Rozdział 26

280 45 15
                                    

- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie wiem co się dzieje. Nie mamy już tam oczu.

- Wątpię, żeby zatrzymali swoje przywileje.

- W najlepszym wypadku.

Baek wypijał drugą butelkę soju. Ostatnio coraz więcej pił w samotności. Zwłaszcza w samotności. W towarzystwie próbował się powstrzymywać, bo tak nakazywał zdrowy rozsądek. Ułożył nogi, wyciągnięte na zawalonym papierami stoliku. Skubał plaster na palcu, przypominając sobie jak facet z kartelu próbował odciąć mu rękę jeszcze godzinę wcześniej. Skończyło się tylko na niewielkiej ranie, zakropionej alkoholem dla dezynfekcji. Nawet nie bardzo bolało, nie tak bardzo jak możliwość odcięcia kończyny.

Głowa ciężko zwisała mu na piersi i unosiła się co chwilę, gdy chciał coś powiedzieć. Albo i nie chciał, ale musiał. D.O nie miał w zwyczaju cierpliwie czekać na odpowiedź. Zawsze się go bał, od kiedy tylko się poznali. Był niższy, chudszy i bardziej chłopięcy, ale to nie wygląd kreował go na szatana. Co więcej, wygląd w jego przypadku potrafił być niesamowicie mylący. Mały D.O miał posrane w głowie, to wiadomo nie od dziś. Jako dziecko wyżywał się na wszystkich możliwych stworzeniach, od wiewiórek w parku do swoich opiekunek z karaluchami w szafce pod zlewem i dziećmi w szkole włącznie. Wiecznie robił wszystko na przekór oczekiwaniom. Kiedy kazano mu coś robić, robił zupełnie odwrotnie. Nie dlatego, że się z czymś lub kimś nie zgadzał, nie pozwalały mu na to przekonania czy umiejętności. Po prostu lubił patrzeć na czyjeś cierpienie, zawód, strach.

W szkole świetnie radził sobie z chemii. Miał zostać farmaceutą lub nawet lekarzem. I tylko dlatego, że ojciec był jedyną osobą w jego szatańskim życiu jaką szanował, zgodził się na te wygórowane plany i ambitne cele. Miał wtedy 9 lat. Ojciec popełnił samobójstwo dwa lata później i D.O dostał wolną rękę, co do wyboru przyszłego życia. Już nikt go nie ograniczał. A nie wybrał tak jak od niego oczekiwano, jak zwykle.

D.O siedział w papierach od rana do nocy. Nowe przedsięwzięcie pochłaniało jego czas jak sucha gąbka wodę. A, że Baek traktował swoje obowiązki nadzwyczaj lekkomyślnie, to cała biurokracja spadła mu na głowę. Multum umów, przepisów, nakazów i innych nic nie wartych śmieci.

- Musimy im pomóc – wybełkotał Baek przerywanym półgłosem.

- Nie mam na to czasu Baek, idź pogadaj z Chanyeolem.

- Kurwa.. nie masz dla nich czasu?!

Próba poderwania z miejsca ospałego ciała skończyła się bolesnym upadkiem z krzesła i rozwianiem papierów po pokoju. Siarczyste przekleństwa z podłogi upewniły D.O, że agresor jeszcze żyje. Nawet nie podniósł wzroku znad zapisywanego raportu dla syna Yato. Nienawidził świadomości, że musi się tłumaczyć z każdego kroku japońskiemu dziecku. Z drugiej strony pokazowa strona ich spółki niewiele miała wspólnego z prawdziwym interesem, który połączony z ich narkotykową działalnością przechodził okres świetności. Że też za czasów Kaia o tym nie pomyśleli.

- Sam ich w.. wyciągnę – Baek wygramolił się spod stołu. Plaster odkleił się od zasklepionej rany.

- Kurwa.. weź rękę, brudzisz dokumenty we krwi – D.O odepchnął zranioną dłoń, podpierającą blat stołu.

- Pierdole twoje papiery... nie mogę na ciebie patrzeć. Siedzisz tu i wypełniasz jakieś gówno jak pierdolony biur.. r..okrata.

- Ktoś musi – podmuch świeżego powietrza wpadł do nagrzanego pokoju. Baek stracił uwagę, odchylił głową w dół i westchnął głośno. Czuł, że zaraz zwymiotuje. Żółć zebrała mu się w dole gardła.

- Cześć – mały brulion i teczka z Hello Kitty została rzucona pomiędzy kartki. Jedna z nich zbroczona we krwi nadawała się już tylko do kosza. Dobrze, że była kopią.

Trzy zadania |Bts, Exo| Vmin, Namjin, SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz