Dazai bawił się kulką lodu pływającą w bursztynowym płynie, czekając aż rdzawowłosa skończy oglądać zdjęcie. Odbitkę tej samej fotografii włożył między stronicy książki, którą zostwaił w tym barze z miesiąc wcześniej... może dwa... góra trzy miesiące temu i nie więcej! No dobra, w ostateczności trzy i pół miesiąca...
Mimo, że nie rozmawiali ze sobą, Osamu, żył nadzieją, że uda mu się znaleźć czas dla niego. Chyba w swoim "nowym" życiu niczego nie oczekiwał z taką niecierpliwością. Bolało go to jeszcze bardziej, bo jakieś dwa tygodnie wcześniej minęli się, ale bez możliwości rozmówienia się. A wszystko to doprawione było tym, że jego partner z dawnych czasów nie rzucił w niego nożem, tylko z własnej, nieprzymuszonej woli zaproponował wspólne picie, a nie ostrze między żebra... Chociaż, po dogłębniejszym zastanowieniu, tamto zaproszenie mogło się skończyć w taki właśnie sposób...
- Więc... to zdjęcie było zrobione dokładnie w tym miejscu? - Dazai spojrzał na kobietę siedzącą obok niego. Wskazywała długim palcem na wysoki stołek, na którym siedziała, jak niegdyś jej brat. Dlaczego tak cholernie mocno go przypominasz?
Ciemnowłosy wrócił wzrokiem do szklanki i mruknął coś. Jego towarzyszka podziękowała rzewnie za informacje, których jej udzielił. Burknął coś na kształt: "Nie ma za co" i wstał, chcąc wyjść. Rudowłosa również wstała, zatrzymując mężczyznę, w celu zwrócenia zdjęcia, o którym "zapomniał". Prawdę mówiąc, z premedytacją pragnął wyjść bez fotografii. Jego zamysł był taki, by zostawić je w rękach młodszej siostry przyjaciela. Mimo zniszczonego planu, odebrał zdjęcie z sztucznym uśmiechem i zdrabniając jej imię. Mógł się spokojnie zakładać, że jeśli miała jeszcze jakieś rodzeństwo, oprócz Ody, to ma równie krótkie imiona jak przedstawiciele rodziny Sakunosuke, których poznał do tej pory.
Mocne światło zmusiło Dazaia do zmrużenia oczu, a czyste powietrze, do zakasłania. Dłońmi owiniętymi w bandaże chował pamiątkę po dawnych dniach. Jedną z nielicznych. Kolejna, z tej gromadki, opierała się o budynek na przeciwko. Miała nie więcej niż metr sześćdziesiąt wzrostu, płomiennorude włosy i wściekłe, niebieskie oczy, które co rusz rzucały gromami. Jeden z nich w końcu ugodził w brązowookiego, który uśmiechnął się ciepło, przygotowując się do złapania noża, który w każdej chwili mógł przeciąć powietrze między nimi.
- Na co czekasz, Chuu?
- A zgadnij, gnido. - Rudowłosy ruszył ku głównej ulicy.
- Mhm... - Ciemnowłosy podążył za nim. - Czyli na mnie?
***
Blond włosy mężczyzna próbował skończyć swoją część roboty. Jednak radosne świergotanie jego przyjaciół rozpraszało i denerwowało go bardziej niż ten ten dureń w bandażach... Nie. Nic ani nikt nie potrafi psuć krwi oraz wprowadzać ludzi w stan "MUSZĘ KOGOŚ ZABIĆ" skuteczniej od tego pacana, ale nie zmieniało to faktu, że Kunikida ledwo nie wychodził z siebie.
Próbował zachować spokój, ale miłosne i przesłodzone, jak dla niego, słówka, które posyłali sobie Ranpo z Akiko, były nie do zniesienia. Przy tym, marudzenie Dazaia było symfonią. Przynajmniej miało jakiś sens i ład... A oni skakali od osobowości do oczu. Od oczu no stóp, by zaraz wrócić do nosa...
- Kunikida, idź odpocznij w końcu. - Yosano położyła dłoń na ramieniu w jasnej kamizelce. - Bo jak tak dalej pójdzie, to padniesz z przepracowania - dodała, uprzedzając niepokoje jasnowłosego. - Spokojnie, Razem z Ranpo zamkniemy biuro.
Doppo spojrzał na nią i westchnął. W sumie ma rację. Przez ostatnie miesiące wracał do domu grubo po pierwszej, a do Agencji przychodził przed szóstą. Jeśli pociągnie tak jeszcze przez pewien czas, to może trafić do szpitala, albo wprost na stół Akiko... a tego chyba każdy pragnie uniknąć...
Szarooki zmierzył dokument, który sprawdzał i westchnął. Był w jego połowie, ale w głosie Yosano, nie rozbrzmiewała ani propozycja, ani prośba, lecz nakaz... Wręcz groźba. A z tą kobietą się nie zadziera, więc wstał i zabierając płaszcz, wyszedł.
***
Gorący prysznic, mocna, czarna kawa i dobra książka. Tryle wystarczyło Kunikidzie, by zapomnieć o wszystkim. Może nie tak do końca o wszystkim, ale o tylu rzeczach, że mógł się zrelaksować.
Był też w miarę zadowolony z panującej wokół ciszy, przerywanej jedynie szelestem przewracanej strony i jego cichym oddechem. Jednak, znając życie, wiedział, że nie będzie ona wieczna, a chciał, aby tak było.
Powietrzu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Nieprzyjemny i denerwujący. Tak jak osoba, która mogła się za nimi kryć. A sama myśl o tym osobniku, napawała Doppo obrzydzeniem i odbierała ochotę na cokolwiek. Ale gdy dźwięk zaczął się powtarzać z równą częstotliwością, jakby ktoś nadawał alfabetem Morse'a. Właściciel mieszkania podniósł się i poszedł w kierunku drzwi.
Wyjrzał przez wizjer, przez który zobaczył czarną czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne. Oprócz nich dostrzegł morze czerwieni, które było ułożone z róż.
***
Jak tam myśl, że jutro poniedziałek? Ja się wprost nie mogę doczekać, aż zacznę dzień z najgorszym nauczycielem pod słońcem...
Miłego wieczoru!
CZYTASZ
Czas | BSD
Fanfiction"Im bardziej wyszukany i delikatny jest kwiat radości, tym czulsza powinna być ręka, która go zrywa". - Samuel Taylor Coleridge Czas. Chwila. Mrugnięcie oka. To tak niewiele. Ale gdy odczuwamy cierpienie to wydaje się, że ciągnie się w nieskończonoś...