Rozdział 19

479 67 20
                                    

Jin otworzył drzwi. Do swojego domu. Tak jak zawsze, z tym, że zupełnie inaczej. Wyjęcie klucza spod wycieraczki okazało się wyzwaniem godnym pokonania Goliata. On jako typowy Dawid pokonał przeciwnika, ale kosztem ściśnięcia rozgruchotanych żeber. Miał wrażenie, że wszystkie organy w jego wnętrzu obijają się o siebie nawzajem i plątają w kanałach jelit. Traktował swoje ciało jak wór kości. W nozdrza nie uderzył go zapach morelowych perfum, a to znaczyło, że nie było jedynej osoby, która mieszkała w domu poza nim. Wokół panował mrok.

Powłóczystym chodem dotarł do swojego pokoju. Nie rzucił się na łóżko, nie zdjął przemoczonego krwią ubrania, nawet się spojrzał w lustro. Szaleńczym gestem przegrzebywał sterty nic nie wartych śmieci w szufladach. Coś raniło go w palce.

Upragniona stal poszukiwanego przedmiotu schłodziła mu dłoń. Otworzył broń, ze środka pobłyskiwały trzy naboje. Za dużo jak na jego wrogów, miał zamiar pozbyć się tylko jednego.

„Tchórz" wyszeptał Nam.

- Nie... nie – mamrotał rozeźlony – Co ty byś zrobił na moim miejscu?

„Zabij się, nie pomogę ci" Odpowiedziała mu czarna otchłań pokoju.

Połykał kwaśny oddech i poruszał obolałymi palcami. Pękały z bólu. Sam je łamał.

- Nie powstrzymasz mnie? Zrób coś, a przestanę – przystawił broń do skroni.

Brud i piekące rany oplotły go jak knebel. Wstrzymał oddech, czekając na odzew. Stukot poruszających się wskazówek zegara wytrącał go z równowagi.

- Namjoon! Powiedz coś – tracił cierpliwość. Fokusowymi skokami skupiał niewidzące źrenice na poruszających się cieniach. Bez spoczynku, biegające w szybkim tempie. Chciał zatrzymać je siłą woli, która płatała mu figle. Żółć przykryła widok, niczym filtr.

Zacisnął palce, by spust przeszedł na stronę śmierci. Wahanie na krawędzi poddania zakończył upadek, który niewiele miał wspólnego ze zgonem. Poczuł nawet zapach różanej pościeli zanim zemdlał.

...

- Panowie, spotkaliśmy się tutaj, by ustalić parę ważnych spraw, z którymi zwlekałem już zbyt długo – zaczął V.

Na pierwszy, dosyć chaotyczny rzut oka, zebranie przypominało spotkanie piątki nowo poznanych znajomych. Niejednoznacznie sztywne, z panująca atmosferą niepokoju i nutką nieufności w stosunku do siebie nawzajem. Odbywało się wieczorem, w domu Jungkooka. Najmłodszy nie okazał z tego powodu zadowolenia, a V nie miał do niego pretensji, być może dlatego, że w ogóle nie liczył się z jego zdaniem.

Przebiegł spojrzeniem po zebranych. Po drugiej stronie stołu siedział Jin. Nie absorbowało go towarzystwo żadnego z zebranych. Nie prezentował się tak jak zapamiętał go każdy z obecnych. Mnóstwo żółtych plam po niedawnych siniakach pokrywała mu twarz, tak samo jak krwiaków i wybroczonych ran na zmarnowanym licu. Nie mniej jednak jego postura nie prezentowała się żałośnie, w proszącym o zlitowanie tonie. Władcza maska wydawała się obdzierać Tae ze złudzeń, co do podporządkowania sobie buntownika. Zarys twarzy Kima przeistoczył się w pozbawione wszelkich ludzkich uczuć lico pustego człowieka, bez przeszłości i przyszłości. Zniszczyli go do końca, ale na jego zasadach, które nieświadomie podyktował.

Po lewej stronie siedział Jimin. Gdyby ktoś nie znał powodu dla którego spotkanie odbywało się w tak nietypowym składzie, uznałby, że Jimin się cieszy. Zupełnie jakby dawno niewidziani znajomi złożyli mu niezapowiedzianą wizytę. Wpatrywał się w V i chyba jako jedyny był autentycznie zainteresowany tym, co brunet ma do przekazania.

Trzy zadania |Bts, Exo| Vmin, Namjin, SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz