raz zobaczę cię z tą wariatką...! — Domyślałam się zakończenia.

— Nie wiem, o czym mówisz — zełgałam gładko. Szarpnęła mną, a jej paznokcie wbiły mi się boleśnie w skórę.

— Aurea. Wariatka. Twoja nowa przyjaciółeczka.

— To nie moja przyjaciółeczka!

Linda uśmiechnęła się kpiąco.

— Więc się z nią nie zadawaj, bo się tobą zajmę. — Wyrwałam się z jej uścisku, obróciłam na pięcie i odeszłam. Czułam, że odprowadza mnie wzrokiem. Czyli wie. Widziała. Zrobiło mi się gorąco. Doniesie na mnie. Starałam się uspokoić oddech. Poczułam, że opuszczają mnie wszystkie siły, a ogromny głaz spada mi na pierś, blokując dopływ tlenu. Musiałam odpocząć. Skręciłam w jedną z wąskich uliczek i usiadłam za jakimś starym, porzuconym fotelem. Odetchnęłam głęboko i spróbowałam się uspokoić; wyrzucić z głowy twarz Lindy. Tylko wyciszenie nerwów mogło teraz pomóc moim chorym płucom. Skupiłam się na wiadomości od Aurei. Na kartce było napisane „Arka". Nie miałam pojęcia, co oznacza to słowo. Przez chwilę pomyślałam, że zapomniała o literze „t" na początku, ale szybko stwierdziłam, że to niemożliwe. Dziewczyna może sprawiała wrażenie szalonej, ale nie należała do osób roztrzepanych. Na pewno chodziło więc o Arkę, czymkolwiek by nie była. Postanowiłam spytać Aureę następnym razem. O ile będzie następny raz, poprawiłam się w myślach. Nie lubiłam Lindy, ale jej groźby należało traktować poważnie. Szczególnie że tym razem miała trochę racji. Gdyby ktoś zauważył, że zadaję się z niewłaściwymi osobami, byłoby ze mną źle. A jeśli karę zechcianoby wymierzyć mi w pracy, to cała grupa mogłaby oberwać przy okazji. Nie zmieniało to jednak faktu, że spotkania z Aureą były jedynymi ekscytującymi momentami całego mojego życia. Nie miałam pojęcia, że tylu rzeczy mogę nie wiedzieć. A tak wiele mogłam się jeszcze nauczyć! Westchnęłam. Czułam, że czekał mnie trudny wybór. 

Projekt NoeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz