Rozdział 15

537 76 17
                                    

Dwaj rośli mężczyźni wywieźli Jina za miasto. Dobrze wiedział co go tam czeka. A tak bardzo chciał przed śmiercią zobaczyć twarz Nama. Nawet nie musiałby nic do niego mówić. Gdyby tylko para błyszczących oczu spojrzała spod zielonej grzywki, mógłby spokojnie umrzeć, usatysfakcjonowany i spełniony. Z drugiej strony ginął dla niego, a przecież zawsze o tym marzył. Marzenia te odkładał w czasie, bo każda sekunda, którą spędzili w swoim parszywym towarzystwie była jak życiodajny zastrzyk.

Jechali długo, nie wiedział gdzie są, ani za ile zjawią się u celu podróży. Miał więcej czasu na przemyślenia i wspomnienia.

Od dzieciństwa kochał się w Namjoonie, nawet gdy ten nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Piekł mu ciasteczka i wkładał do małej szufladki w szkolnym biurku. Ten zjadał je nie zastanawiając się od kogo są. Prawdopodobnie nigdy go to nie obchodziło, nawet kiedy po wielu latach się do tego przyznał.

„Pizda" skwitował jego szczenięcą miłość i przez następne kilka dni w ogóle się nie odzywał. Ale  wracał, bo w głębi czuł, że tylko Jin może dać mu stabilizację. Był ucieczką od problemów, manekinem do bicia i wyżywania się.

Starszy często wspominał o swoim dzieciństwie. Opowiadał tak długo, aż Nam nie uciszał go krzykiem, albo uderzeniem. Zielono włosy nienawidził wracać do najmłodszych lat, tak samo jak swoich rodziców i wszystkiego co związane z domem, w którym się wychowywał.

„Chcesz, żebyśmy się zakolegowali?" zapytał go najpiękniejszego dnia jaki pamiętał. Jesienią, na rozpoczęciu roku szkolnego, w trzeciej klasie podstawówki.

Oczywiście się zgodził, jak mógłby odmówić. Chcąc nie chcąc tolerował także Mina, który podążał za nimi krok w krok. Choć prawda mogła być z goła inna. To sam Jin przyczepił się do dwójki chłopców i wykonywał wszystkie ich polecenia. Nienawidził Yoongiego przez długi czas. Nie dlatego, że nim pomiatał, ale dlatego, że był bliżej Namjoona, bliżej niż ktokolwiek inny, niż on sam. Wiele razy łapał się na tym, że chce nastraszyć Mina, przepędzić go, zagrozić, pobić, spętać, zabić. Zrobić cokolwiek, by nigdy już nie mógł spojrzeć na jego miłość. Najchętniej zrobiłby to z każdym, kto zawiesił na nim wzrok dłużej niż na kilka sekund. Gdyby wiedział, że młodszy nie będzie jego i nie ma już żadnej nadziei, zabiłby go.

Prywatnym ochroniarzem zrobił go dopiero w czasie liceum. Muskularny, piękny i niebezpieczny Jin budził postrach w szkolnych murach. Wtedy rozpoczęli przygodę ze szkolną gangsterką. Zabieranie młodszym śniadania, wsadzanie kilku głów do sedesu, pastwienie się nad nauczycielką chińskiego.

Norma. Każda placówka miała swoich łobuzów. Co tydzień wzywali ich rodziców. Po jednej z dziesiątek wizyt matka Nama się zbuntowała i kazała wynieść z domu.

Mieszkał oczywiście u Jina. Panoszył się jak u siebie, a jego siostra dostawała białej gorączki.

- Nie mieliśmy skręcić teraz w prawo? – głos Chińczyka mieszał się z przeżuwanymi chrupkami.

- Pasażerowie się nie odzywają, znam trasę.

- Dobra, dobra. Tylko mówię.

Głupole przerwali mu powrót do dzieciństwa. Dziwne, że przed śmiercią nie myślał o rodzinie. Miał przecież siostrę, którą kochał. Będzie jej smutno, ale też bez przesady, jak na jego krew przystało. Oby nie pakowała się przez to w jakieś kłopoty. Zemstę i agresję to oni mieli w genach.

Tyle razy ostrzegała go przed Namem. Nie mogła zrozumieć tego chorego uczucia. Choć przy Namjoonie zgrywała wspierającą i miłą dziewczynę, była pierwszą, która wskazałaby go palcem policji.

Trzy zadania |Bts, Exo| Vmin, Namjin, SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz