Z ciemności, która trwała godzinami, wyłoniły się obrazy. Niebo przesłonięte brudnymi chmurami. Szorstka, pokryta pyłem ziemia. Ciężkie, wojskowe buty. Światło. Wszystko wokół rozmazywało się, żeby za chwilę wrócić i powracało, żeby znów się rozmazać. Było cicho, ale tylko przez chwilę. Dźwięk powrócił mocnym uderzeniem, które otumaniło na moment wszystkie moje zmysły. Czułam, że poruszam swoim ciałem po twardej ziemi. Czułam, że to ciało przesuwa się i przetacza kompletnie bez gracji, jak worek pełen kamieni. Muszę wstać, motywowałam się w myślach, ale kontakt z moim własnym umysłem urywał się co chwilę przez pulsujący ból głowy. Słyszałam jęki – pozbawione mocy, ale wystarczająco silne, żeby je dosłyszeć. Moje jęki, uświadomiłam sobie. Dewolta wydawał polecenia ostrym głosem. Ktoś płakał, a ktoś inny krzyczał.
Nagle silna dłoń złapała mnie za prawe ramię i zdecydowanym ruchem pociągnęła w górę. Poczułam jakby mój lewy obojczyk ważył tonę. Zawyłam żałośnie, ale moje oczy były zaskakująco suche. Kompletnie nie miałam ochoty na płacz. Poleciałam na mojego wybawcę, a ten złapał mnie zręcznie i postawił z powrotem do pionu. Trzymając mnie mocno, poprowadził gdzieś naprzód. Wokół nas biegało kilka osób – wszyscy mówili. Żaden z tych głosów nie koił, wszystkie były głośne i ostre. Ból głowy się nasilał.
Szliśmy długo, a z każdym krokiem obojczyk robił się coraz cięższy. Czułam się, jakbym sunęła przed siebie w transie, a moje oczy zdawała się przesłaniać brudna szyba. W końcu znaleźliśmy się w pomieszczeniu. Kilka rąk przytrzymywało mnie, gdy ostrożnie położono mnie na łóżku. Przymknęłam oczy, ale sen nie przyszedł.
— Mówiłam ci — syknął mi ktoś do ucha. Poczułam wilgotną szmatkę na czole i igłę na ramieniu. Zasnęłam.
— Kora? — Znałam ten głos. Otworzyłam oczy i chwilę walczyłam z opadającymi powiekami. Pochylała się nade mną Tala. — Budzi się! — krzyknęła przez ramię.
— Co...? — wychrypiałam.
— Tak mi przykro. — Wyglądała, jakby chciała coś dodać, ale zrezygnowała. Do pokoju wpadł Bazyli. Na mój widok uśmiechnął się.
— Wreszcie. Jak się czujesz?
— Głowa mnie boli.
— Pamiętasz cokolwiek? — Westchnęłam i przełknęłam bolesną gulę, która utworzyła się w moim gardle. Nie mogłam się odezwać, bo całą swoją energię skupiałam na nie wybuchnięciu płaczem. Zauważyli to. — Zresztą nieważne...
— Opowiedz — przerwałam mu. — Zabili go? — Po moich policzkach potoczyło się kilka łez, a głos mi się załamał.
— Kiedy jeden z nich zaczął cię bić, zapanowało jakieś takie poruszenie: kilka osób zaczęło krzyczeć, niektórzy chcieli pomóc tobie albo Virtusowi. — Tala pospieszyła z wyjaśnieniami. — Więc jeden dewolta posłał w górę strzał ostrzegawczy. Leżałaś przez chwilę bez ruchu na ziemi i już cię chcieli podnosić, ale wtedy Agis zaczął krzyczeć, że jesteś po prostu zakochana w Virtusie i to dlatego chciałaś go bronić. Chyba się spieszyli, bo wtedy po prostu go wywlekli.
— Kiedy go zabierali, był żywy — dobiegł mnie trzeci głos i zza pleców Bazyliego wyłonił się Agis. — Pytanie tylko czy zabrali go bez powodu?
— Nic nie zrobił! — zaprzeczyłam stanowczo. — Wiecie, jaki jest Virtus, chciał wszystkich obronić.
— Być może o czymś nie wiesz. Może rzeczywiście wpadło mu do głowy coś głupiego...
— Uratował was! — wrzasnęłam i zaniosłam się płaczem. — Jak możesz mu coś takiego zarzucać?! Jestem absolutnie pewna, że jest niewinny.
CZYTASZ
Projekt Noe
Science FictionTo nie tak że Kora chciała kogoś narażać. Wiedziała, że ryzykuje i domyślała się, że przyjdzie jej za to zapłacić. Jednak niektórym rzeczom po prostu trudno się oprzeć... Cudowną okładkę zawdzięczam @TerraEpsilon Praca zajęła trzecie miejsce w letni...