Wszystko ma swoje minusy

19 4 2
                                    

Mam na imię Jack i jestem łowcą. Jestem dumny ze swego pochodzenia i cieszę się, że wykonuję tak ważną pracę, jaką jest ochrona istot magicznych i ludzi przed niebezpieczeństwem. Z dumną noszę na piersi odznakę świadczącą o mojej profesji i jestem godzien szacunku okazywanego mi przez wdzięczne społeczeństwo.



– Zwalniam cię – mówi Dowódca.

To tyle jeśli chodzi o jakąkolwiek wdzięczność.

– Co? Niby dlaczego?

– Sprzeciwiłeś się moim rozkazom, kurwa.

– Znalazłem zabójcę. Ja...

– Mój rozkaz jest najwyższym prawem dla ciebie i innych łowców.

– Chyba w twoim świecie.

– Co powiedziałeś?

Siedzę w gabinecie Dowódcy, wysłuchując tej nieprzemyślanej krytyki mojego działania.

Mam rękę na temblaku, palce w gipsie i opatrunek na żebrach. Trudno mi oddychać, ale przynajmniej ból znacznie się zmniejszył. Chociaż to może zasługa środków przeciwbólowych, którymi nafaszerowali mnie w szpitalu. A raczej w miejscu, które nazywam szpitalem. Zdecydowanie na wyrost. W rzeczywistości jest to kilka sal na przedostatnim piętrze siedziby z kilkunastoma metalowymi łóżkami, ukradzionymi ze złomowiska. Tak podejrzewam.



To tam obudziłem się po starciu z Idalią. Leżałem w jednym z tych łóżek, zabandażowany i podłączony do kroplówki. Nic mnie nie bolało. Było miękko, ciepło i cicho. Zamknąłem oczy. Nie na długo.

Dowódca przyszedł się mnie czepiać jakieś piętnaście minut później. Pytał o wszystko. Dosłownie o wszystko. Prawie nic jednak nie powiedziałem, bo przerywał mi co dziesięć sekund. Niewiele wiedział o sprawie, ale nadrabiał to ofensywnymi pytaniami sugerującymi odpowiedź. Udało mi się tylko zapytać go, co z wampirzycą. Skrzywił sie, co chyba oznaczało, że z nią rozmawiał. Przez chwilę jeszcze pogadał z samym sobą nade mną, a potem w końcu poszedł. Zamknąłem oczy. Nie na długo.

– Cześć. – Obok łóżka stali Lena i Emil. – Jak się czujesz?

– Nie jest źle. Morfina z odzysku nawet dobrze działa. – Wskazałem kroplówkę. – A wy jak?

– Trochę się poddusiliśmy w mrocznej galarecie. – Emil wzruszył ramionami. – Poza tym w porządku.

– Skąd w ogóle się tam wzięliście? – Liczyłem, że od nich dostanę odpowiedź na więcej niż zero pytań.

– Zadzwoniła do nas. – Lena potrząsnęła głową. – Powiedziała, że znalazła zabójcę. I żeby się pośpieszyć, że on na nią czyha, że zaraz ją znajdzie.

– Szybko się ogarnęła – prychnął Emil.

– Co?

– Ustaliliśmy, kto logował się do bazy danych Międzyświatowego Biura Demografii i Edukacji. Podane były tylko numery identyfikacyjne, ale dotarcie do pozostałych danych było kwestią czasu.

– Musiała mieć wgląd do naszych komputerów. – Emil przeczesał ręką włosy. – I kiedy zaczęliśmy jej zagrażać, zwabiła nas do magazynu. Żałowała, że nie przyszedłeś z nami.

Nie wątpię.

– A ty? Jak się dowiedziałeś? – zapytała Lena.

Opowiedziałem im historię niemiłego spotkania z wampirzycą, jeszcze mniej miłego postrzału i najmniej miłej walki na Załęskiej Hałdzie. Pominąłem tylko to, co obiecałem pominąć.

Dezercja z miejsca zbrodniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz