Więcej wampirów, więcej problemów

67 11 5
                                    


Wampiry mogą spłonąć. Jeśli ktoś je podpali albo dźgnie srebrnym narzędziem. Ale nie w wyniku spontanicznego samozapłonu. Nie dzień po śmierci. I nie w siedzibie łowców na stole sekcyjnym! Do jasnej cholery, czy nikt tu nie przestrzega żadnych zasad?! Nawet umrzeć nie potrafił jak trzeba.

Zaciskam pięści, tłumiąc bezsensowną złość. Patrzę na stalowy stół, gdzie jeszcze niedawno widziałem zabitego wampira. Teraz blat jest pusty. Idalia kończy składać raporty i patrzy na nas wyczekująco, jakbyśmy umieli wyjaśnić to, co się stało.

– I co? – pytam wściekle. – Tak po prostu wyparował?

– Nie. – Kręci głową dziewczyna. – On spłonął.

Czekam.

– Zapalił się i spłonął – mówi po prostu Idalia.

Wciąż czekam.

– Siedziałam przy biurku i jadłam obiad, kiedy on nagle zapalił się niebieskim ogniem. Rzuciłam zaklęcie gaszące, ale nic to nie dało. Już chciałam wzywać Dowódcę z obawy, że spłonie cała siedziba, kiedy ogień zmniejszył się i zgasł zupełnie. I tyle. Zostało trochę popiołu, który zebrałam do tamtej torebki. – Wskazuje na szafkę pełną plastikowych woreczków.

Świetnie, myślę.

– Super – mówię na głos.

Podchodzę do szafki, otwieram odpowiednio opisany woreczek, po czym rozcieram trochę popiołu w palcach. Delikatne drgania świadczą o tym, że to szczątki istoty magicznej. Co ja bym zrobił bez tych umiejętności łowcy?

Zamykam woreczek i kieruję się do windy. Kiedy drzwi się za mną zamykają, słyszę jeszcze pytanie Idalii:

– Co go ugryzło?

– Jest zły, że musi pracować – odpowiada Lena.

Racja. W tym momencie jestem zły jak cholera, że urodziłem się łowcą.

Podczas pięciominutowej jazdy windą (bo oczywiście musi się zatrzymywać na każdym piętrze) myślę o tym, że chciałbym zamienić się z Idalią na miejsca. Dziewczyna jest pół czarownicą, pół łowcą, więc w teorii nikomu nie podlega (w praktyce macki Dowódcy oplatają także ją). Mogła uczęszczać do szkoły dla łowców albo dla czarownic z ograniczeniem mocy do pewnego poziomu (o ile można jeszcze bardziej ograniczyć nasze supermoce). Nikt jej jednak do niczego nie zmuszał i po wypełnieniu odpowiedniego wniosku dla Międzyświatowej Organizacji Demografii i Edukacji pozwolono jej kształcić się samodzielnie. W przeciwieństwie do mnie, bo chociaż poświęciłem sporo czasu, żeby sfałszować akt urodzenia i podawałem się za pół łowcę, pół wilkołaka, to i tak zesłali mnie do przeklętej szkoły. A po szkole do przeklętej pracy. A Idalia? Nie mogła być pełnoprawnym łowcą, ani pracować w jakiś tam organizacjach czarownic, ale poza tym nie miała ograniczeń. Technik kryminalistyczny, sekretarka, nauczycielka niższego szczebla w którejkolwiek ze szkół. Mogła robić cokolwiek. A ja? Pieprzony obrońca uciśnionych. A kiedyś byliśmy katami. Ech.

Wysiadam z windy i idę do gabinetu. Zanim zdążę porządnie usadowić się na krześle do pomieszczenia wchodzą Lena i Emil.

– Idziemy odwiedzić klan – oznajmia czarownica. – Zanim wyjdą na polowanie.

Wywracam oczami i niechętnie podnoszę się z miejsca.


Ulica Wiosny Ludów znajduje się chyba na końcu świata. Kiedy wreszcie tam docieramy mam dość milion razy bardziej niż wcześniej. Znajdujemy odpowiedni numer i przechodzimy na tyły budynku. Na drzwiach do piwnicy jest umieszony magiczny znak, którym trzeba oznaczać siedziby magicznych istot. Emil puka i po chwili drzwi się otwierają. Stoi w nich bladolicy mężczyzna w czarnym garniturze.

Dezercja z miejsca zbrodniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz