Już blisko

287 25 4
                                    

Już jestem w domu, przywitałem się z rodzicielką i poszedłem do swojego pokoju... gdy nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu...
- Do jasnej ciasnej gdzie jest to cholerne ustrojstwo...- szukając go w każdym zakamarku znalazłem go w swojej tylnej kieszeni. Jak się tam znalazł to nawet Bóg wszechwiedzący nie wie...
- Halo, kto mówi- oczywiście bo po co patrzeć kto dzwoni.
- O hej Tsukki, to ja Yamaguchi. Chciałem się spytać, czy masz teraz czas?
- No mam, a co?
- Przyjdź do parku tam gdzie zawsze.
I się rozłączył, no tak bo po co lepiej pozostawić przyjaciela w niepewności, żeby wziął jakiś kastet na obronę. [ i zrobić z niego sałatkę na śniadanie] pomyślałem i się lekko zaśmiałem.

-Wychodzę.- ubrany wyszedłem z domu i skierowałem się w kierunku parku. Czy ta kapusta musi być taka, nie mógł wziąść jakieś pobliskiej restauracji. Dzizas ale pizga...

Zobaczyłem tą kapustę tam gdzie zawsze, czyli gołą stuletnią wiśnią.
- Jestem, co chciałeś?
- Chciałem się wytłumaczyć dlaczego się tak zachowuję...
- Ach tak?- spojrzałem na niego wzrokiem typu zabiję Cię głąbie kapusciany tu tak zimno i karzesz mi stać na dworze.
-... może pójdziemy do pobliskiej kawiarni?- spojrzał na mnie, chyba długo czekał bo ma wypieki
- I to szybko zanim się podziebisz. A za niedługo obus jest.- Yamguchi spojrzał na mnie zaskoczony.- Jak to?
- Och, chodź już do tej kawiarni wszystko ci wytłumaczę...- i skierowaliśmy się w kierunku kawiarenki z wybornymi czekoaldami na gorąco.
                                 *
Usiedliśmy przy wolnym stoliku. Najpierw wytłumaczyłem mu wszystko na temat obozu, a potem podeszła do nas kelnerka. Poprosiłem o tą wybitną gorącą czekoladę z bitą śmietaną posypką czekoladową i truskawkami. Yamaguchi za to wziął o dziwo tylko herbatę i ciastko.
- Nie wiem od czego zacząć...- odezwał się w końcu-... no bo chodzi o to, że moja mama chcę abyśmy się przeprowadzili...- spojrzałem na niego z zaskoczeniem, ale kontynuował-... nie stać ją na zapłacenie rachunków, a ojciec się nie odzywa...- posmutniał to już nie był ten sam Yamahuchi, śmiejący się i pogodny chłopak, którego poznałem-... postanowiłem jej pomóc, zarabiam na ulotkach i coś w tym stylu, ale to i tak za mało...- było z nim coraz gorzej, z jego pięknych i zawsze radosnych oczu zaczęły wydobywać się łzy smutku i żalu.
- Yamaguchi? Prosze popatrz na mnie...- uśmiechnołem się lekko-... pomogę ci. Słyszysz? Nie chcę byś wyjeżdżał...
Zebrałem się i kazałem mu to też uczynić i zabrałem go do mojego domu.
- Mamo, jestem i Yamaguchi też... - spojrzałem na nią porozumiewawczo.
- Och, witaj słonko, herbatki czy może kakao?
- Podziękuje, mi też miło Panią widzieć.
Podeszłam do mamy i szepnołem.
- Mamo zostawię ci go na chwilę, ja muszę coś ważnego załatwić. Spojrzałem na nią bałagalnie...
- Dobrze, ale szybko. Później mi masz wszystko powiedzieć.

Wyszedłem uprzedzając jeszcze przy okazji Kapustę i zadzwoniłem do Daichiego...

><><><><><><><><><><><><><><><><
I oto jestem wraz z nowym rozdziałem...
Trochę smutmy (Przepraszam😢😢😫😫) ale obiecuję, że nie na długo.

No to do zoba ptyś!!💖💖😘

~Rogacz

(Nie)chcę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz