#3. razor blade

9.7K 439 8
                                    

Powoli odzyskiwałam władze. Zdziwiłam się czując wokół siebie miękkie i ciepłe otoczenie zamiast wilgotnego mchu. Bałam się, że ktoś mógłby mnie wykorzystać lub porwać. Przerażona nie za bardzo wiedziałam czy otwierać oczy. Niepewnie podniosłam powieki doznając szoku. Znajdowałam się w nieznanym mi pomieszczeniu. Zdecydowanie jest przeciwieństwem mojego pokoju. Tu panował bordowy i czarny. Wszystko tu było ogromne. Łóżko na którym leżałam było dwu osobowe z baldachimem. Cały pokój był duży. Słysząc, że ktoś nadchodzi szybko schowałam się pod łóżko modląc się by mnie nie znalazł. Podłoga drżała pod ciężarem nieznajomego mi człowieka. Mocno przyległam do podłogi i starałam się cicho oddychać.

- Kochanie. - powiedział znany mi głos, ale nie miałam pojęcia skąd go znałam. Bardziej zaczęłam zastanawiać się dlaczego on mnie tak nazwał. On jest nienormalny. Nie zna mnie. Ja go nie znam. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dotyk na kostkach. Pisnęłam przestraszona i wyrywałam się jak tylko mogłam.

- Spokojnie kotku. - szeptał próbując mnie uspokoić. Trzymał mnie mocno nie zwracąc uwagi na moje szarpanie. - Cii kotku już. - powtarzał ciągle. Naprawdę podziwiam go za siłę. Za każdym razem krzywiłam się na jego słowa. Zdziwiłam się kiedy przytulił mnie do siebie. - Kochanie nic ci nie zrobię. Proszę uspokój się.- mówił to z dużą czułością, ale nie zwracałam na to uwagi.

- Puść mnie. - zażądałam - Proszę. - przestałam się szamotać. Sądziłam, że puści mnie jak się uspokoję jednak ten tylko przyciągnął mnie mocniej. Położyłam dłonie na jego torsie, by odepchnąć się od psychopaty. Bardzo dobrze czułam jego wyrzeźbione mięśnie. Z całą siłą oderwałam go od swojego ciała.

Gdy chłopak odkleił się ode mnie  doznałam szoku. To był przedrzydły szczur i obleśny chłopak ze szkoły. Ten sam co nazwał mnie cholerną dzikuską. Przypatrywał mi się z nieodgadnioną nadzieją. Nadzieją na co? Zaraz go tak wypatroszę, że nie będzie mógł wstać. Pieprzony psychol.

- To ty ... - szepnęłam.

- Mary. - wyciągnął do mnie ręce na co się odsunęłam. W jego oczu zamigotała iskierka bólu.

- Nie dotykaj mnie psycholu. Wypuść mnie natychmiast. - zażądałam

- Nigdy. - usta uformowały się w wąską linie, a oczy zaszły czernią. Wycofałam się do tyłu z nagłego strachu. On chyba to zauważył, bo jego twarz wróciła do poprzedniej formy. - Proszę wysłuchaj mnie.

Prychnęłam na jego słowa. Dlaczego ja mam go słuchać skoro on sam nie chciał spełnić mojej prośby. Nie wiele myśląc moja ręka wystartowała wprost do jego policzka. Wciągnęłam mocno powietrze czując rozdzielający mnie ból. Chwyciłam rękę masując delikatnie uraz. Pieprzony psychol złamał mi dłoń. Zmarszczyłam brwi widząc jak szybko znalazł się koło mnie z zimnym okładem. Zabrałam go od niego szybko, byle tylko mnie nie dotykał. Moja psychika była na wyczerpaniu, domagała się wyjaśnień. Jednak ja nie mogłam złamać bariery. Nie mogłam nikogo do siebie dopuścić. Nie miałam zamiaru znowu cierpieć. Upadłam na kolana. Nie chciałam myśleć, nie chciałam cierpieć. Chciałam tylko spokoju. Który zabieram idąc do planety śmierci.

Otworzyłam oczy widząc moją różową lampkę bijącą światłem. Położyłam się na plecach przyglądając się białemu sufitowi z domieszką szarości. Czy to był tylko sen? A może duchy zabrały mnie tam pokazać ,że gorzej być nie może? Odruchowo dotknęłam ręki nie czując nic. Ból zniknął. Czyli to tylko pieprzony sen, wróciłam do śmierdzącego życia. Lekko przekrzywiłam głowę spoglądając na zegar. Już południe. Wstałam marząc do zimnym prysznicu.

Chodziłam po sklepie cała spięta. Miałam wrażenie iż ktoś ciągle mnie obserwuje. Co kilka sekund odwracałam się, ale nikogo nie było. Wzruszyłam ramionami gdy po raz kolejny nikogo nie zauważyłam. Podążyłam do działu z artykułami papierniczymi. Chciałam kupić dość dobrą żyletkę, bo tamta zniknęła. Szukałam jej wszędzie jednak zapadła się pod ziemie. Stanęłam pod naprawdę dużym wyborem. Niektóre były duże, niektóre małe, z większą ostrością i jak sądzę tępe. Wzięłam optymalną wielkość ale z dużą ostrością. Uśmiechnęłam się psychicznie jak wyobraziłam co będę z nią robić. Poczuje się wolna. Na granicy życia i śmierci. To lubię.

Moją rozkosz przerwało wyrwanie mojego przysmaku. Spojrzałam w górę napotykając złote tęczówki. Cofnęłam się o krok te same które spotkałam w śnie. Wzruszyłam ramionami i podążyłam do półki ,by wybrać te same. Nikt mnie nie powstrzyma. Jednak nie przeszłam nawet kilku kroków a przed sobą widziałam jego klatkę piersiową. Spojrzałam na niego groźnie.

- Chcę przejść. - ostrzegłam.

- Po co ci to? - spytał machając mi przed twarzą moim skarbem.

- Nie twoja sprawa. - powiedziałam oschle. - Oddaj mi to. - kolejny raz ktoś mi zabiera ważną rzecz, brak kultury.

- Nie będziesz robić sobie krzywdy. -warknął. Tak warknął, jak prawdziwy pies.

- Pójdę do innego sklepu. - uśmiechnęłam się chytrze.

- Nie pozwolę ci.

- Nie potrzebna mi twoja zgoda. - wzruszyłam ramionami.

- Jesteś moja i masz się mnie słuchać. - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie rozumiałam jego słów. Nie mam nikogo i mam być czyjaś? Prychnęłam. Jeszcze jakieś życzenia?

- Trudno.- odparłam i odwróciłam się napięcie wracając skąd przyszłam. Czyli samotnej ciemności współpracującej ze śmiercią. Aż się uśmiechnęłam na sam pomysł co zrobię w domu. Dobrze, że nikt mnie teraz nie widzi. Nie wiem co by ktoś zrobił gdyby widział kobietę z urodą diabła.

Oryginał: 18 stycznia 2018
Poprawka: 6 sierpień 2018
Słowa: 817



Wszystko dla ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz