Dziewczyna pewnym krokiem, podążała szkolnym korytarzem w stronę powrotną. Przystanęła przy sekretariacie, i zapukała w drewnianą powłokę, która kryła pomieszczenie. Po usłyszeniu zaproszenia, weszła z uśmiechem na twarzy, i przystanęła bo do jej uszu, dobiegł donośny głos, dyrektorki. Za zamkniętymi drzwiami jego gabinetu.
DYREKTORKA
- Ty! Już lepiej, nic nie mów. Czy Cię do reszty, pogrzało? A ty, synu nie potrafisz, zmusić go, do znalezienia sobie stałej partnerki?
Samuel
- Ale..
Naket
- Zamknij się w reście...mało ci było? I, co z nim zrobisz? Wydalisz?
DYREKTORKA
- Nie. Wydalenie nie wchodzi w grę...Zawieszam go, na...trzy tygodnie. Po karze zawieszenia, do końca roku...będzie pomagał słabszym uczniom.
Samuel
- Co?! Ale...
Naket
- Zamknij tą mordę. I tak dobrze, zagrasz...
DYREKTORKA
- Nie zagra, w eliminacjach. Porozmawiam z trenerem.
Samuel
- Kurwa! Ja pier...
DYREKTORKA
- Słownictwo chłopcze. Naket, zobacz czy Any, już jest z powrotem.
Chłopak otworzył drzwi, od gabinetu swojej matki. Przystanął i przyglądał się uroczemu widokowi. Dziewczyna opierała się o blat biurka sekretarki i śmiała się uroczo, i szczerze do starszej kobiety.
Matilda
- Chyba, czas na ciebie rybko- kiwnęła głową, na znak że ktoś przysłuchuje się ich rozmową.
Any
- Tylko, nie zapomnij i przekaż wujowi, że jest zaproszony na kolację dzisiaj. Oraz, że muszę omówić z nim, sprawy dotyczące watah.
Matilda
- Dobrze słoneczko, nie zapomną. Zaraz do niego zadzwonię i powiadomię o wszystkim. Alfa, z początku będzie psioczył, ale przyjedzie na pewno. A, Any...kiedy mają przyjechać, ci twoi goście?
Any
- Na dniach. Dałam tobie wszystkie papiery, możesz mi je dać. Od razu, osobiście załatwię ich przyjęcie, u dyrektorki. Trochę ich będzie, a ciebie od ciąże.
Matilda
- Proszę i zmykaj już.
Chłopak przepuścił dziewczynę w drzwiach, i zaciągną się jej zapachem. Który przypominał jemu, dziecinne niewinne lata. Czasy gdy, jeszcze się przyjaźnili. Gdy spotykali się nad ''Strumieniem prawdy''.
DYREKTORKA
- Już jesteś Any, i co jest Mice?
Any
- Kilka zadrapań i siniaków. Wyliże się z tego. Chciałabym, usprawiedliwić od razu, nie obecność swoją i członków mojego stada. Nie było nas w zeszłym tygodniu. Robiliśmy renowację terenu i domów mieszkalnych.
DYREKTORKA
- Dobrze. Czy coś jeszcze, w czym mogę tobie pomóc.
Any
- Ach tak, bym zapomniała. Tutaj mam papiery o przyjęcie, grupy osób. Na dniach powinni już przyjechać na miejsce. Była bym wdzięczna Pani, gdyby Pani zechciała ich przyjąć. To również wilki, tylko...
Kobieta wzięła papiery i zaczęła przeglądać. Imiona, Nazwiska, wiek, partnerstwo, przynależność...BRAK. W każdym podaniu, tylko przynależności do watahy brakowało. Kobieta marszcząc brwi, spoglądała z kartki na kartkę.
Naket
- Co jest, matko?
Kobieta uniosła głowę i w nikłym uśmiechu, popatrzała na osiemnastolatkę.
Anabella
- Any, czy to są...
Any
- Tak, proszę Pani. To grupa RENEGATÓW.
Naket
- RENEGACI?!
Samuel
- Renegaci?
Any
- Tak, a co w tym złego? To też wilki, tylko bez Alfy. Teraz członkowie mojego stada. Biorę, pełną odpowiedzialność za te osoby.
Naket
- Matko, nie możesz ich tu przyjąć!
Anabella
- Mogę, i to zrobię. Jeżeli bierzesz za nich odpowiedzialność, i zapewniasz że nie będą sprawiać kłopotów, to czemu nie. Szczególnie że...teraz należą do watahy ''Mglistych kłów''. Czyli mają, przynależność i Alfę. Rozumiecie! A, i jeszcze jedno Naket. Nie radzę tobie, prowokować kogokolwiek, bo będę zmuszona, wydalić ciebie ze szkoły. A zostały, dwa lata. Pamiętaj.
Naket
- Ale, Matko...
Anabella
- Nie ma, żadnego ''ale''. Powiedziałam raz i uszanuj moją decyzję. To wszystko, możecie chłopcy wyjść.
Dwóch męskich osobników, nie chętnie wyszło z pomieszczenia. A, dziewczyna usiadła na krześle przed biurkiem dyrektorki. Omawiały kwestie, przyjęcia i rozmieszczenia na skrzydła.
DYREKTORKA
- To wszystko, możesz już iść. Proszę to karteczka dla wykładowcy, by nie psioczył że przeszkadzasz spóźniona. Bo teraz masz zajęcia ze starszą klasą. Chemię organiczną rozszerzoną. Tak?
Any
- Tak i dziękuje Pani serdecznie. Pani Anabell, chciałabym przeprosić i złożyć słowa ubolewania, po stracie...
DYREKTORKA
- Dziękuję Any. Ale wiem doskonale, że to niczyja wina. Mój mate, tak jak twój ojciec, byli starymi upartymi osłami. Do końca, to nawet nie wiemy, o co był ten spór. Do tej pory, zastanawiamy się, c wywołało tą wojnę. Przepraszam za syna i jego zachowanie, oraz za Samuela...
Any
- Luno ''Mrocznych Wilków'', nie godzi się przepraszać, za coś co nie jest twoją wina. Odpowiadasz za dobro i siłę stada, ale nie za zachowanie poszczególnych jednostek. Gdybyś miała to robić, to życia by tobie nie starczyło, by wychować każdego z osobna. I zapewniam, że jeszcze nie raz...spotkamy się w podobnej sytuacji. Bo nie pozwolę, pomiatać swoimi wilkami. Jestem Alfą i Luną, dla watahy ''Mglistych kłów'', ma Matka Camelia również jest Luną. I nie pozwolę, by ktoś pozbawił godności kobietę, która wydała mnie na podły świat. Dziękuje i już idę. Niech Pani, nie zapomni, o późniejszym lunchu z moją Luną.
Dyrektorka nawet nie wiedziała, jakich słów użyć. Bo słowa Alfy''Mglistych kłów'', nie dość że...zaskoczyły, zszokowały ją. To jeszcze, dziewczyna uświadomiła jej prawdę i odzywała się, z Alfią stanowczością i szacunkiem do Luny z innego stada.
Anabella
- Dziękuje, Alfo ''Mglistych kłów''.
Any
- Za prawdę...się nie dziękuję. Proszę Luno, ''Mrocznych Wilków'', przyjmij ja z godnością.
C.D.N
CZYTASZ
WILCZYCA w Płomieniach
Hombres LoboChętni to zapraszam. Nie zmuszam, nie nalegam. Przypadnie komuś do gustu- to super. Okładka do poprawy.