Ùine cz.VI

369 51 6
                                    

Po rudych włosach spływały krople wody, które spadały na białą koszulę, przy okazji sprawiając wrażenie, że materiał staje się przezroczysty. Co z kolei zazwyczaj denerwowało Nakaharę, ale teraz miał to gdzieś. Choć może nawet tego nie zauważył, oddany całkowicie czytaniu książki od swojego, byłego, partnera zapisanej starannym i strasznie drobnym pismem. Płomiennowłosy nie mógł pojąć, gdzie ta głupia makrela nauczyła się tak pisać. Zazdrościł mu charakteru pisma, mimo że sam miał nawet ładne pismo, ale nie dorównywało ono temu, które zdobiło pergaminowe karty rękopisu.

Po chwili prychnął i odchylił głowę do tyłu. Cały dzień spędził na czytaniu tego. Nie pomijał żadnego wyrazu, nawet jeśli szatyn opisywał dokładnie jakieś osoby. Najdokładniej chyba opisał blondyna... tego Doppo. Ta szuja ma nowego partnera... Ciekawe jak ten cały Kunikida zareaguje, gdy powtórzy się sytuacja sprzed ośmiu lat. Albo gdy makrela go wystawi podczas misji... Czego Chuuya nawet najgorszemu wrogowi by nie życzył. Znał Dazaia zbyt dobrze. Wiedział, że jeśli nie teraz, to za rok, może więcej zrobi to samo. On się nigdy nie zmieni... Nagle w cichym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.

Nakahara poirytowany podniósł się i, rzucając przekleństwami na prawo i lewo, podszedł do drzwi. Przez wizjer zobaczył mężczyznę odzianego w czerń. Poznawał go... Roznosił pocztę dla wyższej kadry, która nie mogła cierpieć zwłoki... Dłoń w czarnej rękawiczce odryglowała drzwi i je uchyliła. Cichy szept przekazał, że ta paczka nie ma nadawcy, i nie udało się go ustalić, ale na pewno jest ona z tego miasta. Chuuya, bez słowa podzięki, odebrał pakunek i pokwitował odbiór. Mimo, że są nielegalną organizacją, procedury muszą zostać zachowane. Inaczej, znając życie, już dawno cała mafia rozpadłaby się w drobny mak. Tak samo jak wiele serc, które zostały złamane nieodwracalnie...

Po ponownym zaryglowaniu drzwi, egzekutor umościł się na kanapie, z paczką na kolanach. Potrząsnął nią delikatnie. Coś się lekko zatłukło. Jeśli byłby ładunek wybuchowy, to nigdy by nie trafił w jego ręce. Mafia dba o swoją kadrę kierowniczą... Niebieskie oczy spojrzały na koślawe znaczki, które miały oznaczać jego adres... Chuuya szczerze podziwiał tego, kto je rozszyfrował...

Powietrze ciężko opuściło płuca Nakahary. Z jednej strony był straszliwie ciekawy, a z drugiej... bał się. Czuł, że to coś wyjątkowego. I bał się, że to coś zwróci mu to, o czym próbował zapomnieć. Zacisnął oczy i odliczył od dziesięciu do zera, po czym zaczął rozpakowywać przesyłkę.

Z wielką dokładnością i równie wielką ostrożnością odklejał tonę taśmy klejącej. Jeśli wyskoczy z niego podobizna tej makreli, nie będę zdziwiony... pomyślał, rzucając ostatni kawałek taśmy na podłogę. Powoli uchylił tektury i omal nie krzyknął, ale nie z zaskoczenia... tylko złości. Kolejne pudełko owinięte ze wszystkich stron taśmą. Już wiem od kogo to jest. Tylko jedna osoba tak obkleja rzeczy... Nie rzeczy, tylko jedną rzecz zabezpieczyłby w ten sposób... Chuuya wstał po nóż, którym rozciął w odpowiednim miejscu taśmę, nie miał zamiaru już się bawić. Bo jeśli jego podejrzenia były prawdziwe, to...

Po chwili Nakahara trzymał w dłoniach stary aparat, który wypluwał każde ujęcie bezpośrednio po jego zrobieniu... Najcenniejsza rzecz w życiu Dazaia... Zajrzał jeszcze raz do mniejszego pudełka. Był tam list, który nakazywał przeczytać tekst od strony 297. Niebieskie oczy rozszerzyły się w szoku, bo ich nawet nie zdawał sobie sprawy, że w dolnej części każdej strony czai się liczba. Najdelikatniejszym ruchem odłożył aparat i porwał odłożoną wcześniej książkę. Bez trudu odnalazł ów stronę, gdyż wetknięto tamto zdjęcie, które poprzedniego wieczoru ujrzał jako pierwsze.

Odłożył je i zagłębił się w lekturę. Zaczęło się jak zwykła historia o przyjaźni. Troje ludzi się poznało w barze, do którego później przychodzili, by spotkać się i posiedzieć w milczeniu. Rude kosmyki, które już wyschły, poruszyły się wraz z przechyleniem głowy w bok. Nic strasznego się nie działo, ale to w jaki sposób było to wszystko ujęte... Nie pasował do Osamu. Tak jakby ktoś kiedyś spisał powieść o trzech przyjaciołach, a on podmienił nazwiska. Chuuya poczuł się zawiedziony, nie dlatego, że nie tego oczekiwał. Tylko, dlatego, że nie czuł nic przy czytaniu kolejnych dziesięciu stron. Pustka. Westchnął i z nadzieją, że to się zmieni, zaczął czytać kolejną stronę. „To nie jest prawdziwa historia. To co jest poniżej powinno wytłumaczyć moje zniknięcie". Chuuya przeklął Osamu, dziesięć stron zmarnować, na durny kawał? Mimo to, niebieskie oczy poleciały dalej.

Jego serce z każdym słowem coraz bardziej ściskał niewidzialny pierścień. W końcu poczuł, że ta historia nie jest taka jak inne. Jego ręce zaczęły się trząść. A oczy w pewnym momencie się zaszkliły. Nie był nawet w ułamku świadomy, co przeżywał jego partner, kiedy to się działo. A w tedy już byli ze sobą, ale Osamu nigdy nie powiedział mu, że coś się stało... Poczuł się oszukany. Myślał, że tamten mówi mu wszystko, tak jak sam to robił. Ufał mu bezgranicznie... I jak to się skończyło? No właśnie, jak...

Kolejne strony odsłaniały dzień, w którym Dazai stracił to co było dla niego cenniejsze, niż aparat. Przyjaciół. Rudowłosy poczuł się nieważny. Nieistotny w życiu ciemnowłosego. Czuł też zazdrość, kiedy czytał opisy Ody Sakonosuke, bo te były zbyt poetyckie. Sprawiały wrażenie, że nie łączyła ich tylko przyjaźń, tylko coś poważniejszego. Ale, kiedy dotarł swymi błękitnymi oczyma do fragmentu, który opisywał pożegnanie Dazaia z „Odasaku", popłakał się. Chciał zawsze być przy nim, co by się nie działo. W dobre i złe dni, w chwilach radości i cierpienia. Ale Dazai nie chciał, by on, Chuuya Nakahara, ugiął się pod ciężarem wielkiej tragedii, jaka się zdarzyła w dzień, po którym zniknął bez śladu. W poranek dnia, którego zrobił tamto zdjęcie. Rozmazany krajobraz. To dlatego pozwolił mi zrobić to zdjęcie? Chciał się pożegnać?

Słone łzy spływały po bladych policzkach niczym woda bystrego nurtu strumienia po kamieniach. Drobne ręce zaczęły je wycierać materiałem rękawów białej koszuli. Chciał dawać otuchy, a sprawił, że Osamu bardziej cierpiał. Zaczął się nienawidzić. Tak mocno jak nigdy dotąd. Chciał zniknąć z tego świata, tak aby nikt już nie cierpiał. Najlepiej w tym mieszkaniu, w tej koszuli. A jeszcze lepiej byłoby, gdyby zniknął teraz. W tej chwili. Bez śladu i bez możliwości powrotu...

Egzekutor zmusił się do doczytania książki. Zostało mu raptem parę kartek. Dalej znalazł zdjęcie, które sam wykonał i tam gdzie je wczoraj znalazł, i opis ich ostatniego wieczoru, który spędzili razem jako partnerzy, jako kochankowie... Teraz nie tamował łez, które ledwo przestały płynąć, a znowu zwilżały, odnawiając swoje ścieżki. Było to bardziej poetyckie, niż jakikolwiek wiersz napisany przez tego palanta w bandażach. Każdy wyraz był przemyślany. Zdawały tworzyć świetną iluzję... ale to nie była iluzja, bo nie mogło to być kłamstwem. Po prosty nie mogło. A nawet jeśli było, to Nakahara wolał wierzyć, że to jest prawda. Fakt dokonany, lecz odstawiony w kąt, gotowy do zniknięcia między kartami historii milionów nieszczęśliwych kochanków, takich jak oni.

Przewrócił ostatnią stronę i zastał kolejny wiersz. I kolejne narysowane czerwonym atramentem kwiaty. Nie był pewny, czy da radę przeczytać te dziewięć czy dziesięć linijek, ale postanowił przynajmniej spróbować. Nawet jeśli ma to złamać mu serce do końca. Jeśli ma się później stoczyć w otchłań zła, furii i beznadziejnej miłości.

Rudowłosy opanował się. Nie może tak myśleć. Ta przeklęta makrela nie jest psychopatą. Jest pieprzonym socjopatą. Takim, który zaczął udawać normalną osobę. Równie niebezpiecznym jak psychopata. Kalkulującym na chłodno. Dokładnym w swoich planach, które realizuje z śmiertelną precyzją... Ale to był jego socjopata. Przetarł swoją twarz skrajem koszuli, która tradycyjnie nie była włożona w spodnie. Skupił się i zaczął czytać. Powoli trawił każde słowo. Nie chciał niczego przeoczyć.

Tym co zrobiłem,
W

serce twe trafiłem.
Chciałbym na rany te,
Miodu sowicie nałożyć.
Jak ty niegdyś na moje.
To twoja zasługa, że
Poznałem piękno skryte,
Które ukrywa się w nas,
Wzajemnie uzupełniających się.

Dazai Osamu

P.S. Przyjdź w jakikolwiek wtorek do baru „Lupin",
o ile chcesz się spotkać. Będę czekać.
P.S.S. Przepraszam Cię za wszystko.

***

Ok... w poezję nie umiem, ale mam nadzieję, że się wam podoba. I w sumie to rozdział pisany od końca... Ciekawe uczucie napisać zakończenie i dopiero zacząć początek... Jeśli wam się podba, to mi też. Do następnego.

Czas | BSDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz